Wiktoria Nowak, absolwentka II LO, zawodniczka Łódzkiego Klubu Karate Tradycyjnego, wielokrotna medalistka krajowych i międzynarodowych turniejów w karate tradycyjnym oraz drużynowa mistrzyni świata z Peru opowiada o początkach w karate, wsparciu od miasta oraz planach na obecny sezon.
Jak zaczęła się Pani przygoda z karate?
- Zaczęło się tak, że mój tata zapisał mojego młodszego brata na treningi karate. Brat jednak szybko zrezygnował, a ja trafiłam na salę przez przypadek. Przyszłam tylko zobaczyć, jak mój brat trenuje, ale trener zaprosił mnie na trening, i tak już zostałam, trenuję od 16 lat.
Jakie miała Pani warunki, trenując karate w Pabianicach? Czy miała Pani jakieś wsparcie od miasta?
- W zasadzie nie było większego wsparcia na początku. W Pabianicach trenowałam 10 lat, szósty rok trenuję w Łódzkim Klubie Karate Tradycyjnego. To wsparcie pojawiło się dopiero, kiedy zaczęły pojawiać się wyniki, czyli były nagrody, zarówno od prezydenta, jak i od starosty, i dopiero wtedy zaczęłam być dostrzegana.
Proszę nam wytłumaczyć różnicę między kumite a katą?
- Kata jest konkurencją techniczną. Polega na przedstawieniu przez każdego zawodnika konkretnego układu ruchów. W tej konkurencji oceniana jest zarówno technika, jak i siła. Tych kata jest wiele, w zależności od stopnia są coraz trudniejsze, więc na każdym poziomie osoby trenują inne kata. Ponadto kata jest walką samą w sobie, bez przeciwnika. Wchodzimy na matę sami bądź z przeciwnikiem, ale nie mamy ze sobą kontaktu, tylko oceniana jest nasza technika, szybkość, dynamika. Kumite natomiast to jest po prostu walka. Teoretycznie jest bez większego kontaktu i jest ona na punkty. Walkę sędziuje pięciu sędziów, którzy oceniają oraz decydują, czy przyznają dane punkty zawodnikom czy nie. W kumite ważne jest również to, że w momencie, kiedy walka nie została rozstrzygnięta na punkty, mamy decyzję sędziowską, na chorągiewki. Wówczas to sędziowie decydują, który zawodnik był bliżej zdobycia punktu.
A w której konkurencji się Pani lepiej czuje?
- Zdecydowanie w kumite, ze względu na osiągnięcia w tej konkurencji. W tamtym roku zdobyłam mistrzostwo świata w kumite drużynowym, czyli w konkurencji, gdzie mamy cztery zawodniczki. Każda wychodzi po kolei do walki, z tą różnicą, że każda walka idzie nie na konto danej zawodniczki, tylko na konto drużyny. Punkty również idą na konto drużynowe. I w tej kategorii, jak wspomniałam, zdobyłam złoto. W Peru zdobyłam również wicemistrzostwo świata w kumite indywidualnym, w którym walki idą na konto zawodnika. W kata nie mam takich osiągnięć, ale pomimo to startuję też w tej konkurencji.
Wspomniała Pani o osiągnięciach w Peru. Jak wyglądał, z Pani perspektywy, wyjazd z kadrą narodową na światowy czempionat?
- Mogę powiedzieć, że było świetnie. Nasza reprezentacja jest naprawdę zgraną ekipą, co stworzyło nam superatmosferę, zarówno w hotelu, jak i podczas zawodów. Poza tym, że jako drużyna byliśmy trzy dni na zawodach, to w stolicy Peru, w Limie, spędziliśmy tak naprawdę łącznie dziesięć dni. Przyjechaliśmy dużo wcześniej, aby się zaaklimatyzować oraz pozwiedzać. Oprócz samych zawodów, największe emocje wzbudziło we mnie wejście razem z kadrą na Machu Picchu, gdzie razem wnieśliśmy flagę Polski podczas polskiego Dnia Niepodległości. Było to dla mnie niezwykłym przeżyciem.
A jak poradziła sobie Pani ze zmianą strefy czasowej?
- Nie było to łatwe. W Peru jest aż sześć godzin różnicy, w porównaniu z polskim czasem. Dobrze, że przylecieliśmy z dużym zapasem do zawodów, bo jak byśmy przyjechali do Limy dzień przed walkami, to byłoby bardzo ciężko o dobre wyniki. Mieliśmy ten czas na aklimatyzację, organizm się przestawił, ale na początku było bardzo ciężko. I to była w zasadzie najgorsza rzecz związana z tym wyjazdem.
Chciałbym wrócić jeszcze do kwestii treningów. Jak często Pani trenuje, jak wyglądają Pani treningi i jaka jest ich intensywność?
