W pierwszej połowie XIX wieku, gdy Królestwo Polskie szybko się rozwijało, powstawały kolonie rzemieślnicze i osady fabryczne (np. ślązaki w Łodzi). Domki, jakie zalecał stawiać niemiecki architekt David Gilley, nie miały być ładne. Musiały natomiast być funkcjonalne i proste w budowie. No i tanie.
W drugiej połowie XIX w. przy wielkich fabrykach zaczęły wyrastać osiedla robotnicze. W ten sposób powstawały całe zespoły przemysłowe, obejmujące: zakład produkcyjny, osiedle robotnicze oraz rezydencję fabrykanta.
PO CO BOGACI TO BUDOWALI?
O proste domy dla pabianickich robotników („famuły”) starała się Maria Augusta Ender (z domu Krusche), żona „króla bawełny” - Karola Endera. To ona urządzała zbiórki pieniędzy i bale charytatywne dla zamożnych.
Wtedy to do miasta nad Dobrzynką z wielu stron kraju przybywali ubodzy chłopi, parobkowie i zubożali rzemieślnicy z rodzinami. Ich marzeniem było dostanie pracy przy maszynie, w magazynie bawełny albo na rampie fabryki firmy włókienniczej Krusche-Ender. Tysiącom przybyszów z małymi dziećmi trzeba było też dać dach nad głową. Fabrykanci budowali dla nich tanie domy familijne (rodzinne).
Dom dla robotnika nie był jedynie owocem miłosierdzia fabrykanta. Kilkanaście metrów kwadratowych izb z ciepłym piecem przywiązywało najemnego pracownika do fabryki. Bo kto chciał odejść z pracy, ten musiał oddać mieszkanie. Domy gwarantowały też względnie stały skład załogi przędzalni oraz tkalni. I pozwalały fabrykantom zmniejszać ryzyko strajków. Pierwszeństwo zamieszkania w famułach mieli najcenniejsi pracownicy - salowi, majstrowie, a także rodziny objęte charytatywną opieką fabryki.
KTO TO PROJEKTOWAŁ?
Osiedle familijne w Pabianicach rosło w latach 1882-1903. Fabrykant Ender wykupił wtedy dziewiczy plac naprzeciwko kościoła Najświętszej Marii Panny. W czterech rzędach, prostopadle do ulicy Zamkowej, kazał postawić tam 20 domów. Na wschodnim krańcu osiedla stanęła szkoła elementarna i dom dla nauczycieli. Między domami robotników wytyczono dwie ulice - Skromną i Augusty. Tę drugą na cześć żony Karola Endera.
Kto zaprojektował nasze famuły? W ocalałych dokumentach pojawia się nazwisko Markiewicz. Jest to albo anonimowy Fadiej (Fabian) Stanisław Markiewicz, albo któryś z architektów powiatowych: Ignacy Stanisław Markiewicz – ojciec lub Tadeusz Markiewicz – syn.
W familiaku mieszkały cztery rodziny. Każda miała ogródek o powierzchni około 100 metrów kwadratowych. Wszystkie domy stawiano według tego samego projektu.
BRZYDKO I CIASNO, ALE PRAWIE U SIEBIE
Familiaki były parterowymi budynkami wzniesionymi z czerwonych cegieł. Nie miały piwnic – żeby było taniej. Ich mieszkańcy mniej potrzebne rzeczy składowali na poddaszu. Cztery oddzielne wejścia (każda rodzina miała własne), obudowane werandą, prowadziły do mieszkań. Do ścian szczytowych domu były dobudowane po dwa drewniane wychodki (jeden na dwie rodziny). Wodę mieszkańcy czerpali z kilku studni (tzw. pomp), które kazał wywiercić fabrykant. A brudy wylewali do rynsztoka.
Domy miały ten sam układ wnętrz. Z kuchni przechodziło się do izby mieszkalnej. Izby były małe. Kuchnia miała wymiary 2,1 na 3,2 metra, pierwsza izba mieszkalna - 4,5 na 3,2 m, druga izba była nieco większa (21,1 m kw.).
Z zewnątrz ściany były otynkowane, bez ozdób.
ZAGŁADA ŻYDÓW I WESOŁE MIASTECZKO
Do 1914 r. życie robotników w famułach toczyło się w miarę spokojnie. Po robocie w fabryce gospodynie uprawiały warzywa w ogródkach, dzieci grały w klasy i berka, a mężczyźni stawali przy skrzyżowaniach osiedlowych uliczek i palili machorkę. W niedziele, po wypłaceniu tygodniówek, rodziny Brzezińskich, Szerów, Kamińskich, Nowaków i Dobrosów bawiły się na wspólnie organizowanych biesiadach i potańcówkach.
Podczas pierwszej wojny światowej w famułach zakwaterowano żołnierzy. Robotnicy musieli się stamtąd wynieść. Maszyny w zakładach Krusche-Ender stanęły. Brak pracy równał się brakowi chleba. Robotnicy głodowali.
