W 1901 roku, gdy na gminnej działce stanął drewniany domek ze stromym dachem, była tu „3-klasowa Szkoła Powszechna w Karniszewicach”. Miała dwie izby lekcyjne (klasy), pokój dla dwojga etatowych nauczycieli i jedno maleńkie nauczycielskie mieszkanie na poddaszu.

50-80 dzieci uczyło się pisać i czytać po rosyjsku, rachować i modlić do Pana Boga. Były też „zajęcia cielesne”, czyli gimnastyka. Aż do odzyskania przez Polskę niepodległości.

Podczas niemieckiej okupacji do „drewniaka” postanowiono dostawić murowaną przybudówkę ze sceną i jeszcze jeden budynek mieszkalny – dla stałych nauczycieli z rodzinami. Hitlerowcy zamierzali urządzać tu faszystowskie wiece i zabawy tylko dla Niemców. Jak dowiedział się obecny właściciel budynku i działki przy ul. Wspólnej 59, okupanci kazali okolicznym chłopom znosić własne cegły na plac budowy. Do dziś najstarsi „karniszewiacy” wypominają, że w ścianach przybudówki tkwią ich cegły…

Po drugiej wojnie światowej władze powiatu (wtedy łaskiego) przeznaczyły „poniemiecki” budynek na Dom Ludowy, świetlicę harcerską i posterunek Milicji Obywatelskiej. Gwarno było tutaj nie tylko w dni robocze. „W niedzielę 17 października 1948 roku otwarta została rejonowa wystawa rolnicza w Karniszewicach” - pisał „Głos Pabianic”. „Urządzeniem wystawy zajął się inspektor rolny obywatel Czyżewski, przy współudziale wykładowców miejscowej szkoły rolniczej. Eksponaty zebrane zostały z gmin: Dłutów, Dobroń, Górka Pabianicka, Lutomiersk, Łask, Widzew i Wodzierady. Na murawie przed gmachem rozłożono narzędzia rolnicze: brony, pługi, młynki, wialnie, sieczkarnie, a także eksponaty z gospodarstw domowych i do szycia. W samym gmachu na kilkunastu stoiskach rozmieszczono eksponaty płodów rolnych oraz wyroby sztuki ludowej. W godzinach popołudniowych zostaną wykonane inscenizacje i tańce ludowe”.

Baza do walki ze stonką

Przed zimą do poszkolnego budynku zwożono używane ubrania z amerykańskich i kanadyjskich darów dla wycieńczonych wojną Polaków. „Miejscowe koło PCK zorganizowało w Karniszewicach zabawę dla członków i zaproszonych gości, połączoną z obdarowaniem najuboższych mieszkańców tej osady paczkami ubraniowymi” – pisała lokalna gazeta. „Obdarowano ponad 50 osób, w tym przeważnie dzieci szkolne”.

Wiosną władze organizowały akademie pierwszomajowe dla mieszkańców gminy Górka Pabianicka. Po przemówieniach sekretarzy partii, okrzykach poparcia dla jedynie słusznej polityki towarzysza Stalina i Bieruta oraz recytacjach wierszy były huczne zabawy ludowe.

Stąd corocznie w sierpniu na okoliczne pola wyruszały tyraliery zbieraczy stonki ziemniaczanej. Akcja walki ze stonką (zrzucaną z amerykańskich samolotów - jak utrzymywała komunistyczna propaganda) była obowiązkowa. „Uchylający się od tego obowiązku podlegają karze aresztu do trzech miesięcy lub grzywnie do 30.000 złotych” – straszyły plakaty rozklejane na pobliskich drzewach.

Kuźnia młodych rolników

Po południu jedno pomieszczenie w „drewniaku” znów zajmowali uczniowie. Kilkoro dojeżdżających nauczycieli prowadziło tu lekcje orki, siewu, nawożenia i hodowli zwierząt. „Zajęcia w Średniej Szkole Rolniczej w Karniszewicach rozpoczęliśmy 3 listopada 1948 roku” – pisała do gazety „Głos Chłopski” szkolna korespondentka Ania Mazur. „Początkowo zgłosiło się nas zaledwie 13. Jak na całą gminę Górka Pabianicka, to była ilość niewielka. Żeby ściągnąć więcej kandydatów, kierownictwu szkoły przy pomocy Komitetu Rodzicielskiego udało się ściągnąć wszystkich tych, co mogliby chodzić do szkoły, a nie chcieli. Dzisiaj jest nas 52. Aż rojno i ciasno. Jak miło i wesoło jest pracować i uczyć się w zżytej gromadzie.