- Jeżeli chodzi o sezon startowy, tuż przed zawodami, jak teraz, gdy przygotowujemy się do mistrzostw Polski, trenujemy pięć razy w tygodniu. Jeden trening trwa dwie godziny, rozkłada się na godzinę treningu karate oraz godzinę treningu motorycznego. Takie treningi odbywają się zazwyczaj w poniedziałki, środy i piątki. W soboty natomiast mamy dwie godziny dodatkowego treningu kadrowego. Z kolei kiedy nie jesteśmy w szczycie sezonu, to mamy minimum trzy treningi po dwie godziny.
Jak Pani wspomina czasy szkolne, w murach II LO?
- Wspominam ten okres bardzo dobrze. Mogę powiedzieć, że był to najlepszy czas edukacji w moim życiu. Liceum najlepiej wspominam, zarówno jeśli chodzi o rówieśników w klasie, jak i nauczycieli. Tak naprawdę najwięcej wsparcia w tym, co robię, dostałam właśnie za czasów liceum.
Czy miała Pani wsparcie od nauczycieli WF-u?
- Tak, miałam to wsparcie. Co prawda nauczyciele WF-u dosyć często się u mnie zmieniali, bo przez trzy lata nauki miałam aż trzech różnych wuefistów, ale wszyscy zawsze mnie wspierali, wybaczali nieobecności, spowodowane wyjazdami na turnieje, dopytywali o zawody i wyniki, także nie zostawałam sama z tym wszystkim.
Karate do tej pory było tylko raz na olimpiadzie, w Tokio w 2020 roku. Jak Pani zareagowała na wieść o tym, że karate zniknęło z programu igrzysk tuż po debiucie na tej imprezie?
- Tak, karate było przez chwilę na igrzyskach, ale nie było to karate tradycyjne, tylko karate WKF, które różni się stylem od tego tradycyjnego. Czy jednak karate tradycyjne powinno być na igrzyskach? Moim zdaniem jest to na tyle ciekawa i atrakcyjna dyscyplina sportu, że powinno, ale nie mnie to oceniać, jakie decyzje podejmowane są przez MKOL.
Czy karate ma realne szanse na powrót na igrzyska? Chodzą słuchy, że karate ma wrócić do programu olimpijskiego na igrzyska w Brisbane, które odbędą się w 2032 roku.
- Szanse są zawsze. Pytanie, czy będzie na to takie zapotrzebowanie, jeśli chodzi o władze MKOL? Czy będą chcieli, aby karate znów było dyscypliną olimpijską? Ja uważam, że byłaby to ciekawa oraz atrakcyjna konkurencja.
Przede wszystkim dla Pani byłoby to wielkim wydarzeniem pojechać na igrzyska olimpijskie.
- Na pewno byłoby to super. Ja jednak nie podchodzę do tego z takim nastawieniem, że to faktycznie może się udać, ze względu na to, że karate tradycyjne nie było brane pod uwagę. Cieszę się jednak, że udało się pokazać, czym jest karate WKF na olimpiadzie.
Jakie są Pani plany na ten rok?
- Teraz koncentruję się na mistrzostwach Polski, które niedługo odbędą się w Szczecinie. W czerwcu z kolei mamy zawody Pucharu Świata w Wieliczce. Niedawno otrzymałam też powołanie do reprezentacji na ten rok i koncentruję się na październikowych mistrzostwach Europy w Serbii, na które mam szansę pojechać, ale czekamy jeszcze na oficjalny skład reprezentacji na te zawody.
Gdyby nie wybrała Pani karate, to czym by się Pani zajmowała?
- Za dzieciaka próbowałam różnych dyscyplin. Jednocześnie trenowałam pływanie, taniec i karate, ale kiedy zaczęłam mieć coraz więcej nauki, to musiałam wybrać jedną dyscyplinę, aby to wszystko pogodzić. Ostatecznie zostałam przy karate i na pewno nie żałuję. Myślę, że gdybym nie wybrała karate, to szukałabym szansy w innych sportach walki, takich jak na przykład MMA. Natomiast nie zamieniłabym karate ze względu na to, że nauczyło mnie dużo szacunku, dyscypliny i wytrwałości. Myślę, że żaden inny sport nie nauczyłby mnie tych rzeczy.
Co według Pani można zrobić, żeby wypromować karate wśród młodzieży?
- Myślę, że w ostatnich latach karate staje się coraz popularniejsze, bo widzę, że zarówno w przedszkolach, jak i w szkołach coraz częściej odbywają się takie zajęcia. Natomiast, co zrobić, aby ta dyscyplina była jeszcze popularniejsza? Uważam, że powinno organizować się więcej pokazów, aby można było zobaczyć, jak to wygląda w praktyce. Ponadto ważne w tym aspekcie jest też zaangażowanie klubów karate. Myślę, że gdyby wsparcie, zarówno od miasta, jak i od kraju, było większe, to karate można by było wtedy pokazać innym ludziom.
Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej karierze.
Rozmawiał Łukasz Markus
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz