Na strychu domu przy ul. Moniuszki 87 (róg Tkackiej), należącego do Wilhelma Hanke, z zawodu stolarza, wybuchł groźny pożar. Około północy, gdy domownicy spoczywali w głębokim śnie, rozległ się przeraźliwy krzyk. Płonęły nagromadzone na strychu zapasy drewna. Ogień momentalnie objął cały dach drewnianego domu. Zbudzeni mieszkańcy w przerażeniu uciekali, ratując swój dobytek. Ogień rozszerzał się gwałtownie i objął mansardę, którą zamieszkiwała rodzina posiadająca kilkoro drobnych dzieci. Ze względu na niebezpieczeństwo, dzieci te wyniesiono oknem. Straż ogniowa ochotnicza, aczkolwiek powiadomiona o pożarze, nie mogła niezwłocznie pośpieszyć z pomocą z powodu uszkodzenia syreny alarmowej. Wysiłki ratujących nic nie pomogły i wkrótce ogień strawił całe domostwo, przerzucając się na dach domu należącego do Nietzera. W krytycznym momencie przybyła wreszcie straż ogniowa i zapobiegła dalszemu przerzucaniu się ognia na sąsiednie drewniane domy. A był po temu czas najwyższy, bowiem pomimo obfitego zlewania wodą, dachy pobliskim domów poczynały się tlić. Nad ranem ogień ugaszono. Na miejscu zostały zgliszcza dwóch domostw i lamentujący pogorzelcy, którzy stall się nędzarzami, pozbawionymi dachu nad głową w najcięższej porze roku.
styczeń 1935, „Echo”
Będą lekarze domowi
Ubezpieczalnia Społeczna w Pabianicach zawiadamia, iż nieodwołalnie z dniem 1 stycznia 1935 roku wprowadzona zostaje na terenie miasta instytucja lekarzy domowych. Wszyscy ci, którzy dotychczas jeszcze nie wybrali swego lekarza domowego, winni to uczynić jak najprędzej, gdyż później Ubezpieczalnia przydzielać będzie ubezpieczonych do lekarza wyznaczonego przez siebie. A więc nie pomogły protesty ubezpieczonych i lekarzy, uważających instytucje lekarzy domów, za pogorszanie leczenia społecznego. Instytucja lekarzy domowych stała się faktem dokonanym!
styczeń 1935, „Echo”
Władek „uśmierca” prezydenta
W Pabianicach przed trzema dniami zostały rozklejone klepsydry obwieszczające, że prezydent miasta - Roman Jabłoński, zmarł w 35. roku życia. Okazało się, że klepsydry drukował syn właściciela kina Luna w Pabianicach - Władysław Masicki i to on dla żartu je rozkleił, mimo iż prezydent Jabłoński cieszy się jak najlepszym zdrowiem. Masickiego pociągnięto do odpowiedzialności karnej.
luty 1935, „Orędownik”
Skarga na Żydów
Właściciele tkalni zarobkowych, Żydzi: Jelinowicz (ul. Maślana), Cychtigier i Lewi (ul. Piaskowa) oraz Urbach Sinicki (ul. Bóżniczna), od dłuższego czasu wyzyskują robotników w niesłychany sposób, każąc im pracować nawet po 14 godzin. Nadmienić trzeba, że w tkalniach tych zatrudnieni są również tkacze Żydzi, którzy z nastaniem sabatu porzucają pracę i świętują, a robotnicy Polacy muszą na ich krosnach pod przymusem pracować.
luty 1935, „Orędownik”
Kto buszował pod poduszką?
Stały mieszkaniec Pabianic - Wawrzyniec Krakowski (zamieszkały przy ulicy Mielczarskiego 14), miał zwyczaj chowania pieniędzy pod poduszkę, zanim położył się na nocny spoczynek do łóżka. Jakież było jego przerażenie, gdy pewnego ranka obudził się i nie znalazł schowanych pod poduszkę 25 zł. Poszkodowany poskarżył się policji, która poszukuje sprawcy kradzieży.
marzec 1935, „Echo”
Przejechali się na maśle
Za sfałszowanie masła sąd w Pabianicach skazał handlarza Mendla Krymałowskiego na 35 zł grzywny i 7 dni aresztu, Macieja Trzeszczaka na 10 zł i 2 dni aresztu, Bronisławę Kuczewską i Martę Kurz na 10 zł i 2 dni aresztu. Z kolei za pobicie sąd skazał Stanisława Saładaja i Władysława Nowackiego na kary po 35 zł i 7 dni aresztu, Walentego Łobodę na 50 zł i 10 dni aresztu. Za obrazę posterunkowego skazano Antoniego Przyłęckiego na 35 zł i 7 dni aresztu. Podczas jarmarku w Pabianicach policja spisała kilka protokółów handlarzom żydowskim, którzy nie posiadali patentów.
