Zamknij

Te mamy postawiły na sport. W ślady pań poszli ich synowie

23:40, 25.05.2024 Aktualizacja: 10:53, 26.05.2024
Skomentuj an an

Pani Edyta to była zawodniczka sumo ze światowej czołówki kobiet trenujących tę dziedzinę sportu. Pabianiczanka uprawiała także zapasy, ale to z mistrzostw świata i Europy w sumo przywiozła ponad 50 medali.

Sport i walka na macie dawały jej ogromną satysfakcję. Nie jest w stanie zliczyć, ile razy w swojej sportowej karierze  stawała na podium. Część tej kariery przypada na czas, kiedy

trenowała w sekcji zapaśniczej Pabianickiego Towarzystwa Cyklistów.

Od 17 pani Edyta wraz z mężem (zapaśnikiem) i dwójką pociech – 13-letnim Lucjanem i 6-letnią Elą mieszkają w Czyżeminku.

Nasza mistrzyni pochodzi z Zychorzyna koło Opoczna. Tu, będąc w liceum, zaczęła trenować zapasy w miejscowym klubie. Była jedną z dwóch dziewczyn wśród 30 chłopaków. I nie dała sobie „w kaszę dmuchać”.

Jak wspomina, po zaledwie sześciu miesiącach treningów wystartowała w zawodach i zdobyła brązowy medal. Po roku dostała zaproszenie do kadry narodowej zapaśniczek. Zaczęły się wyjazdy na zgrupowania, obozy treningowe. Trener wystawił ją na mistrzostwa świata w Poznaniu. Zdobyła brązowy medal.

Z zapasów zrezygnowała w 2004 roku i wybrała sumo, japońską dyscyplinę sportu.

– W tym sporcie ważna jest siła, technika i przygotowanie psychiczne. Trzeba też poznać przeciwniczki – opowiada.

Walka sumo trwa 3-5 sekund, ale niekiedy przeciąga się do 5 minut. Poprzedza ją rytuał: sypanie solą, klepanie po biodrach. Zawodnicy wchodzą na gliniany ring o średnicy 4,55 m, zwany doyhyo - posypany piaskiem i otoczony belkami ze słomy. Żeby wygrać, trzeba wypchnąć konkurenta poza ten krąg.

Medal za medalem

Sukcesom i medalom, które pabianiczanka zdobyła w tej dyscyplinie, nie było końca. Przyszedł jednak czas na zmianę priorytetów. W 2011 roku w rodzinie Popeckich pojawił się synek -  Lucjan. Ciąża i narodziny dziecka dla sumitki były punktem zwrotnym na drodze sportowej kariery.

- Postanowiłam wtedy, że kończę przygodę z wyczynowym sportem – wyznaje. - Ale nie stało się to tak natychmiast. Będąc na samym początku ciąży, o której dopiero co się dowiedziałam, pojechałam na mistrzostwa świata sumo. Co ma być, to będzie – pomyślałam. - Wróciłam z medalami. Srebro zdobyłam indywidualnie i brąz drużynowo.

To miały być medale na pożegnanie, ale nie były. Kolejną propozycję występu na zawodach jeden ze szkoleniowców złożył pabianiczance już dwa miesiące po porodzie.

- Moje ciało nawet nie zdążyło się zregenerować, byłam po cesarskim cięciu – opowiada sumitka. - Zapytałam się ich, czy nie oszaleli. Ale nie potrafiłam odmówić uczestnictwa w kolejnych mistrzostwach świata w Hongkongu. Pomyślałam, że to będzie fajny wyjazd i warto się gdzieś ruszyć.

Lucjan miał już wtedy 9 miesięcy i czekał na mamę - medalistkę w domu. Przywiozła mu brązowy krążek. To było jej ostatnie trofeum - brązowy medal indywidualnie.

- To był koniec – wspomina. - Gdy zostałam mamą, priorytety się zmieniły, a później do głosu doszedł też „pesel”. Wiek już był nie ten. Miałam 33 lata. Dla kobiety w wyczynowym, siłowym sporcie to jest dużo. W lekkoatletyce, pchnięciu kulą, biegach można jeszcze poszaleć, ale zapasy, dżudo czy sumo to już nie są wyzwania dla kobiety po trzydziestce.

Przybywało też obowiązków w domu. Niełatwo było wyrwać się na trening, by przygotować do zawodów. Zostały wspomnienia i medale, które trudno zliczyć.

- Wszystkie są dla mnie ważne, te pierwsze i te ostatnie na pożegnanie również – dodaje zawodniczka.

Czas startów na mistrzostwach się skończył, ale ogromna sportowa pasja została. Była zapaśniczka i sumitka realizuje ją na różne sposoby.

