Zamknij

Jak Kowalski z Pabianic zatrzymał „Czerwone Diabły”

Grzegorz ZiarkowskiGrzegorz Ziarkowski 12:20, 21.04.2025 Aktualizacja: 12:22, 21.04.2025
Skomentuj Paweł Kowalski to pierwszy wychowanek PTC, który dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji Polski Paweł Kowalski to pierwszy wychowanek PTC, który dostąpił zaszczytu gry w reprezentacji Polski

Wychowanek PTC Pabianice, Paweł Kowalski miał dokładnie 30 lat i 100 dni, gdy pierwszy raz wystąpił w piłkarskiej reprezentacji Polski.

Debiut obrońcy znad Dobrzynki przypadł na jeden z najlepszych meczów kadry w latach 60-tych XX wieku. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie pokonaliśmy Belgię 3:1.

Były to eliminacje do mistrzostw Europy 1968. W grupie eliminacyjnej „biało-czerwoni” trafili na Francuzów (półfinaliści Euro 1964), Belgów oraz reprezentację Luksemburga. Na inaugurację w Szczecinie planowo rozbiliśmy Luksemburg 4:0, choć do przerwy był bezbramkowy wynik. Gole strzelili Andrzej Jarosik, Jan Liberda, Ryszard Grzegorczyk oraz Jerzy Sadek. W kolejnym meczu na Parc de Princes w Paryżu pechowo przegraliśmy z Francją 1:2, a na pięć minut przed końcem załatwił nas mający polskie korzenie Georges Lech.

Wszystko, co najgorsze w tych eliminacjach spotkało nas 16 kwietnia 1967 roku w Luksemburgu, gdzie zremisowaliśmy 0:0. Ten mecz z ławki rezerwowych Polski oglądał Paweł Kowalski. Pabianiczanin dostał powołanie od pochodzącego ze Lwowa selekcjonera Michała Matyasa. Po spotkaniu na głowy kadrowiczów posypały się gromy, a najbardziej oberwało się napastnikom. Katowicki „Sport” określił grę polskich snajperów jako „atak inwalidów”.

W miejsce Oślizły

Spisujący się bardzo dobrze w pierwszoligowej drużynie ŁKS Łódź boczny obrońca Kowalski otrzymał powołanie na kolejny mecz reprezentacji Polski. Matyas chętnie sięgał po piłkarzy ŁKS – wcześniej szansę debiutu otrzymał inny pabianiczanin, wychowanek Włókniarza, Stefan Szefer, pewniakami w drużynie narodowej byli z kolei pomocnik Piotr Suski oraz wspomniany wyżej Sadek.

W drużynie musiało dojść do kilku zmian, bowiem Polska chciała się liczyć w walce o awans do finałów Euro 1968 i nie mogła stracić punktów z Belgami, którzy wygrali oba swoje mecze (2:1 z Francją i 5:0 z Luksemburgiem). Powołania nie dostali Krzysztof Hausner z Cracovii i Andrzej Jarosik z Zagłębia Sosnowiec, a kontuzje zawodników Górnika Zabrze Jerzego Musiałka i Stanisława Oślizły, stały się szansą dla łodzian: Suskiego i Kowalskiego.

- Obdarzyłem Kowalskiego pełnym zaufaniem. Nie powinien zawieść – twierdził polski trener.

Tę decyzję selekcjoner Matyas ogłosił w piątek, 19 maja 1967 roku. Mecz z Belgią był zaplanowany na niedzielę. Przed pabianiczaninem w historii reprezentacji było tylko pięciu starszych debiutantów – dwóch przedwojennych (Tadeusz Synowiec, Antoni Łyko) i trzech, którzy zagrali tuż po wojnie (Stanisław Kaźmierczak, Michał Filek oraz Henryk Alszer).

Belgowie przyjechali na Stadion Śląski w glorii niepokonanego lidera grupy i ich legendarny selekcjoner Constant van den Stock przyznawał bez ogródek:

- Jesteśmy w nieco lepszej sytuacji, a jednak oczekujemy bardzo ciężkiej walki, wyniku której nie sposób przewidzieć – mówił trener Belgów.

Z kolei nasz szkoleniowiec swój optymizm opierał na… wierze.

- Wierzę, że chłopcy zagrają na poziomie, którego od dawna oczekują od nich kibice, że wysoka stawka zdopinguje ich do gry na pełnych obrotach przez 90 minut – zaznaczał Matyas. – Oby tylko dopisała pogoda i kibice, na których doping bardzo liczymy.

Na zgrupowaniu w Wojkowicach polskich piłkarzy odwiedził… kominiarz, który miał im przynieść szczęście.

- Wygramy 2:0! – przewidywał kominiarz. Taki sam wynik w katowickim „Sporcie” typował Kowalski, Roman Strzałkowski i Zygmunt Anczok.