marzec 1935, „Orędownik”
Łamistrajki z Pabianic
Trwa strajk piekarzy chrześcijańskich i żydowskich w Łodzi. Strajkujący domagają się wyższych uposażeń i lepszych warunków pracy. W mieście Łodzi zaczyna brakować chleba. Policyjne posterunki obsadziły ostatnie pracujące piekarnie, w których wypiekami zajmują się sami majstrowie – bez pomocników. Dochodziło bowiem do ekscesów: wybijania szyb, zalewania pieców wodą i pobicia majstrów. Były próby zakłócenia spokoju na krańcach miasta, na rogatkach. Tam bowiem stanęły komisie strajkowe, by nie dopuścić do wwożenia do Łodzi chleba z piekarń w Pabianicach i Zgierzu. Kilka furgonów z chlebem z Pabianic rozbito, a niektóre transporty oblano naftą. Bochny pabianickiego chleba leżały w błocie. Zaprzestano więc dowozu chleba i w ten sposób zapanował spokój.
marzec 1935, „Republika”
Przeciwko pruskim zakusom
Przeciw pruskim zakusom na nasze granice manifestowała wczoraj ludność Pabianic. 10.000 osób szło w proteście zorganizowanym przez Związek Legionistów. Tłum ruszył sprzed gmachu szkoły powszechnej im. Grzegorza Piramowicza w stronę centrum miasta. Uczestniczyły w nim organizacje byłych wojskowych, stowarzyszenia ze sztandarami i dwie orkiestry. Na placu Dąbrowskiego (Starym Rynku) przemawiał red. Kazimierz Staszewski, wskazując, że Polska jest państwem usposobionym pokojowo, ale dostatecznie silnym, aby godnie odpowiedzieć na wszelkie zakusy. Przemówienie swe Staszewski zakończył okrzykami ku czci Rzeczypospolitej, prezydenta Mościckiego i marszałka Piłsudskiego. Tłumy z entuzjazmem podchwyciły okrzyki, a orkiestry odegrały hymn państwowy.
kwiecień 1935, „Republika”
Oszczercę za kraty!
W sali Sądu Grodzkiego w Pabianicach odbyła się sprawa przeciwko Witoldowi Tomczakowi z oskarżenia Jana Gertnera, zasłużonego działacza niepodległościowego, odznaczonego medalem niepodległości. Była to sprawa o oszczerstwo. Mianowicie, Tomczak uczynił publiczny zarzut p. Gertnerowi, że jakoby w 1905 roku, a więc przed 30 laty, działał na szkodę sklepu „Społem”. Sprowadzeni przez skarżącego świadkowie, którzy znali p. Gertnera z tego jeszcze okresu, dowiedli, iż obelgi rzucane przez Tomczaka nie mają najmniejszej podstawy. Oni zaś o Gertnerze mogą się wyrazić tylko z uznaniem. Witold Tomczak, który, jak się okazało, w 1905 roku miał 2 lata, nie może zatem ferować opinii o ludziach, których nie znał. Za publiczne oszczerstwo sąd skazał Tomczaka na 3 miesiące aresztu.
kwiecień 1935, „Gazeta Pabjanicka”
Trzech idzie do paki
Znani na terenie Pabianic opryszkowie: Migdał, Kukuła i Kalinowski pewnego dnia pobili na ulicy Warszawskiej powracających z pracy spokojnych przechodniów: Tomasza Palmowskiego i Nikodema Frachowicza. Nie dość tego! Nazajutrz jeden z napastników – Kalinowski, ponownie zaczepił Nikodema Frachowicza, tym razem udającego się do kościoła. Bandyta żądał wypłacenia mu kwoty 10 złotych, grożąc w pobiciem. Frachowicz udał się pod opiekę policji i w rezultacie trzej godni przyjaciele stanęli przed sądem grodzkim w Pabianicach. Kalinowski, Kukuła i Migdał skazani zostali na 6 miesięcy więzienia.
kwiecień 1935, „Echo”
Naloty na fabrykantów
Kary na przemysłowców nieprzestrzegających umowy zbiorowej sypią się jak z rogu obfitości. Referat karny przy Inspekcji Pracy wydał kilkanaście skazujących wyroków, na mocy których przemysłowcy zostali ukarani bezwzględnym aresztem. Podinspektorzy pracy zwiedzili kilkadziesiąt zakładów przemysłowych i stwierdzili, że niemal wszędzie nie jest przestrzegana umowa zbiorowa. Stawki były niższe o 20-50 proc. od przewidzianych umową zbiorową. Właściciel tkalni przy ul. Mariańskiej 3 - Lidzbarski, skazany został na miesiąc aresztu, a właściciel tkalni przy ul. Krótkiej 12 - Trzepadłek, został ukarany grzywną w wysokości 1.500 zł. Wczoraj na ławie oskarżonych zasiadło kolejnych czterech przemysłowców pabianickich, którym robotnicy zarzucali, iż nieprawnie obniżają stawki płac. Referat karny skazał: właściciela tkalni mechanicznej Michała Stahla (ul. Kilińskiego 25) na 3 tygodnie bezwzględnego aresztu, właściciela tkalni Gutgolda (ul. Boczna 5) na grzywnę 300 zł, właściciela tkalni Weintrauba (ul. Fabryczna 11) - na 2 tygodnie bezwzględnego aresztu oraz właściciela fabryki przy ul. Mariańskiej 5, Szterna - na grzywnę 300 zł.