Mama i nauczycielka

Pani Edycie sportu na co dzień nie brakuje. Związała się z nim na dobre i teraz uczy wychowania fizycznego w jednej ze szkół w gminie Tuszyn. Odwiedza też gościnnie pabianickie kluby zapaśnicze. Swoją wiedzą i doświadczeniem wspiera zawodników, którzy przygotowują się do turniejów i mistrzostw.

W ślady mamy poszedł już Lucjan, a kto wie, czy za chwilę do rodzinnej drużyny sportowej nie dołączy również 6-letnia Ela.

13-latek przeszedł właśnie z kategorii dzieci do młodzików. Zapasy trenuje w PTC. Zaczynał, gdy miał 6 lat. Wtedy jednak nie udało się zainteresować go zabawami na macie. Po roku było kolejne podejście do treningów i tym razem bez powodzenia. Dopiero koniec drugiej klasy szkoły podstawowej przyniósł przełom. Lucjan rozpoczął swoją przygodę z zapasami i to z przytupem.

 - Od razu doznał poważnej kontuzji – opowiada mama. - Uraz ręki zakończył się operacją i drutowaniem łokcia. Było poważnie i nawet obawiałam się, czy go to nie zrazi do sportu. Na szczęście nic takiego się nie stało i po wyzdrowieniu z chęcią wrócił do treningów.

     Młodego zapaśnika dopingują mocno oboje rodzice. Ale jak to bywa z młodym, Lucjan nie zawsze słucha mamy i taty. Dlaczego?

- Mama się nie zna na zapasach… a tata też średnio… - odpowiada rezolutny nastolatek.

Bo mamie można pomarudzić, powiedzieć, że się nie chce, że nie mam siły, że wolę posiedzieć przed komputerem.

- Wiem, jak to jest. Uczę też dzieci pływania i naprawdę potrafię to robić, ale z moimi pociechami nie zawsze mi wychodzi – dodaje pani Edyta. - Bo z mamą to bardziej zabawa niż nauka. Do trenera czy nauczyciela nie wypada powiedzieć, że mi się nie chce, albo jestem zmęczony, trzeba pływać. Tak samo jest z zapasami.

Mimo wszystko Lucjan ma już na koncie pierwsze sportowe sukcesy i medale. 

- Trzeba się usprawniać, to inwestycja na całe życie młodego człowieka – uważa pani Edyta. - Syn zaczął trenować zapasy, bo to nasza z mężem wspólna dyscyplina, ale jak będzie chciał być piłkarzem, to proszę bardzo. Trenując od najmłodszych lat ma znakomitą bazę, żeby wystartować w każdej dyscyplinie.

 Sport sposobem na życie

Zdaniem Popeckich sprawność fizyczna może się przydać, chociażby w wyborze zawodu i drogi życiowej. Żeby zostać wojskowym, strażakiem, policjantem czy nawet pilotem, trzeba zaliczyć testy sportowe.

- To ważne, żeby ćwiczyć. Ze sprawnością dzieci nie jest obecnie najlepiej – dodaje pani Edyta. - Przewrót w przód, który na zapasach jest częścią rozgrzewki, na lekcjach wychowania fizycznego jest dla większości dzieci ogromnym problemem.

Treningi, wspólne wyjazdy, obozy sportowe to też sposób na życie i zawieranie nowych przyjaźni.

- Gdy syn wraca z zawodów, jest bardzo pozytywnie naładowany energią – opowiada mama Edyta. - Podbudowany, nawet jak przegrywa. Sport kształtuje charakter. Uczy, jak przyjmować porażki i sukcesy. Obecnie dzieci nie za bardzo sobie radzą z takimi sytuacjami.

     Mama też nie zawsze głaszcze po głowie. Czasami trzeba palcem pogrozić…

  - Ktoś musi do lekcji pogonić, do nauki… - dodaje z uśmiechem sumitka. - Tutaj klasówka w planach, lektura do przeczytania, a w weekend zawody.

Ewelina Kociołek to zawodniczka drugoligowej drużyny żeńskiej PTC. Pabianiczanka w „nogę” gra od dziecka. W piłkę nożną gra jej syn, a córka wybrała śpiew

Jako dziecko dziewczynka nie miała „prawa” wybrać innej dyscypliny sportu.  W domu było czterech starszych braci, a chłopaków trudno namówić do zabawy lalkami. Zaczęła więc kopać z nimi piłkę na podwórku.

Taka zabawa i rozgrywki dziecięcych drużyn z sąsiedztwa przeniosły się po latach na profesjonalne boisko. Pani Ewelina po ślubie zamieszkała z mężem w Pabianicach. Tutaj na świat przyszły ich pociechy. Maja ma już 17 lat, a Mateusz 20.

