Zamknij

Z Pabianic do domu publicznego w Ameryce

09:59, 22.10.2022
Skomentuj NAC, sygnatura: 1-Z-16-2 NAC, sygnatura: 1-Z-16-2

Blisko 100 lat temu handlarze „żywym towarem” kusili je dostatnim życiem w Argentynie lub małżeństwem z zamożnym cudzoziemcem. Chętnych było mnóstwo. Ale za oceanem sielanka się kończyła…

W lutym 1930 roku do Pabianic przyjechał cudzoziemiec z Ameryki Południowej. Był młody, przystojny, elegancki, szalenie bogaty i dobrze mówił po polsku. Tak zapamiętali go tutejsi Żydzi, wśród których się obracał. Argentyńczyk o mieniu Ricardo i bardzo trudnym nazwisku zatrzymał się w najlepszym hotelu nad Dobrzynką – „Pod Złotą Kotwicą”. Szybko dowiedziało się o tym pół miasta. Gdy Ricardo wychodził z hotelu na ulicę, uważnie obserwował go tłumek gapiów.

Cudzoziemiec niczego nie sprzedawał, niczego nie kupował. W hotelowej restauracji wydawał przyjęcia dla świeżo poznanych pabianiczan, spacerował po parku nad rzeką, popijał kawę i likiery, chadzał na spotkania z zamożnymi mieszkańcami miasta. Dwa tygodnie po jego przyjeździe w kronice towarzyskiej ukazała się wiadomość: „Cudzoziemiec twierdzi, iż posiada w Buenos Aires duży skład manufaktury i przybył do Polski, by wyszukać sobie żony, ponieważ amerykańskie dziewczęta zupełnie mu nie odpowiadają”.

Wokół młodego Argentyńczyka zrobiło się tłoczno. Otoczyli go miejscowi swaci i ojcowie córek na wydaniu. T trzy tuziny posażnych panien z Pabianic gotowe były niezwłocznie wyjść za Ricarda i choćby jutro popłynąć z nim za ocean. „Podróż okrętem do Argentyny może potrwać nawet miesiąc” – lojalnie ostrzegał cudzoziemiec. Ale tutejszych panienek nie zniechęcił.

Ricardo długo się zastanawiał, obserwował dziewczęta, zagadywał, rozmawiał z ich ojcami. Wreszcie wybrał pannę Salę Łęczycką, urodziwą córkę zamożnego żydowskiego kupca. Ojciec Sali - Wigdor Łęczycki, prowadził sklep kolonialny na Nowym Mieście i skład cukru. Był człowiekiem roztropnym i ponoć dobrze znał się na ludziach. Tak przynajmniej powiadali klienci jego sklepu i znajomi.

Początkowo kupiec Łęczycki nie ufał cudzoziemcowi. Wypytywał Ricarda o argentyńskie przybysza interesy i znajomych wśród argentyńskich Żydów. Cudzoziemiec cierpliwie odpowiadał na wszelkie pytania. Z czasem kupiec pytał rzadziej, wyraźnie przekonując się do kandydata na zięcia. Jak napisał „Głos Poranny” ze stycznia 1931 roku, któregoś dnia Argentyńczyk przedstawił Łączyckiemu referencje od znanych w Ameryce działaczy żydowskich, pokazał blankiety firmowe swego świetnie prosperującego przedsiębiorstwa oraz opatrzone jego nazwiskiem książeczki czekowe. Młody mężczyzna z Buenos Aires robił wrażenie bardzo solidnego człowieka, toteż pan Łęczycki uznał go za zupełnie odpowiedniego kandydata na zięcia.

Łęczyccy byli wniebowzięci. „Panna Sala ochoczo zgodziła się na związek małżeński z obcokrajowcem” – pisała prasa. „Już dawno marzyła o dalekich podróżach, nie mogąc znieść szarej codzienności prowincjonalnego miasteczka nad Dobrzynką”.