Udany debiut

21 maja 1967 roku na Stadion Śląski w Chorzowie pofatygowało się 65 tysięcy kibiców. Punktualnie w samo południe obie drużyny wyszły na boisko, hymny odegrała orkiestra górnicza kopalni „Radzionków”. Od początku przewagę mieli Polacy – belgijski bramkarz Jean Nicolay dwukrotnie okazał się sprytniejszy od Sadka. W 24. minucie najlepszy wówczas belgijski zawodnik Paul van Himst ograł pabianiczanina na lewej stronie, zwiódł też Strzałkowskiego, ale w bramce bez zarzutu spisał się Konrad Kornek. Potem po uderzeniu Liberdy piłka musnęła poprzeczkę. W 28. minucie Stadion Śląski wybuchł z radości po raz pierwszy – po akcji Włodzimierza Lubańskiego z Sadkiem, ten pierwszy skierował piłkę do siatki. Było 1:0. Dziesięć minut później Lubański próbował wykorzystać błąd belgijskiej obrony, lecz jego strzał sparował Nicolay. W 41. minucie było już 2:0 – Lubański tym razem głową wykorzystał dośrodkowanie Liberdy.

Tuż po przerwie powinno być 3:0 dla Polski, bowiem Liberda wykonywał rzut karny. Ale Nicolay go obronił. Zamiast tego zrobiło się 2:1 – w 52. minucie po strzale z lewej strony Wilfrieda Puisa błąd popełnił Kornek i piłka zatrzepotała w siatce. Dwadzieścia minut później wynik meczu na 3:1 dla Polski ustalił Zygfryd Szołtysik, który sprytnie wykorzystał zbyt krótkie wybicie piłki przez Alberta Sulona i przytomnym uderzeniem nad wychodzącym Nicolayem strzelił trzecią bramkę. Po zwycięstwie nad „Czerwonymi Diabłami” Polska zajęła fotel lidera grupy G.

Jak debiut pabianiczanina ocenili dziennikarze?

„Miejsce Strzałkowskiego na bocznej obronie zajął Kowalski. Zarzucano mu niedostateczną szybkość. Chyba lekka przesada wynikająca z faktu, że zmuszony był staczać pojedynek z najszybszym i najsprytniejszym napastnikiem Belgów. Kowalski po przerwie nabrał wigoru i posuwał się daleko do przodu” – pisał redaktor Tadeusz Maliszewski w katowickim „Sporcie”.

Z kolei wysłannik „Przeglądu Sportowego” Grzegorz Aleksandrowicz widział postawę wychowanka PTC nieco inaczej: „Udany debiut w reprezentacji, lepszy w pierwszej połowie, po przerwie miał dwa lub trzy razy trudności z utrzymaniem groźnego lewoskrzydłowego Belgów”.

Co było dalej?

Paweł Kowalski zagrał w reprezentacji łącznie cztery razy. Wystąpił w dwóch kolejnych spotkaniach eliminacji do Igrzysk Olimpijskich w Meksyku – Polska przegrała z ZSRR 0:1 na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu i 1:2 na Łużnikach w Moskwie. Ostatnim meczem wychowanka PTC w kadrze był pojedynek eliminacji mistrzostw Europy z Francją. Na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie pogrzebaliśmy swoje szanse na awans, ulegając „Trójkolorowym” aż 1:4. Katowicki „Sport” określił grę Kowalskiego oraz drugiego z naszych obrońców, Jacka Gmocha jako „dziwnie wolną i ospałą”.

W ostatnim meczu eliminacji mistrzostw Europy 1968 Polska wygrała w Brukseli z Belgią 4:2. Kowalski był powołany na ten mecz, ale obejrzał go z ławki rezerwowych. Zamiast niego i Anczoka w obronie reprezentacji Polski zagrali przyszły selekcjoner reprezentacji Polski, Antoni Piechniczek i wspomniany wyżej wychowanek Włókniarza, Szefer.

Naszą grupę wygrała Francja, ale nie pojechała na finały mistrzostw Europy, bowiem w ćwierćfinale (grano mecz u siebie i rewanż na wyjeździe) poległa z Jugosławią.

21 maja 1967 roku, Stadion Śląski w Chorzowie

Eliminacje mistrzostw Europy 1968

Polska – Belgia 3:1 (2:0)

Gole: Lubański 28., 41., Szołtysik 72. – Puis 52.

Polska: Konrad Kornek – Paweł Kowalski, Roman Strzałkowski, Jacek Gmoch, Zygmunt Anczok – Zygmunt Schmidt, Piotr Suski – Jerzy Sadek, Zygfryd Szołtysik, Włodzimierz Lubański, Jan Liderda.

Belgia: Jean Nicolay – Georges Heylens, Albert Sulon, Jean Plaskie, Florent Bohez – Prudent Bettens, Jef Jurion – Wilfried Van Moer, Jacques Stockman, Paul Van Himst, Wilfried Puis.

Sędziował: Toimi Olkku (Finlandia).

Widzów: 65.000

Grzegorz Ziarkowski

Korzystałem z archiwalnych wydań „Przeglądu Sportowego”, „Sportu” oraz z „Piłkarskiej Encyklopedii FUJI tom 14”.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%