Po 1918 r. fabryki ruszyły. Do domów wrócili dawni lokatorzy. W 1928 r. fabryczny klub sportowy doczekał się boiska w pobliżu osiedla. Od tej pory do domów wdzierały się wrzaski kibiców, okrzyki piłkarzy i świst sędziowskiego gwizdka. Dzieciaki zachwycały się ćwiczącymi w klubie lekkoatletami. Podziwiały rzucającą dyskiem Jadzię Wajs-Marcinkiewicz, późniejszą dwukrotną medalistkę olimpijską.
W Zielone Świątki 1942 r. na boisko przy famułach hitlerowcy spędzili Żydów ze staromiejskiego getta. Trzymali ich tam, zbitych w tłum, przez kilka dni i nocy. Później podzielili na tych, którzy mogą pracować i na tych, którzy harować nie mogą. Dla tych drugich był to wyrok śmierci. Tak stało się z najmłodszymi. Niemowlęta wydzierano z rąk oszalałych z rozpaczy matek i wrzucano do wykopanego na tę okoliczność dołu. Sprawnych fizycznie Żydów Niemcy wywozili do łódzkiego getta. Starców i niepełnosprawnych - do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem.
Po wkroczeniu Rosjan boisko zalano wodą. Na lodzie śmigali hokeiści nowego klubu fabrycznego Włókniarz. A gdy nie trenowali, lodowisko oblegała dzieciarnia. Z głośników płynęła muzyka. Wiosną i latem na dziki plac przy skrzyżowaniu ulic Skromnej i Skłodowskiej-Curie przyjeżdżały wesołe miasteczka.
Wkrótce w pobliżu starego osiedla fabrycznego wyrosły wysokie bloki. Wytyczano nowe ulice, podłączane do kanalizacji miejskiej. W 1960 r. do ogródków przy famułach wjechały ciężkie maszyny. Zaczęto wyburzać domy. Jeden po drugim. Ostatni familiak (przy samej ulicy Zamkowej) padł pod koniec lat 70. Miasto wchłonęło robotniczą enklawę. Osiedle mające niemal 100 lat, bezpowrotnie zniknęło.
List do redakcji:
Witam
Rzeczywiście, ma rację czytelnik - koniec wyburzania to rok 1981. Mieszkałem od 1964 w bloku (siedmiopiętrowym) przy ulicy Skłodowskiej - oba bloki powstały na wspomnianym placu, na którym rozkładały się wesołe miasteczka i były urządzane zabawy. Stał tam domek nie „familok", a z jego otoczenia pozostała grusza, która jeszcze rośnie między wspomnianymi blokami. Famuły miały dodatkowo jeden wspólny ogród pośrodku terenu. Po wybudowaniu następnych dwu wieżowców 11-piętrowych spółdzielnia mieszkaniowa ułożyła w tym miejscu "trylinki" - powstał parking, a zimą urządzano lodowisko. A początek wyburzania to prawdopodobnie 1969 r. - wcześniej wytyczona ulica Wyspiańskiego i pierwszy wieżowiec były na bocznym placu boiska Towarzystwa Sportowego Krusche i Ender . Załączam skan widokówki z 1939 roku - zdjęcie zrobiono prawdopodobnie z dachu kamienicy. I znaczek klubowy.
Pozdrawiam Dariusz Warwas
---------------
Przy opracowywaniu tematu korzystano z publikacji: A. Adamczyk Pabianice Przewodnik po historii i współczesności miasta; K. Brzeziński, A. Gramsz, Ulica Zamkowa 1824-2004; Powstanie i rozwój Tow. Akc. Pabianickich Fabryk Wyrobów Bawełnianych „Krusche i Ender” 1826-1926; I. Popławska, Budownictwo domów rzemieślniczych w Łodzi w pierwszej połowie XIX w.; W. Walczak, Domy robotnicze pabianickie „Famuły”.
(artykuł z cotygodniowej strony historycznej w papierowym Życiu Pabianic)
Komentarze do artykułu: Famuły. Kto pamięta?
Nasi internauci napisali 3 komentarzy
komentarz dodano: 2012-12-03 11:04:48
pracowników a tera co ?
Teraz nawet jak p.Skrzymowski za darmo chce rozdawać posiłki to go się przepędza z pod SDH bo prywatni hamburgreowicze czy kurczaki nie pozwola jedną godzine korzystać ze swoich stołków i ławek.
komentarz dodano: 2012-12-02 20:19:09
Latem było tam bardzo ładnie - zielono.
komentarz dodano: 2012-12-02 11:32:07
"Ostatni familiak (przy samej ulicy Zamkowej) padł pod koniec lat 70" - raczej trochę później, już po 80-tym roku. Nie pamiętam dokładnie, bo mogłem mieć wtedy 3, może 4 lata, ale pamiętam jak przechodziliśmy obok tych małych domków, które moi rodzice nazywali "familokami". Pamiętam jak nisko przy ziemi były maleńkie okienka, tak nisko, że śmialiśmy się, że nawet pies przez okno może powiedzieć dzień dobry :) Później, jak już te domki zniknęły, pamiętam jak rozpoczęła się budowa bloków, tego długiego jamnika przy Armii Czerwonej, a z tyłu trzech wieżowców.
Ech, wspomnienia...