Pożegnanie z domem

Kupiec Wigdor Łęczycki wyprawił córce huczne wesele. Na ślub i przyjęcie sprosił półtorej setki krewnych z Pabianic, Łodzi, Wielunia, Sochaczewa i Warszawy. Jednym z zaproszonych był Jankiel Czop, szewc z ulicy Drewnowskiej Łodzi. Czop przyjechał na weselisko ze swą śliczną młodą żoną. A ponieważ nie szło mu w interesach i wciąż miał puste kieszenie, podczas wesela zamierzał wypytać pana młodego o szanse zarobkowe w Argentynie. Po północy szewc Czop parokrotnie przysiadał się do stołu państwa młodych, prosząc o pomoc w emigracji do Ameryki.

Nad ranem pan młody uspokoił szewca. Przyrzekł mu, że wkrótce przyśle z Buenos Aires szyfkarty (bilety na podróż statkiem do Ameryki) dla Czopa, żony i trojga ich dzieci. Gdy zaś Czopowie przypłyną do Argentyny, załatwi im dobrze płatne posady w swym składzie manufaktury.

Tydzień po ślubie młodzi małżonkowie pożegnali się z rodzicami i opuścili Pabianice. Pociągiem pojechali do Gdańska, gdzie czekał statek kursujący na szlaku Europa-Ameryka Południowa. W owych czasach emigracja Polek i Polaków w tym kierunku mocno przybrała na sile. Latem 1930 roku władze naszego kraju wydały przepisy stanowiące, iż Polka wyjeżdżająca do narzeczonego w Argentynie, uzyska zezwolenie urzędu emigracyjnego, o ile przedstawi złożone pod przysięgą oświadczenie kandydata na męża. W dokumencie tym (opieczętowanym przez polski konsulat w Buenos Aires) musiało być zaznaczone, iż emigrantka „udaje się w celu zawarcia małżeństwa z wzywającym ją narzeczonym”. Potrzebne było także świadectwo moralności narzeczonego.

Żadnych zaświadczeń nie musiały składać Polki – żony Argentyńczyków i Brazylijczyków. Bez ograniczeń mogli też wyjeżdżać „za chlebem” młodzi mężczyźni z Polski.

„Kochani rodzice, jestem w niebie”

Z Argentyny córka kupca Łęczyckiego słała długie listy do rodziców. Pisała, że jest szczęśliwa, że mąż cieszy się w Buenos Aires powszechnym szacunkiem, że kupuje jej wszystko, czego Sala zapragnie. O majątku męża donosiła z zachwytem – że jest ogromny. Tak duży, iż młoda żona jeszcze nie zdążyła obejrzeć wszystkich fabryk, składów i sklepów.

W jednym z listów Sala przysłała szyfkartę dla Czopowej – żony szewca Jankiela. W kopercie była też karteczka od męża Sali - Ricarda. Argentyńczyk donosił, że zgodnie z dżentelmeńską umową dokumenty dla Jankiela Czopa są już wyrabiane. Na szewca czeka przyzwoita posada w manufakturze, lecz urzędowe formalności muszą jeszcze trochę potrwać. Póki co niech do Buenos Aires płynie żona Jankiela – zachęcał nadawca listu.

Szewca Czopa nie uradowała szyfkarta dla żony. Od dawna planował, że do Argentyny popłynie cała rodzina. Poza tym, gdyby Czopowa popłynęła sama, Czop musiałby się opiekować trojgiem małych dzieci. A niby jak miałby temu sprostać, skoro od świtu do nocy harował w szewskim warsztacie?

Jednak Czopowa się uparła. Chciała jak najszybciej płynąć do Argentyny, gdzie – jak była przekonana – żyje się lżej i dostatniej. Szewcowa przekonywała męża, że w Buenos Aires będzie ciężko pracowała, zarobi i urządzi się. A gdy przypłynie do niej ukochany mąż Jankiel z dzieciakami, Czopowie szybko się wzbogacą i wybudują duży dom. „Mam w tej materii zapewnienie kuzyna z Ameryki, człowieka prawego i zamożnego” – obiecywała mężowi. Kilka miesięcy później Czopowa popłynęła do Argentyny.

