Zamknij

70-latek w ośrodku przy ul. Granicznej mieszkał ponad 20 lat. Gdy zabrało go pogotowie, nie wiedział, że nie będzie…

14:30, 17.01.2025 Aktualizacja: 21:59, 20.01.2025
Skomentuj an an

 

- Zostałem potraktowany jak pies – opowiada podopieczny „Granicy”. - Dopóki byłem na chodzie, to byłem potrzebny, a zrobiło się tak, że nie mogę wstawać, to szefowa się mnie pozbyła.

Pan Tomasz, jak nam się zwierzył, jeszcze niedawno wykonywał drobne prace w ośrodku, jeździł i pomagał w robieniu zakupów dla ośrodka.

- A teraz nie jestem potrzebny – żali się mężczyzna. - Gdy tak byłem przewożony do szpitala i z powrotem, a ona nie chciała mnie przyjąć, zapytałem, co mam zrobić. „A rób co chcesz” – usłyszałem.

O dramacie chorego 70-latka dowiedzieliśmy się ze źródła. List do redakcji w tej sprawie wysłała Elżbieta Skrzymowska, dyrektorka ośrodka Łódzkiego Centrum Pomocy Bliźniemu „Granica”. Dyrektorka skarży się w nim na pabianicki szpital i lekarzy z SOR. Oto, co napisała:

„Nasz długoletni podopieczny Tomek w piątek wieczorem przewrócił się na kolano, które wcześniej było operowane. Z bólu mówił, że nie może jeść i pić. Ledwo się podnosił do ubikacji przy pomocy innego mieszkańca. W sobotę zadzwoniliśmy na pogotowie i usłyszeliśmy, że to nie jest nagły wypadek, więc do niego nie przyjadą. Zatem pomagaliśmy mu, jak mogliśmy. Niestety sytuacja się przedłużała. W poniedziałek odwiedził nas nasz zaprzyjaźniony ratownik medyczny i po wysłuchaniu historii oraz obejrzeniu naszego podopiecznego stwierdził, że w takim razie zadzwoni do lekarza świątecznej pomocy medycznej. Lekarz po wysłuchaniu powiedział kategorycznie, że trzeba dzwonić na pogotowie. Ratownik medyczny zadzwonił na pogotowie, które to po paru minutach przyjechało do naszego podopiecznego. Po krótkim badaniu stwierdzono, że wezmą Tomasza na badania, a następnie zdecydują co dalej. Około godziny 15.00 do ośrodka zadzwonił lekarz dyżurny twierdząc, że przywiozą naszego podopiecznego, gdyż nie wymaga on hospitalizacji. Szok i niedowierzanie.

Jako osoba zarządzająca ośrodkiem nie mogłam się na to zgodzić (...). Po godzinie znów lekarz zadzwonił i powiedział, że przywiozą nam Tomka, na co ja kategorycznie powiedziałam, że nie mogę przyjąć podopiecznego, który nie jest w stanie sam się obsłużyć”.

Ratownicy w asyście pracownicy socjalnej przywieźli Tomasza W. do ośrodka na Granicznej. Niestety próba przekazania podopiecznego zaowocowała wezwaniem na miejsce policji. Dyrektorka nie chciała przyjąć Tomasza W. do ośrodka i...

„Usłyszałam szantaż i straszenie, że będą na mnie nasyłać kontrole, że mi się odechce wszystkiego. Pracownica socjalna wielokrotnie próbowała samowolnie wpuścić ratowników medycznych na teren ośrodka. Policja po wysłuchaniu obu stron zezwoliła chorego człowieka zostawić pod bramą ośrodka pomimo tego, że on nie był w stanie samodzielnie wstać z wózka. Początkowo ratownicy wystawili pacjenta z takim zamiarem, po czym, po paru minutach wstawili Tomka z powrotem do karetki pogotowia. Cały czas uparcie tłumaczyłam, że nie wolno mi przyjąć pacjenta w takim stanie. Nasza placówka nie posiada statusu placówki z usługami opiekuńczymi. Nie mamy lekarza ani pielęgniarki na miejscu. Człowiek, który do nas trafia, czy to z powodu bezdomności, czy też z powodu uzależnienia musi być w stanie się sobą zająć. (...) Policja postraszyła mnie, że sporządzi służbową notatkę i nałożą na naszą placówkę mandat. Jesteśmy całą tą sytuacją bardzo oburzeni”.

Ratownicy nie zostawili pana Tomasza pod bramą. Ambulansem przewieźli do schroniska Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta przy ul. Kościuszki, którym kieruje Klaudiusz Majtka. Niestety, u „Brata Alberta” nie było miejsca dla nowej osoby i to wymagającej tak dużej uwagi i pomocy. Dlaczego?

- Taką opiekę ten człowiek powinien mieć zapewnioną przez placówkę, z której wyszedł. Dlaczego nikt na Granicznej nie rozpoczął starań o przyznanie temu panu miejsca w DPS-ie czy na ZOL-u? - pyta Majtka. – Z tego co wiem, to ten człowiek przebywał tam ponad 20 lat, to był jego dom. Dużo rzeczy zrozumiem, ale takiego postępowania nie.