kwiecień 1935, „Express Wieczorny”
Drugi nalot na budy
Mimo kar, jakie wymierza inspektor pracy, właściciele małych tkalni (tak zwartych bud) zatrudniają robotników po 10 godzin, a nawet po 12 i 14 godzin dziennie. Policja spisała protokół Antoniemu Ramischowi, właścicielowi tkalni przy ul. Świętokrzyskiej 3 za to, że zatrudniał robotników ponad 8 godzin dziennie. Z kolei za nieprzestrzeganie godzin handlowych ukarano żydowskich handlarzy: Arona Frenkiela (ul. Kościelna 3) i Chaskiela Pika (ul. Warszawska 30). Obaj będą musieli zapłacić kary.
kwiecień 1935, „Orędownik”
Lista ukaranych
Podczas Jarmarku na placu Dąbrowskiego znana kieszonkowa złodziejka Maria Głowaczowa, lat 36, skradła mieszkance Pabianic Irenie Bonieckiej 20 złotych. Kradzież tę zauważyła niejaka Włodarczykowa - również złodziejka. Kierowana osobistą zemstą Włodarczykowa o kradzieży doniosła policji. Głowaczową aresztowano. Sąd Grodzki skazał ją na 6 miesięcy więzienia. Ukarani zostali też: Jan i Stefan bracia Wankiewicz, zamieszkali przy ul. Osinkowej 15, którzy pobili Mironisława Malinowskiego (ul. Bracka 27) oraz Stanisław Pacuszko, zamieszkały przy ul. Reymonta 21, który wszczął bójkę uliczną z Antonim Jakóbkiem, zamieszkałym na tejże ulicy. W ruch poszły noże i żelazka różnego rodzaju, a bójka przyjęła krwawy obrót. Na szczęście policja w porę bójkę zlikwidowała i winnych pociągnęła do odpowiedzialności. Stały mieszkaniec Pabianic, Edward Kalinowski (Targowa 10), powybijał szyby w oknach mieszkania Adolfa Szynki przy ul. Konopnickiej 17, aby wywołać ogólny popłoch. Powodem zemsty były porachunki osobiste.
kwiecień 1935, „Echo”
Gapowicz uderzył głową w słup
Wydarzył się straszny wypadek. Gdy w stronę Łodzi jechał tramwaj, na stopniu tylnej platformy uczepił się wagonu 10-letni uczeń szkoły powszechnej Roman Rydełek, wracający od krewnych do domu. Chłopiec chciał się przejechać „na gapę”. Gdy tramwaj był w pełnym biegu, chłopczyk usiłował zeskoczyć z wagonu i uderzył głową o słup, rozbijając czaszkę. Śmiertelnie rannego ucznia zawieziono do szpitala.
maj 1935, „Echo”
Nie wolno majstrować przy odważnikach
We wszystkich sklepach ze sprzedażą artykułów pierwszej potrzeby komisja kontrolna przeprowadza sprawdzanie wag i odważników. W wyniku lustracji pociągnięci zostali do odpowiedzialności karnej ci kupcy, którzy używali w handlu odważniki z wygasłą cechą: Helena Sadowska z Karniszewic, Magdalena Piesik z ul. Warszawskiej 16, Abraham Urbach ze św. Jana 7 i Helena Sobczak z Leśnej 30.
maj 1935, „Echo”
Fałszowali nawet lemoniadę
Władze bezpieczeństwa zarządziły baczniejszą kontrolę sprzedawanych w sklepach i budkach napojów gazowych i lemoniad. Podczas kontroli stwierdzono, że niejaki Haber Haspla sprzedawał lemoniadę z barwnikiem anilinowym, czego nie zaznaczyli na etykiecie butelki. Został on skazany na 50 zł grzywny i 24 złote zwrotu kosztów badania zawartości butelki.
maj 1935, „Echo”
Amnestia dla wywrotowca
Zawdzięczając czujności policji politycznej, w lutym 1935 roku został zatrzymany u niejakiego Ignaczaka, mieszkaniec Pabianic Andrzej Koziróg, pseudo „Jędrek”. Jak się później okazało Koziróg jest okręgowym instruktorem partii komunistycznej na powiaty: łódzki, łaski, sieradzki i kaliski, dwukrotnie karanym za działalność wywrotową. Koziróg jeździł po miastach i miasteczkach całego okręgu, wydawał odezwy do robotników, próbował nawiązać kontakt z żołnierzami 29. pułku piechoty w Kaliszu. W Pabianicach urządził loterię. Wziął od swego sekretarza rower wartości 70 zł, losów zrobił na sumę 200 zł, z czego 100 zł miało być dla partii, 30 zł na libację, a pozostałymi 70 zł miano zapłacić należność za rower. Sąd skazał Andrzeja Koziroga na 8 lat więzienia, darowując mu na mocy amnestii 2 lata i 10 miesięcy.
