Zamknij

Co o Pabianicach pisano w gazetach półtora wieku temu

19:37, 05.06.2025 Aktualizacja: 23:21, 05.06.2025
Skomentuj

Kurjer Codzienny” z 13 listopada 1872 roku zamieścił drukiem korespondencję z Pabianic, pod którą podpisał się „Dixi”. Oto treść tej korespondencji:

„Do nader niemalowniczych miast prowincjonalnych należą i Pabjanice. Rynek w nim porasta, a po nim od czasu do czasu odbywają pielgrzymkę czworonogie zwierza, należące do rodzaju chlewkowych, wokoło zaś rynek ów otacza czworobok schludnych domków z kościołem pośrodku i zamkiem obecnie na ratusz zamienionym. Zawadziwszy o zamek, wypada dać i przywiązaną do mego legendę, to jest, że miała go wystawić w zeszłym stuleciu księżna Pabianka - na pokutę za grzechy.

Nadto księżna urządziła pod zamkiem sklepienie wiodące wprost do kościoła, w którym przepędziła ona resztę dni swoich na gorącej modlitwie.

W Pabianicach znajduje się około sześciu fabryk, z których osobliwie na uwagę zasługują: Benjamina Krusche, Kindlera i fabryka Braci Baruch. Ta ostatnia, będąca własnością krajowców, pod względem urządzenia i dobroci towarów, w niej wyrabianych nic prawie do życzenia nie pozostawia.

Dyrektor fabryki tej i zarazem jeden ze współwłaścicieli, zakłada podobno kasę oszczędności dla swych robotników, a jak z wiarogodnego źródła wiadomo, przedsiębierze starania w celu założenia szpitala dla robotników. A warto by jak najprędzej o to się postarać, gdyż w Pabianicach samych robotników jest do 4000, to jest blisko 2/3 całej ludności. Robotnicy, to z małym wyjątkiem, Niemcy. W szkole elementarnej, do której i nasi obywatele z braku czegoś lepszego dzieci swe posyłają, przeważa język niemiecki. A szkoła to bardzo liczna, bo uczęszcza do niej przeszło 200 uczni.

Ulubionym napojem mieszkańców z Pabianic jest piwo, za to do czytania czują wstręt nieprzezwyciężony. Dowodem tego, że ani jednego pisma periodycznego w całym mieście nie ma, notabene w mieście, w którym jest lekarz, podobno wychowaniec b. Szkoły Głównej, a także aptekarz, magistrat i bogaci obywatele. Dwóch tylko fabrykantów niemieckich trzyma „Börsenzeitung” (gazetę giełdową – przypisek). Skąd taka obojętność na sprawy krajowe? Nie wiemy. Cóżbyście powiedzieli na to, gdybyśmy przestali kupować wasze perkate itp. wyroby?

Idąc wieczorem przez ulicę z przyjacielem, zastąpiła nam drogę jakaś kobieta; z załamanymi rękami i z rozpaczą rzuca się przyjacielowi memu do nóg, wołając: „Panie, zlituj się nade mną, dziecko, jedyne dziecko mi umiera, ratuj, proś doktora, wstaw się za mną, aby raczył przyjść do mnie”. Cóżbym dał, gdybym w tej chwili był lekarzem".

podpisano: Dixi

 

Dziesięć lat później, w kwietniu 1882 roku „Gazeta Świąteczna” wydrukowała korespondencję „Z miasta Pabianic koło Łodzi. Oto jej treść:

„W okolicach naszych żyje niezły lud. Dosyć jest on pobożny, bo i uczęszcza do kościoła, i słucha nauk, tylko na nieszczęście - tych nauk nie wypełnia, bo po kościele zbiera się do karczm, których u nas jest bez liku.

Nasz kościół dziś się każdemu podoba, bo miło spojrzeć, jak pięknie jest wewnątrz odnowiony. Dokonano tego z dobrowolnych składek za staraniem naszego księdza kanonika. Podczas nabożeństwa pięknie śpiewa chór, pod przewodnictwem organisty Manowskiego, a do tego jeszcze od Bożego Narodzenia grywa muzyka złożona z członków straży ogniowej naszego miasta.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko ustało pijaństwo, które przygnębia rodziny. Warto, aby ktoś w Pabianicach założył gospodę chrześcijańską, przy której by mogła być czytelnia dla rozrywki gości. W naszym mieście dosyć by się znalazło chętnych do czytania.

Daj Boże, aby nauka zajaśniała między ludźmi, bo nieraz aż źle się robi człowiekowi słysząc, jak ludzie ciemni wierzą w gusła i zabobony. Niektórzy z włościan utrzymują, że od pioruna ognia nie ugasi niczym, tylko kozim mlekiem, że niektóre kobiety są zmory i czarownice. Bardzo też wierzą w zażegnywaczy. W Dobroniu, o milę drogi od nas, mieszka kobieta, która zażegnywa od zawiania. Do tej kobiety udaje się wielu chorych i to nie tylko miejscowych, ale i z dalszych okolic. Nawet sam byłem w takim wypadku, gdy mi dziecko zachorowało, że ledwie się opędziłem sąsiadkom, które mnie do niej wyganiały, z gorzałką do zażegnania. Odpowiedziałem, że wolę je trupem widzieć, niż w głupstwo uwierzyć - i poszedłem do prawdziwego doktora, który szczęśliwie zapisał lekarstwo i dziecko wyzdrowiało.

Wykorzenić przesądy może tylko oświata, bo oświecony człowiek gusłom nie wierzy. Gdyby była książka dla ludu napisana o leczeniu różnych chorób, to przyczyniłaby się ona wielce do obalenia zabobonów. Ale trzeba żeby była zastosowana dla wszystkich, nie pomijając ludu fabrycznego, którego obecnie dosyć jest w kraju. Brak takiej książki dużo pieniędzy wyprowadza za granicę na różne lekarstwa tameczne i to tak drogo opłacane, że na przykład za lekarstwo kosztujące jedną markę pruską, płacą u nas do pięciu złotych. Sam się przyznam, że i ja je kupuję, i nie mogę ich ganić, bo są dobre i pomagają, jeśli się ich używa podług przepisów.

Szkoda, że niektórzy panowie lekarze takie mają zimne serce, że tak mało o nas dbają. Wielu z nich tylko dla siebie żyje. Otóż książka choć w części by ich miejsce zastąpiła. Jeżeliby kiedy taka książka wyszła, to proszę o niej ogłosić w Gazecie Świątecznej”.

- podpisano: M. G.

(zebrał: Roman Kubiak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%