Samorząd Szkolny zorganizował nam drugie śniadania. Przewodniczącą sekcji gospodarczej jest koleżanka Helbik Sabina. Jakie były śmieszne te nasze pierwsze śniadania: chłopcy wstydzili się dziewczynek, a dziewczynki wstydziły się chłopców. Teraz bułki i kawa znikają aż miło, byle tylko było więcej bułek i słodsza kawa.

Zajęcia teoretyczne odbywają się w klasie, natomiast zajęcia praktyczne w gospodarstwie szkolnym i domowym. Szkoła nasza posiada dość pokaźny inwentarz żywy, jak na 19 hektarów, a mianowicie: 3 konie, 6 krów, jałówki, owce i świnie. 4 sztuki zostały zakontraktowane w Spółdzielni Samopomoc.

W naszej Spółdzielni Uczniowskiej zaopatrujemy się we wszystkie przybory szkolne. Koło Związku Młodzieży Polskiej, poza innymi pracami, przeprowadza w każdą sobotę ćwiczenia cielesne” – relacjonowała korespondentka Ania Mazur.

Cztery i pół roku po wojnie szkolny budynek w Karniszewicach „wpadł w oko” władzom oświatowym z Pabianic. 14 sierpnia 1949 roku „Głos Pabianic” pisał: „Bardzo palącą kwestią jest zorganizowanie żeńskiej bursy na miejsce tej, która spłonęła w ubiegłym roku w Pabianicach. Prace nad urządzeniem bursy są już w pełnym toku. Gminna Rada Narodowa w Karniszewicach przekazała na ten cel budynek poniemiecki, który po kapitalnym remoncie zdolny będzie pomieścić około 50 dziewcząt z powiatu, uczęszczających do szkół średnich w Pabianicach. Zaznaczyć trzeba pełne zrozumienie dotychczasowych użytkowników budynku w Karniszewicach, a szczególnie Milicji Obywatelskiej, którzy przechodzą do innych, może mniej wygodnych budynków, by umożliwić dziewczętom z powiatu łaskiego korzystanie z dobrodziejstw nauki”.

Teraz bursa

Ostatecznie we wrześniu 1951 roku budynek po Domu Ludowym, harcówce i posterunku MO dostała pabianicka Szkoła Chemiczna - decyzją Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Urządzano w nim internat dla dziewcząt, bo większość uczennic „chemika” pochodziła z odległych wsi i miasteczek w powiecie.

To nic, że nie nadawał się na internat. Dziury w ścianach i oknach, wiatr hulający po izbach i stary piec, który bardziej dymił niż grzał, dawały nikłe szanse na przetrwanie uczennic zimą. Mimo to ze zlikwidowanej bursy Szkoły Papierniczej w Pabianicach pięćdziesięciu zakwaterowanym w Karniszewicach dziewczętom zwieziono ze spalonej bursy stertę dziurawych koców i prześcieradeł, tuzin obitych garnuszków, trochę łyżek i widelców, dwie miski do umywalni, przegniłe materace i zdezelowane poszpitalne łóżka. Uczennice marzły, po dwie spały w jednym łóżku. Ponad połowa z nich szybko wyprowadziła się do prywatnych stancji w okolicy.

Opiekunką „bursowiczek” była emerytowana nauczycielka Komorowska. Ale krótko. Co kilka tygodni kolejne opiekunki miały dość zimna i polowych warunków życia. Porzucały swą pracę. W bursie zostało dwadzieścia dziewczyn.

Po kilku prowizorycznych naprawach ścian i okien ćwierć wieku później bursę zlikwidowano. Karniszewice były już w granicach miasta. Do budynku starej szkoły powszechnej wprowadził się sklep z rowerami.

Od 30 lat właścicielem budynku przy ulicy Wspólnej jest Marek Kafel, który produkuje materiały opatrunkowe i prowadzi hurtownię. W starannie odnowionym i unowocześnionym budynku Marek Kafel ma biuro - w jednej z klas. Zachowały się tutaj dwie poszkolne pamiątki z zeszłego wieku: tablica z kredą i deska kreślarska.

Seweryn Grambor („Pabianice – ocalić od zapomnienia”)