- Gdy dzieci trochę podrosły, zaczęłam szukać dla siebie jakiejś aktywności sportowej. Oczywiście cały czas graliśmy z braćmi na różnych orlikach, które są w Pabianicach – opowiada piłkarka. - Pomyślałam jednak o żeńskiej drużynie piłki nożnej.

     Znalazła taką w klubie PTC.

 - Długo się zbierałam, żeby do nich zapukać – dodaje. - Ale w końcu poszłam na trening.

Na sport nigdy nie jest za późno

Miała już 30 lat, gdy zaczęła trenować. Koleżanki w zespole były sporo od niej młodsze. Niektóre nie miały 20 lat. Oprócz wieku, miała też na głowie dzieci, pracę zawodową, dom.

- Musiałam się też trochę lepiej zorganizować – wspomina pabianiczanka. - Na treningi szłam od razu po pracy, trzy razy w tygodniu.

     Początki nie były łatwe.

- Niefortunnie rozpoczęłam tę przygodę – wspomina pani Ewelina. - Już na pierwszym treningu skręciłam kostkę. Bolało, trzeba było ją wyleczyć, ale się nie poddałam. Tak mi się wtedy spodobało, że zostałam w drużynie.

Od tego czasu minęło 10 lat, było wiele meczów zwycięskich, ale także porażek. Nigdy nie zabrakło jej zapału do biegania po boisku. Nigdy nie opuszcza treningów.

– Nasza drużyna weszła do drugiej ligi, to jeden z naszych największych sukcesów – mówi z dumą.

Kryzysy się też pojawiały, ale tylko na chwilkę. Zwłaszcza po wyczerpującym meczu, gdy ciało bolało i nie było siły.

- W takich chwilach trochę ponarzekam, że mam dosyć, że może powinnam już odpuścić, bo wiek nie ten – wyznaje pabianiczanka. - Ale na kolejnym treningu natychmiast o tym zapominam. Mogę być nie wiem jak zmęczona, ale gdy tylko zakładam korki, to wiem, że żyję. Wstępują we mnie nowe siły i ani myślę o przerwaniu tej przygody.

Wytrwałości można jej pozazdrościć

Pani Ewelina ma 40 lat i jest najstarsza w drużynie. Ze składu, w którym zaczynała, są już tylko dwie. Reszta dziewcząt się wykruszyła po drodze. Na ich miejsce przyszły nowe.

- Jest nas ponad dwadzieścia – wylicza zawodniczka. - Skład się zmienia, bo dziewczyny wychodzą za mąż. Na świat przychodzą dzieci. Zmieniają się priorytety. Ja z takim bagażem zaczynałam trenować.

Nie tylko gra, ale też żyje tym sportem. Ogląda wszystkie ważne rozgrywki, chodzi na mecze.

- Kibicuję polskiej reprezentacji z Robertem Lewandowskim na czele. Gdy oglądam mecze, to zawsze patrzę na zawodnika na mojej pozycji prawego obrońcy. Zastanawiam się, co mogę poprawić w swojej grze – wyznaje. - Kibicuję również synowi. Staram się być na każdym jego meczu. On również mnie wspiera.

Mateusz poszedł bowiem w ślady mamy. Gra od dziecka. Zaczynał we Włókniarzu, był zawodnikiem PTC, a obecnie gra w zespole Orła Piątkowisko. Jego drużyna awansowała do ligi okręgowej. 17-letnia córka również kopała piłkę, ale po dwóch latach sport przegrał z jej pasją – śpiewaniem.

Pani Ewelina pracuje w hurtowni środków opatrunkowych w Pabianicach. Czasem ma nadgodziny, ale i wtedy idzie na trening.

Przyznaje, że nie ma dla siebie czasu. Trening to półtorej godziny wysiłku co… dzień. W weekendy gra mecze. Ale nie czuje się zmęczona. Znajomi mówią jej, że jest dziwna i śmieją się, że  nawet o balkoniku, ale będzie biegała za piłką.

 Sport dużo mi daje

Przed wyjściem na boisko jest bardzo zdenerwowana, bo emocje są nie do opisania. Sportowy zapał, chęć wygrania i mocna dawka adrenaliny sprawia, że zawsze daje z siebie wszystko.

- Kocham to granie i kopanie piłki – wyznaje pabianiczanka. - Dla mnie piłka poza dziećmi jest najważniejsza. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że można tak kochać pasję.

Ale trzeba też mieć niezłą kondycję. Bieganie za piłką po murawie przez 90 minut z krótką przerwą potrafi dać w kość.

- Nadal gram w podstawowym składzie na pozycji prawego obrońcy – dodaje Ewelina. - Nie jest więc jeszcze ze mną tak źle. Nie potrafię siedzieć, położyć się przed telewizorem. To też moje nastawienie do życia. Sport dużo mi daje.

(Agnieszka Namysł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu zyciepabianic.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%