maj 1935, „Echo”
Krzywda cyklistów
Do dziś władze miejskie nie naprawiły krzywdy, wyrządzonej przez poprzedni Magistrat Pabianickiemu Towarzystwu Cyklistów. PTC posiadało blisko przy ul. Gdańskiej, całkowicie urządzone, z szatnią, kasą i wysokim płotem. Poprzedni Magistrat, nabywając ten teren od właścicieli, zdewastował boisko, zniszczył płot i budynki klubu. W ten sposób jedno z najstarszych towarzystw sportowych w Pabianicach pozbawiono możności uprawiania sportu, wyrządzając mu zarazem wielką krzywdę materialną. Nadmienić należy, że teren ten użyty został na rozszerzenie parku miejskiego im. Słowackiego. Jak ustaliły późniejsze wyroki sądowe, ówczesny zarząd miasta nie miał prawa wyrzucać sportowców z boiska, a tym bardziej niszczyć ich majątek, powstały w wyniku wielkich ofiar i wysiłku wszystkich członków. Do dziś, mocą wyroku, PTC nadal jest sublokatorem na swym placu. Najwyższy już czas naprawić błędy Magistratu!
maj 1935, „Republika”
Śmierć zakochanego majstra
Majster tkacki Leonard Sobczyk, starszy już wiekiem (53 lata) człowiek żonaty, posiadający dorosłe dzieci i wnuki, zakochał się w niejakiej Annie Rogozińskiej, kobiecie w średnim już wieku. 30-letnia Rogozińska odpłacała się Sobczykowi wzajemnością. Para nie miała nadziei rychłego pobrania się, bo próby rozwiązania małżeństwa majstra spełzły na niczym. Postanowiła więc umrzeć. Zakochani udali się do zagrody Józefa Gamonia w Strzygoniu pod Pabianicami. Pogoda była chłodna, na drogach - błoto i noc, toteż Gamoń nie odmówił noclegu i urządził parze spanie w domu. Nocą obudziły Gamonia przeraźliwe jęki. Nim gospodarz w bieliźnie wbiegł do izby, w której spali jego goście, jęki przerodziły się w wołanie o pomoc. Na belce pod sufitem wisiał mężczyzna. Na podłodze, brocząc krwią z piersi, leżała młoda kobieta. Przybyły z Pabianic lekarz pogotowia ustalił zgon wisielca. Kobieta z ciężką raną kłutą w serce została zabrana do szpitala. Samobójcę Sobczyka pogrzebano na niepoświęconej ziemi cmentarza. Jakiś czas później dyrekcja szpitala wezwała męża rannej Rogozińskiej. Chciała, by zabrał żonę do domu. Ale Rogoziński wyparł się ślubnej. Zapowiedział, że nigdy już jej do swego domu nie przyjmie, gdyż wiarołomstwo żony uniemożliwia przebywanie z nią pod wspólnym dachem.
maj 1935, „Republika”
Nie bić policjantów!
Znany na terenie Pabianic awanturnik Feliks Reda został doprowadzony do sądu za pobicie przodownika policji, Cieciuty. Jak to się stało? W trakcie zajścia na potańcówce awanturnik skoczył do przodownika, wyrwał mu pałkę, wybił trzy zęby i zabrał policyjną czapkę. Oskarżonego Redę skazano na 6 miesięcy więzienia i po wyroku natychmiast przewieziono do wiezienia.
kwiecień 1935, „Orędownik”
Trzeba zabić tę miłość
Stanisław Sobczyk, starszy już wiekiem robotnik, żonaty, mający już dorosłe dzieci, zakochał się w niejakiej Rogozińskiej, kobiecie również zamężnej. Oboje kochali się młodzieńczą miłością i bardzo boleli, że z powodu związków małżeńskich nie mogą się pobrać. Nie widząc innego wyjścia, postanowili wspólnie popełnić samobójstwo. Wczorajszej niedzieli udali się do wsi Strzygoń pod Pabianicami, do znajomego Sobczyka, niejakiego Gamonia. Wieczorem wyszli na dwór i tu Sobczyk ciosem noża ugodził Rogozińską w serce i w przekonaniu, że ją zabił udał się do stodoły i tam powiesił się na własnych szelkach. Gamoń usłyszawszy jęki Rogozińskiej, sprowadził pomoc lekarską: okazało się, że Sobczyk chybił i Rogozińską tylko ciężko zranił, tak, że istnieje nadzieja utrzymania jej przy życiu. W stodole znaleziono martwego już Sobczyka. Tragedia ta wywołała w kołach robotniczych Pabianic wielkie poruszenie, bowiem zarówno Sobczyk, jak i Rogozińska byli członkami wielu organizacji i niestrudzonymi działaczami społecznymi.
kwiecień 1935, „Dobry Wieczór”
Polacy do handlu!
