Eduard Julius był drugim synem holenderskiego rybaka, poszukującego zarobku poza ojczyzną. Urodził się 19 września 1851 roku w miejscowości o nazwie „Tilsit”. Tak przynajmniej stoi w rosyjskim paszporcie Vortheila. Prawdopodobnie była to Tylża w Prusach Wschodnich, obecnie miejscowość w obwodzie kaliningradzkim.
Zanim Eduard ukończył piętnaście lat, uciekł z domu, obwiniany o śmierć starszego brata, który podczas zabawy na pokładzie zacumowanego kutra rybackiego ojca potknął się, wpadł do wody i śmiertelnie okaleczył ostrzem kotwicy. Po paromiesięcznej wędrówce chłopiec dotarł do Paryża, gdzie najmował się do prostych prac i ukończył szkołę średnią.
Śmierć ojca znów sprowadziła go do Tylży. Na krótko, bo Eduard postanowił studiować chemię na uniwersytecie w Tartu (Estonia). Pojechał tam bez kopiejki przy duszy. Aby zarobić na utrzymanie, dawał korepetycje z matematyki i chemii. Jednak studiów nie ukończył, gdyż owładnęła nim pasja – variete.
Wraz z paryskimi przyjaciółmi Vortheil zawiązał wędrowną trupę teatralną, z którą przez kilka lat podróżował po Europie, dając setki przedstawień. Podczas jednego z takich występów w 1895 roku dowiedział się o niesamowitym wynalazku Ludwika i Augusta Lumière, synów zamożnego fabrykanta z Lyonu. Było to urządzenie o nazwie kinematograf, pozwalające nakręcić krótki film, a po wywołaniu taśmy – wyświetlić ruchome obrazy na białym ekranie. Kinematograf do tego stopnia zafascynował Holendra, że po wspaniałym pokazie filmowym w Paryżu, odkupił go od braci Lumière. A ponieważ posiadł niemałą wiedzę chemiczną, urządził domowe laboratorium obróbki filmów. Vortheil miał smykałkę do interesów. Z kinematografem w skrzyni pojechał do Petersburga, gdzie wystąpił o zgodę na prowadzenie pierwszego w Rosji kinoteatru. Wkrótce wraz z koncesją opatrzoną numerem jeden dostał zaproszenie na carski dwór, by uwiecznił koronację Mikołaja II Romanowa, cesarza imperium rosyjskiego. Film pt. „Koronacja Mikołaja II” z maja 1896 roku to jeden z pierwszych ruchomych obrazów w świecie.
Przeczytaj też: Spacer śladami pabianickiej kinematografii
Car i jego goście oglądali go wielokrotnie, nie mogąc wyjść z podziwu nad supernowoczesnym wynalazkiem. Wśród dostojników z całego świata, utrwalonych na filmie Holendra, był kroczący w orszaku koronacyjnym szach perski Nasir ad–Dina. Władca zapragnął pokazać ów film swym poddanym, zaprosił więc Eduarda Juliusa Vortheila do Teheranu. Holender skorzystał z gościnności. W stolicy Persji kazał zbudować dużą drewnianą salę z ekranem, w której urządził kilkaset seansów dla poddanych szacha. Wyświetlając film zauważył, że gdy na ekranie ukazywał się szach, poddani padali na kolana, oddając cześć władcy. Projekcje trwały blisko trzy miesiące, podczas których film obejrzeli przybysze z całej Persji. Szach hojnie wynagrodził Holendra, nadał mu tytuł honorowego obywatela Persji i odznaczył orderem ze wstęgą. Vortheil wrócił do Rosji, gdzie na wyświetlaniu filmów zbił majątek.
Około 1906 roku przybył do guberni piotrkowskiej, osiadł w Łodzi i do spółki ze szwajcarskim inżynierem, Theodorem Jünodem, otworzył przy ulicy Piotrkowskiej prawdopodobnie pierwszy kinematograf na ziemiach polskich. Wspólnik Holendra był ojcem aktora i amanta Eugeniusza Bodo, a Vortheil trzymał Gienka do chrztu.
Eugeniusz Bodo grywał w Pabianicach
Dziewicze spotkanie Holendra z Pabianicami było przypadkowe. W 1911 roku Vortheil wybrał się na konną wycieczkę po okolicach Łodzi. Na przedmieściu Pabianic galopował po ukwieconej łące, niemal pod oknami dwóch drewnianych domków w stylu holenderskim.
Sentymentalny Holender kupił jeden z tych domów, stając się mieszkańcem Pabianic. Rok później załatwił w guberni pozwolenie na otwarcie pierwszego kina nad Dobrzynką. Był z tym spory kłopot, bo carscy urzędnicy nie mieli pojęcia, co to takiego kino. Ostatecznie zgodzili się na kinoteatr, wydając zezwolenie numer 5257 Wydziału Administracyjnego Guberni Piotrkowskiej. Wiosną 1913 roku solidny murowany budynek przy ul. św. Jana 11, zdobiony ażurową balustradą, był gotowy. Nad wejściem do kinematografu zawisł szyld: „Luna”. Mieszkańcy Pabianic byli zachwyceni, do kasy kina ustawiały się długie kolejki.
Jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej Vortheil zawiązał spółkę z pabianiczaninem Rudolfem Masickim, z którym się przyjaźnił. Masicki, syn zamożnych mieszczan, właśnie ukończył berlińskie studia fotograficzne i wypatrywał zaję-cia w swym fachu. Odtąd razem prowadzili „Lunę”, razem dobierali repertuar. Ponieważ Holender miał rozległe kontakty we Francji, filmowe nowości sprowadzał nad Dobrzynkę prosto z Paryża, by je tutaj wyświetlać.
Przy nadarzającej się okazji Vortheil sam kręcił krótkie filmy. Holender wyremontował swój holenderski dom w Pabianicach, a Masicki dostał od rodziców kamienicę, do której wprowadził się z młodą żoną. Jednak większość czasu obaj spędzali w kinoteatrze. „Luna” urzekała widzów pysznym, secesyjnym wystrojem: brązową boazerią, wiśniowymi kotarami i wygodnymi fotelami. Urządzono w niej salonik poczekalni ze stolikami, wiedeńskimi krzesłami oraz bufetem zaopatrzonym w herbatę i ciastka. Ściany holu zdobiło kryształowe lustro i obrazy przedstawiające sceny z powieści „Quo vadis”. Dla zamożniejszych widzów przygotowano loże na piętrze. Personel kinoteatru nosił liberie w kolorze elewacji budynku. Wyświetlano komedie, dramaty, filmy wojenne, biblijne, przyrodnicze i podróżnicze. Dominowały produkcje francuskie, włoskie, amerykańskie i szwedzkie.
Bywało, że repertuar „Luny” nie przypadł do gustu tutejszym księżom czy nauczycielom. W 1913 roku „Gazeta Pabjanicka” domagała się, by kino „dobitniej propagowało treści dydaktyczne, aniżeli komercyjne – niemoralne, goniące za sensacją”. Oprócz seansów filmowych, publiczność „Luny” mogła podziwiać artystów scen warszawskich i krakowskich. Na deskach pabianickiego kinoteatru dawali występy: Pola Negri, Mieczysława Ćwiklińska, Stefan Jaracz, Kazimierz Krukowski, Adolf Dymsza. Sala mogła pomieścić nawet pół tysiąca widzów. Jednak nie wszystkie występy miały dobre recenzje. Według ówczesnej prasy, widzów rozczarował popis Hanki Ordonówny.
„Na scenie teatru Luna w Pabianicach artyści Opery Warszawskiej wystawią słynną sztukę w trzech aktach G. Pucciniego «Madame Butterfly». Udział biorą pierwszorzędne siły Opery Warszawskiej, Panie: Marta Mokrzycka i Halina Leska oraz Panowie: Maurycy Janowski i Marian Palewicz” – w maju 1925 roku pisał dziennik „Rozwój”. „Zainteresowanie powyższą sztuką jest w Pabianicach wielkie i nie należy wątpić, iż widownia Luny okaże się za szczupła, tym bardziej, że część czystego zysku jest przeznaczona na Dar Narodowy 3 Maja”.
Vortheil i Masicki nie mieli węża w kieszeni. Co jakiś czas wpływy z biletów do kina przekazywali na inne cele dobroczynne: dożywianie dzieci w szkołach, sierociniec, budowę gimnazjum, zakup wozu dla pabianickich strażaków. W 1920 roku podupadający na zdrowiu Vortheil odsprzedał interes wspólnikowi, by zgromadzić pieniądze na honoraria dla lekarzy. Rudolf Masicki rozbudował scenę i zaplecza teatralne „Luny”, wykorzystując do tego modrzewiowe belki z rozebranego holenderskiego domu przyjaciela na przedmieściu Pabianic. Za namową Rudolfa schorowany Eduard Julius wprowadził się do domu Masickich przy ulicy św. Rocha 12, gdzie miał znacznie lepszą opiekę. W ostatnich latach życia zaprzyjaźnił się z pabianickim pastorem. Choć był agnostykiem, prowadził z duchownym długie rozmowy o wierze i grywał z nim w szachy. Swój obfity księgozbiór Holender podarował gminie ewangelickiej. W domu Masickich został medal, który Vortheilowi wręczył car, garść pamiątkowych monet, paszport oraz wykonany we Francji portret Eduarda. U przyjaciela ciężko chory Vortheil mieszkał prawie sześć lat. Zmarł 25 lutego 1927 roku.
Rodzina Masickich przystała na propozycję pastora, by pochować Holendra na pabianickim cmentarzu ewangelickim, w pobliżu mauzoleum fabrykanckiej rodziny Enderów. Fundatorzy nagrobka, Masiccy, umieścili na nim trafną inskrypcję: „Eduard Julius Vortheil, Pionier Kinematografii”.
Roman Kubiak
Polecamy do obejrzenia film o losach Mazura. Rozmowę z nieżyjącą już właścicielką kina, Stefanią Masicką- Śmiałkowską nagrał Witold Szulc.
Komentarze do artykułu: E.J. Vortheil- założyciel kina w Pabianicach
Nasi internauci napisali 0 komentarzy