„Fanatyzm naszych dewotek przechodzi po prostu w obłęd” – 8 czerwca 1912 roku oburzył się Nowy Kurjer Łódzki”, opisując niechlubne wydarzenie z Pabianic: „Przed trzema tygodniami, w stanie silnego zdenerwowania odebrał sobie życie pewien młody człowiek. Proboszcz miejscowy nie chciał pochować zwłok na pabianickim cmentarzu. Zrozpaczona matka udała się do biskupa z prośbą o pozwolenie pochowania zwłok syna na cmentarzu”.
We Włocławku zrozpaczoną matkę samobójcy wysłuchał biskup Stanisław Kazimiera Zdzitowiecki. Spotkanie było krótkie, bo biskup bez wahania dał zgodę na pochowanie młodzieńca w poświęconej ziemi.
Decyzję kościelnego zwierzchnika musiał uszanować proboszcz parafii św. Mateusza w Pabianicach, ksiądz prałat Edward Szulc, otwierając bramę cmentarza.
Matka mogła wreszcie poczynić przygotowania do pogrzebu syna.
Dalsze wydarzenia nad Dobrzynką opisały „Wiadomości Codzienne” z 9 czerwca 1912 roku: „Miejscowe dewotki, dowiedziawszy się o tym, wszczęły awanturę, wobec czego pogrzeb musiano urządzić w tajemnicy. Nazajutrz kumoszki udały się na cmentarz, w celu wykapania zwłok samobójcy i wyrzucenia ich za parkan. Policja stoczyła z nimi walkę i przeszkodziła niecnemu zamiarowi. Przy grobie ustawiono straż, która strzeże zwłok od profanacji sfanatyzowanych dewotek”.
0 0
zupełnie jak fanatyzm dzisiejszych moherów, tyle lat i nic się nie zmieniło