Na targu odbywającym się na Nowym Mieście każdy mógł zauważyć, że handlarzy Polaków przybywa, ku wielkiej uciesze społeczeństwa polskiej, a złości żydowskiej. Ze smutkiem musimy jednak stwierdzić, że brak jest jeszcze polskich krawców, blacharzy, handlarzy trykotów, szczotek i resztkami łokciowizny. Zdolni Polacy winni pomyśleć o tych placówkach.
maj 1935, „Orędownik”
Zawiadowca siedzi
Przed kilku dniami został aresztowany zawiadowca stacji kolejowej w Pabianicach p. Stefan Westerski, który dopuścił się całego szeregu nadużyć finansowych. Zaznaczyć należy, że Westerski jest działaczem „sanacyjnym”, przez sanację został wybrany na ławnika. Jest też wysoko postawiony w Ochotniczej Straży Pożarnej. Aresztowanie Westerskiego ma związek z aferami finansowymi na łódzkiej kolei. Wiadomo już, że naczelnicy i zawiadowcy przywłaszczyli sobie setki tysięcy złotych z państwowej kasy.
czerwiec 1935, „Orędownik”
Pielgrzymka do figurki
Przed kilku laty jedna z miejscowych parafianek ufundowała figurę pod wezwaniem Serca Jezusowego, stojącą obok lasu miejskiego. Do figury tej rokrocznie podąża procesja z Pabianic. W tym roku w niedzielę 30 czerwca po nieszporach wyruszyła procesja z kościoła św. Mateusza z księdzem Chmielewskim i klerykiem Kowalem na czele. Procesja udała się ulicą Warszawską, Rzgowską, następnie polną drogą do figury (na zdjęciu). Po odprawieniu modłów ksiądz Chmielewski wygłosił piękne kazanie o dobroci Serca Jezusowego. Po półgodzinnym odpoczynku procesja udała się z powrotem do kościoła, z pieśnią na ustach. W procesji wzięło udział około 300 osób. Na specjalną uwagę zasługuje dbanie parafian o tę oddaloną od miasta figurę.
lipiec 1935, „Orędownik”
Józia, oddaj widelce!
Dziś zasiadła na ławie oskarżonych sądu grodzkiego w Pabianicach znana ze swych wyczynów i kradzieży córa Koryntu - Józefa Popławska. To ona przed kilku tygodniami podczas nocnych zabaw po cukierniach i restauracjach, dokonała tam sprytnych kradzieży noży, widelców i łyżeczek. Popławska została zatrzymana i odesłana do więzienia w Łodzi, skąd doprowadzono ją na rozprawę sądową. Po rozpatrzeniu sprawy i zeznaniu świadków sąd skazał Józefę Popławską na karę 5 miesięcy więzienia z zaliczeniem aresztu prewencyjnego.
lipiec 1935, „Orędownik”
Szaleniec z nożem
Na wychodzących z lasu w Pabianicach Edwarda Jankowskiego i Jana Brykowskiego napadł nieznany mężczyzna, ciężko raniąc ich nożem. Na pomoc pośpieszyli czterej przechodnie, lecz i tych szaleniec zmasakrował, po czym zbiegł. Jeden z poszkodowanych poznał sprawcę. Jest to Edward Włodarczyk, cieszący się w Pabianicach opinią najgorszego awanturnika. Policja udała się niezwłocznie na ulicę Gawrońską 5, gdzie zamieszkiwał Włodarczyk. Mieszkanie było zdemolowane, a w kałużach krwi pławiła się Stanisława Włodarczykowa, żona szaleńca, oraz jej staruszek ojciec i matka. Okazało się, że sprawcą tego zbrodniczego czynu był również Włodarczyk, który po dokonaniu masakry w lesie wpadł w jeszcze większy szał i wyładował go w domu. Gdyby nie przybycie policji, Włodarczyk prawdopodobnie rzuciłby się na sąsiadów. Po dłuższej walce udało się szaleńca skuć i odwieźć do więzienia. W czasie dochodzenia stwierdzono, że przed kilkoma dniami Włodarczyk usiłował zamordować żonę, lecz wszystkie strzały chybiły.
lipiec 1935, „Orędownik”
Bo kierownik bił kolonistów
Przed tygodniem wysłano z Pabianie 120 dzieci na kolonie letnie do Seszyna na Kujawach, na koszt Funduszu Pracy. Po kilku dniach niektóre dzieci napisały listy do rodziców, skarżąc się na złe jedzenie, spanie i obchodzenie się z nimi. Rodzice udali się do prezydenta Pabianic, Bolesława Futymy, który przyrzekł interwencję. Prezydent polecił, by 15 osób z grona rodziców wyjechało autobusem na kolonie, naocznie przekonać się o panujących tam stosunkach. Delegacja rodziców pojechała do Seszyna, gdzie zobaczyła, że niektóre dzieci maję siniaki na ciele, ponieważ kierownik kolonii mocno je bije. Stwierdzono również, że warunki utrzymania pozostawiają dużo do życzenia. 10 chłopców już uciekło z kolonii. Rodzice chcieli zabrać dzieci do domu, lecz kierownik oświadczył, że warunki ulegną zmianie. Urząd Wojewódzki wydelegował nazajutrz 4 urzędników, którzy stwierdzili, że rodzice mają rację i podjął stosowne kroki wobec kierownika.