W łapach sutenera

Szewc Jankiel dostał tylko dwa króciutkie listy od żony. Czopowa pisała, że podróż do Buenos Aires zniosła znakomicie, pracuje w pralni, przyzwoicie zarabia, powodzi się jej bardzo dobrze. Stać ją nawet na wizyty w argentyńskich salonach mody. Poza tym Ameryka jest piękna. Jankiela zaniepokoiło, że w liście żona nie pyta ani o dzieci, ani o zdrowie męża. Czop odpisał, ale odpowiedzi z Buenos Aires nie dostał.

Coraz mocniej zaniepokojony Jankiel przyjechał do krewniaka Łęczyckiego z Pabianic. Chciał spytać o wieści od córki kupca. Ale krewny bezradnie rozłożył ręce. Od paru miesięcy nie dostał listu z Argentyny i także jego ogarniał niepokój.

Zdesperowany szewc wrócił do Łodzi, gdzie ubłagał piśmiennego rabina, by sporządził list do rabina w Buenos Aires. W liście tym była prośba o ustalenie, co się stało z żoną Jankiela Czopa. Odpowiedź nadeszła dość szybko. Żydowska gmina w Argentynie zawiadamiała, iż rzekomy argentyński kupiec, który poślubił i wywiózł za ocean córkę Łęczyckiego z Pabianic, jest dobrze znanym w Argentynie handlarzem żywym towarem. Tenże łotr od dawna wywozi z Polski młode niewiasty – raz jako świeżo upieczony mąż, innym razem jako kuzyn kobiet. Ricardo to także sutener – donosił rabin. Podstępnie uprowadzone Polki Ricardo zmusza do prostytucji w domach rozpusty w Buenos Aires, od lat czerpiąc z tego potężne korzyści. A ze ślubów zawartych w Polsce kpi, bo za oceanem są nieważne.

Wkrótce Żydzi z Argentyny dowiedzieli się, że poślubioną w Pabianicach Salę Łęczycką handlarz i sutener więził w swej rozległej posiadłości. Zmuszał ją, by napisała listy do rodziców w Pabianicach i szewcowej Czopowej w Łodzi. A gdy Czopowa przypłynęła do Ameryki, obie kobiety sutener Ricardo umieścił w „domu nauki”. Przez dwa tygodnie brały tam lekcje „rzemiosła” od doświadczonych prostytutek. Niepokorne „uczennice” bito i głodzono.

Po takim „kursie” kobiety były posłuszne sutenerowi. Gang, który zwabiał je do Ameryki Południowej, działał legalnie jako Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy. Handlarze żywym towarem legitymowali się dokumentami przedsiębiorców: kupców, fabrykantów i farmerów. Wielu z nich dobrze mówiło po polsku.

Zaginione w burdelach

Na prośbę rodziny Łęczyckich z Pabianic i szewca Czopa gmina żydowska w Buenos Aires zawiadomiła tamtejszą policję, że porwano dwie obywatelki Polski. Komisariat przyjął zgłoszenie, ale argentyńska policja niezbyt się starała, by odnaleźć wykorzystywane kobiety. Oficer zapewnił jedynie, że gdy jego ludzie wpadną na trop porywaczy, obie kobiety będą niezwłocznie odesłane statkiem do Europy. Kazał cierpliwie czekać.

Ojciec Sali Łęczyckiej nie chciał czekać. Pojechał do Warszawy, gdzie – jak się dowiedział – jest siedlisko sutenerów z Ameryki Południowej. Kupiec wypytywał o córkę i szukał kogoś, kto za duże pieniądze zajmie się odnalezieniem Sali. W jednej z warszawskich knajp Łęczycki dowiedział się, że w Argentynie są tysiące prostytutek – dziewczyn i kobiet uprowadzonych z Europy do dwóch tysięcy tamtejszych burdeli. Dowiedział się również, że argentyńska policja jest skorumpowania i z pewnością nie ruszy palcem, by znaleźć uprowadzone Polki.

W stolicy kupiec spotkał trzy młode kobiety z Pabianic, które szykowały się w podróż do Argentyny. Ostrzegł je przed sutenerami, opowiadał o losie córki, ale pabianiczanki nie posłuchały…

Rok później argentyńska policja umorzyła sprawę uprowadzenia obu kobiet. Wigdor Łęczycki nigdy już nie ujrzał córki, a Jankiel Czop – żony.

(Adam Dobrzyński)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu zyciepabianic.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%