Klaudiusz Majtka zapewnia, że w „jego schronisku” nigdy nie zdarzyło się „wystawić człowieka za bramę, bo się już do niczego nie nadaje. Czeka na pomoc u nas, a nie na ulicy”.

- W ten sposób ludzi się nie wypycha – komentuje Klaudiusz Majtka. - U nas taka osoba czeka na ZOL czy dom opieki, mamy takich podopiecznych. Też wychodzą ze szpitali i wracają do nas, na swoje łóżka. Jeżeli ktoś u nas zaczyna chorować, to się nim zajmujemy sami, a też jesteśmy placówką, która nie ma statusu opiekuńczego ośrodka. Ale to jest jak dom tych ludzi. Wielu spędza tu po kilka lat.

Dlaczego zatem pan Tomasz nie mógł zostać na Granicznej?

- Zgodnie z ustawą nie mogę już przyjąć Tomasza, bo on przestał chodzić. Jest „nieobsługowy”. Ja się nim zaopiekowałam, wezwałam pogotowie. W jego sprawie zadzwoniłam też do opieki społecznej – tłumaczy Elżbieta Skrzymowska. - Ja go nie mogę przyjąć. On się nie nadaje do naszego ośrodka.

Pan Tomasz też nie ma już ochoty wracać do „domu”, w którym spędził ponad 20 lat.

- Nie chcę tam wracać i nie wrócę – zapewnia 70-latek. - Tam są straszne warunki. Pluskwy, myszy.. wszystko tam było. Tam jest zimno. W piecu palone jest patykami, śmieciami… gazetami, starymi butami… Niech ktoś tam wejdzie. Odchody myszy, smród… Niech ktoś tam wejdzie do łazienki, smród, syf… wytrzymać nie można.

Pan Tomasz ma świadczenia z ZUS, każdego miesiąca płacił za pobyt na „Granicy”.

- Miesięcznie 1.500 zł dawałem pani Elżbiecie – mówi mężczyzna. - Plus 100 zł za telefon, opłaty za światło i 100 zł za benzynę, jak zawoziła mnie do miasta na zakupy.

O obecną sytuację pana Tomasza i jego dalsze losy zapytaliśmy władze Pabianickiego Centrum Medycznego. Oto odpowiedź Patrycji Sochy, rzeczniczki prasowej PCM:

- Pacjent, poruszający się o lasce, został przywieziony do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w dniu 6 stycznia, w stanie po starym urazie kończyny dolnej oraz dawno przebytej operacji ortopedycznej. Nie miał cech świeżego urazu i nie wymagał leczenia szpitalnego, co potwierdziły badania diagnostyczne. W związku z tym zespół Pabianickiego Centrum Medycznego podjął próbę odwiezienia pacjenta do wcześniejszego miejsca pobytu. Pani dyrektor ośrodka, w którym mężczyzna mieszkał od wielu lat, nie wyraziła zgody na jego ponowne przyjęcie, dlatego też kolejne godziny oraz noc z 6 na 7 stycznia spędził na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Zadecydował o tym nie stan zdrowia mężczyzny,

a wyłącznie względy społeczne. Tylko one były też przyczyną przyjęcia mężczyzny dzień później, tj. 7 stycznia, do oddziału wewnętrznego, gdzie przebywa obecnie z powodu niemożności powrotu w dotychczasowe miejsce.

Sprawą zajmuje się teraz pracownik socjalny Pabianickiego Centrum Medycznego, który czyni starania, aby pacjent jak najszybciej opuścił szpital i trafił do innej placówki, w której będzie mógł docelowo przebywać.

Do sprawy odniosła się również policja: 

7 stycznia o godzinie 11.35 policjanci otrzymali zgłoszenie, z którego wynikało, że koordynator ośrodka nie chce przyjąć jednego ze swoich podopiecznych, który w ostatnim czasie przebywał w szpitalu. Policjanci zastali na miejscu interwencji pracownika służb medycznych, który posiadał przy sobie dokumentację medyczną, w której widniała informacja o tym, że mężczyzna nie wymaga dalszej hospitalizacji. Policjanci nie informowali kobiety o możliwości nałożenia na placówkę mandatu, jak również nie szantażowali i nie straszyli nasyłaniem kontroli. Funkcjonariusze pouczyli uczestniczkę interwencji, że ze zdarzenia zostanie sporządzony wyłącznie zapis w notatniku służbowym.

podkom. Agnieszka Jachimek, oficer prasowy

Komendy Powiatowej Policji w Pabianicach

(Agnieszka Namysł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

JanPabianiczaninJanPabianiczanin

1 0

Widać ,że granica zrobila się biznesem po śmierci pana ,który to nadzorowal.
A poznając kilka lat temu panią Elżbietę widzialem tylko cwanicatwo podczas zbiórek żywności dla potrzebujących.
Granicą powinni się zając pracownicy socjalni bo traktując czlowieka jak psa a nawet gorzej pokazala ,że jak jest kasa i jest zdrowy to ok a jeśli coś z nim nie tak to do widzenia.

20:01, 20.01.2025
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%