lipiec 1935, „Orędownik”
Oj, nieładnie, nieładnie…
Właścicielka składu z napojami chłodzącymi i lodami, Perła Jelenkiewicz, używała do lodów sfałszowanych składników. Przyłapana na tym Żydówka, stanęła przed sądem, który skazał ją na 20 zł grzywny. Z kolei przy ul. Warszawskiej ma sklep z owocami i wodą sodową Żydówka Szacena Warszawska, zamieszkała przy Poprzecznej 12. Kilkakrotnie policja zwracała jej uwagę, że sklep ów jest za długo otwarty. Wczoraj niepoprawnej Żydówce spisano protokół.
lipiec 1935, „Orędownik”
Wola tylko dla Polaków
Właściciele letnich domków ze wsi Woli Zaradzyńskiej koło Pabianic, którzy przed kilku laty na swych gruntach pod lasem miejskim pobudowali domki dla letników, postanowili między sobą, że żaden z nich nie wynajmie domu na czas letni Żydowi. Słowa tego wieśniacy dotrzymali, tak samo jest i w tym roku. Są to bodaj że pierwsze letniska, gdzie nie ma Żydów, ani żydowskich wrzasków i żydowskich handlarzy, jak to ma miejsce w Kolumnie pod Łaskiem, gdzie roi się od żydowskich bachorów i brodatych Żydów. Brawo zaradzyniaki!
lipiec 1935, „Warszawski Dziennik Narodowy”
Z pięścią do hycla
Czyściciel miasta Józef Hartman łapał jak zwykle psy wałęsające się ulicami miasta, co w czasie upałów i panującej wścieklizny u psów jest nakazem dnia. Z polecenia miejskiego lekarza weterynarii w okolicach Pabianic, w Ksawerowie i Karniszewicach zabito kilkanaście psów z objawami wścieklizny. Na ulicy Fabrycznej czyściciel Hartman złapał psa wilka, za co otrzymał siarczysty policzek od właściciela psa - Nowakowskiego. Uderzenie było tak silne, że Hartman zalał się krwią. Policja na miejscu sporządziła protokół.
lipiec 1935, „Echo”
Bohaterska niewiasta z Kościelnej
W miejscowości letniskowej Redzynki koło Tuszyna, w dużym i głębokim stawie kąpali się przybysze z Łodzi i Pabianic. W pewnym momencie 20-Ietni Alfons Lerhe z Łodzi począł tonąć. Na pomoc pośpieszyła mu niezwłocznie Erna Szwalbe, właścicielka składu piwa przy ul. Kościelnej w Pabianicach. Szwalbe jest dobrą pływaczką, więc udało się jej tonącego wypchnąć na płytszą wodę. Następnie z pomocą p. Artura Lorenca topielca wyciągnęła na brzeg. Uratowanemu zrobiono sztuczne oddychanie i przywrócono do życia. Działo się to na oczach licznie zgromadzonej publiczności, która bohaterskiej kobiecie zgotowała serdeczną owację.
sierpień 1935, „Echo”
Czy dzieciaka wolno targać za uszy?
Wydziałowi karnemu Sądu Najwyższego przyszło zawyrokować, czy targanie ucznia za uszy przez nauczyciela jest przestępstwem. Kilkunastoletni Moryc Szwarc z Pabianic miał korepetytora, któremu uprzykrzał życie. W obecności rodziców zadawał korepetytorowi Jakóbowi Mozerowi skomplikowane pytania, dotyczące zagadnień, które uprzednio wyszukiwał w encyklopedii. Korepetytor znajdował się nieraz w kłopotliwej sytuacji. Gdy rodzice Moryca wyjechali zagranicę, opiekę nad chłopcem powierzono korepetytorowi. Wtenczas między nauczycielem i uczniem dochodziło często do konfliktów. Chłopiec nie chciał zbyt pilnie pracować, a nauczyciel dla pobudzenia jego gorliwości kilkakrotnie wytargał go za uszy. Gdy rodzice wrócili, chłopiec poskarżył się na nauczyciela. P. Szwarcowie wymówili korepetytorowi posadę i wytoczyli sprawę o nadużycie władzy nad uczniem. Sąd Najwyższy orzekł jednak, że nie jest przestępstwem, jeżeli nauczyciel wytarga ucznia swego za uszy. Nauczycielowi przysługuje prawo skarcenia ucznia, oczywiście bez przekroczenia granic wymiaru kary. Potrząśniecie uczniem czy wytarganie go za uszy, nie pociągające za sobą żadnej obrazy, nie może być uważane za przestępstwo.
sierpień 1935, „Echo”
Ale pech!
W szpitalu zmarła Zofia Templowa, ofiara przypadkowych strzałów rewolwerowych kolejarza Mariana Koszackicgo. Prowadzone w tej sprawie śledztwo ustaliło, że kolejarz Koszacki usiłował strzelić do złodziei skradających się po ogrodzie gospodarza Krawczyka. Strzały były jednak tak niefortunnie wymierzone, że ofiarą ich padła wychodząca z mieszkania Zofia Ternplowa.
sierpień 1935, „Echo”
Fortuna w kamizelce
Przed kilku miesiącami przybył do Pabianic po jedenastoletnim pobycie we Francji Aleksander Wierzbowski. Będąc na obczyźnie Wierzbowski znalazł sobie przyjaciółkę, porzucając swą żonę i córkę. Żona jego wraz z córką, która obecnie liczy lat 16, żyły we Francji z pracy własnych rąk. Wierzbowski po powrocie do Polski zwrócił się do jednego z polskich banków w Paryżu o przysłanie mu zaoszczędzonych tam pieniędzy. Otrzymaną gotówkę w sumie kilku tysięcy złotych Wierzbowski zaszył w kieszeni od kamizelki. W ślad za mężem po kilku tygodniach powróciła do Polski jego żona, która zamieszkała w Pabianicach przy ul. Łąkowej 16. Nakłaniany przez znajomych Wierzbowski powrócił do swej żony zamieszkał razem z nią. Pieniądze nadal nosił stale przy sobie, a nocą sypiał na nich. Pewnego dnia Wierzbowski wstał i wyszedł na dwór, po raz pierwszy zapominając zabrać ze sobą kamizelki, w której zaszyte były pieniądze. Po krótkim pobycie na dworze przypomniał sobie zostawione pieniądze i szybko wrócił po nie do mieszkania. Na schodach spotkał żonę, która oświadczyła mu, że drzwi są zamknięte, gdyż córka się myje. Kiedy Wierzbowski został wpuszczony do mieszkania przystąpił do przeliczenia pieniędzy i z przerażeniem stwierdził brak 1.200 zł. Natychmiast udał się do komisariatu Policji Państwowej i złożył doniesienie, oskarżając o kradzież tej sumy żonę wraz z córką. Policja prowadzi w tej zawikłanej sprawie energiczne śledztwo.
sierpień 1935, „Warszawski Dziennik Narodowy”
Atak gazowy
Od kilku dni przez Pabianice przejeżdżały liczne oddziały wojska w związku z manewrami, jakie odbywały się na terenach pomiędzy Łodzią a Pabianicami. Jako zakończenie tych manewrów zorganizowano symulowany atak gazowy, który również objął Pabianice. Wieczorem na znak syren fabrycznych pogasły wszystkie światła w mieście, zaś przechodnie kryli się w bramach domów. Po półgodzinnych ciemnościach zabłysło światło i atak gazowy został zakończony.
wrzesień 1935, „Echo”
Niedziela dniem świętym
Władze bezpieczeństwa publicznego pociągnęły do odpowiedzialności karnej właściciela zakładu fryzjerskiego w Pabianicach przy ulicy Tuszyńskiej 41 - Moszka Edechmana za zatrudnianie swych pracowników w niedzielę. Z kolei przemysłowcy pabianiccy: Presser, Praport i Starochorski, pociągnięci zostali do odpowiedzialności karnej za zatrudnianie robotników ponad 8 godzin dziennie, w tym w niedziele. Piekarz Mojżesz Pacanowski, posiadający sklep z pieczywem przy ul. Kościuszki 11, nie uznał niedzieli jako święta i handlował w najlepsze jak każdego innego dnia. Lustrujący sklepy policjanci zamknęli sklep Pacanowskiego, celem pociągnięcia winnego do odpowiedzialności karnej.
październik 1935, „Republika”
Łopatologia na Karniszewskiej (Karniszewickiej)
Na ul. Karniszewskiej w Pabianicach doszło do zaciekłej bojki na pięści, kołki i łopaty między 9 mężczyznami. Na widok nadchodzącej policji, walczący rozbiegli się, pozostawiając na ulicy ciężko rannego Czesława Madeja, którego musiano odwieźć do szpitala. W toku dochodzenia okazało się, iż kłótnia, a następnie zaciekła walka, wynikła na tle sporu o zdradę rasa Gugsy (przeszedł na stronę Włochów) w Abisynii, którego Madej nazwał bohaterem, a przeciwko czemu oponowali inni uczestnicy „dyskusji”. Powszechnie jest wiadomo, że Pabianice nie leżą na terytorium objętej wojną Abisynii. Toteż krwawe zaćmienie umysłów 9 mężów świadczy o tym, że ich poziom jest niższy, niż poziom dzikiego naczelnika plemienia Kalma.
październik 1935, „Express Mazowiecki”
„Będąc w stanie pijanym”
Mieszkańcy ul. Batorego w Pabianicach byli świadkami strasznego wypadku. Na tejże ulicy w posesji nr 2 od dawna mieszkał Jan Widawski wraz z rodziną. W dniu krytycznym, będąc w stanie pijanym wszedł na dach 3-piętrowej kamienicy, tracąc w pewnym momencie równowagę, co pociągnęło za sobą skutki fatalne. Widawski bowiem spadł ma bruk. Ciężko pokaleczonego z małą nadzieją utrzymania go przy życiu odwieziono nieszczęśliwego do szpitala, gdzie, po krótkich cierpieniach zmarł. Oto jeszcze jedna ofiara pijaństwa.
październik 1935, „Warszawski Dziennik Narodowy”
W poszukiwaniu czapnika Polaka
Dwa zawody zaniedbaliśmy zupełnie: zegarmistrzostwo i czapnictwo. Dzięki temu dają one obfity chleb Żydom, zwłaszcza po małych miasteczkach. Ale w niektórych polskich miastach są już czapnicy Polacy, znajdujący tam dobry zarobek. W Łowiczu czajniczka chrześcijanka utrzymuje się mimo ciężkiej walki z Żydami, którzy sprzedają towar taniej niż kosztuje, żeby wygryźć Polkę. W Pabianicach od niedawna dopiero osiedlił się czapnik Polak, ale rozwija coraz więcej swą pracownię, choć Żydzi nie szczędzą mu przykrości. Ważną dla czapnika jest wiadomość, ile kosztuje maszyna do szycia czapek. Otóż za nową maszynę trzeba zapłacić w sklepie Singera w Warszawie przy Marszałkowskiej około 400 złotych. Używaną można kupić daleko taniej. Na zakup materiałów na początek trzeba mieć też co najmniej 100 zł.
listopad 1935, „Gazeta Świąteczna”
Dla ubogich
Na posiedzeniu Komitetu Pomocy Najbiedniejszym mieszkańcom Pabianic przy udziale przedstawicieli przemysłu, rzemiosła, kupców oraz pracowników umysłowych uchwalono następujące normy opodatkowania na rzecz Komitetu: dla przemysłowców i rzemieślników po 1,50 zł jednorazowo od każdej osoby zatrudnionej, dla kupców po 5 zł od każdego sklepu, dla pracowników umysłowych, zarabiających do 200 zł miesięcznie, podatek wyniesie 3 zł jednorazowo. Pobierający powyżej 300 zł miesięcznie, zapłacą 5 zł. Dla robotników zatrudnionych po 5 gr. W ten sposób zostanie zebrana dla najbiedniejszych suma 30 tysięcy zł.
listopad 1935, „Echo”
Tragedia przy Piaskowej
Przerażająca tragedia rozegrała się wczoraj w Pabianicach. W godzinach wieczornych straż ogniowa została wezwana do pożaru w domu przy ul. Piaskowej 3. Jak się okazało płonęło mieszkanie niejakiego Makusza. Szczegóły tego pożaru są następujące: służąca 28-letnia Regina Michalska, trzymając na ręku 4-letnią Małgorzatę Makuszownę, rozpalała ogień w piecu. Dziewczyna była tak nieostrożna, że aby podsycić słaby płomień, wylała z butelki benzynę. W tym momencie nastąpił gwałtowny wybuch. Michalska i dziecko stanęły w płomieniach. Nim nadbiegła pomoc służąca straciła przytomność i upadła wraz z dzieckiem na płonącą podłogę. Pożar ugaszono. W stanie beznadziejnym służącą i dziecko przewieziono do szpitala, gdzie obie ofiary zmarły.
listopad 1935, „Dobry Wieczór. Kurier Czerwony”
Cmentarz w lasku miejskim
W lasku staromiejskim przy ul. Leśnej podczas wykopywania sosny pod korzeniami natrafiano na ślady starego cmentarzyska pogańskiego. Po rozkopaniu terenu wydobyto urny z prochami zmarłych, a następnie spalonych mieszkańców tej okolicy. Urny przeniesiono do pobliskiej leśniczówki. Jak ustalono, urny pochodzą z okresu na 500 lat przed Chrystusem. Powiadomione o odkryciu władze zabezpieczyły teren, zachodzi bowiem przypuszczenie, że cmentarzysko obejmuje większy obszar.
listopad 1935, „Dobry Wieczór. Kurier Czerwony”
Na ratunek
Przechodnie zdążający ulicą Traugutta zauważyli leżącą na ulicy kobietę biednie odzianą. Zawiadomione o tym władze bezpieczeństwa publicznego odstawiły kobietę do szpitala. Jak się okazało była to 30-letnia żebraczka, kaleka, Katarzyna Błonek, która zasłabła z głodu i wyczerpania.
grudzień 1935, „Echo”
Kłamstwo za kieliszek wódki
Do Wydziału Opieki zgłaszają się często petenci, prosząc o pomoc, jako rzekomo biedni i pozbawieni środków materialnych do życia. W roli świadków przyprowadzają po dwie osoby, które mają zaświadczyć prawdziwość złożonych zeznań o biedzie. Często się zdarza, że przyprowadzeni znajomi, po „kumotersku” albo za kieliszek wódki, składają zeznania nieprawdziwe, nie wiedząc, że mogą być za to ukarani, a kara wynosi do 5 lat więzienia. Ostrożnie więc z zeznaniami „kumoterskimi”!
grudzień 1935, „Gazeta Pabjanicka”
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz