Gdy do Pabianic przychodziła koszykarka z zagranicy, organizowano specjalny trening.

- Przychodzili na niego działacze, grałyśmy z nowymi jeden na jeden, były małe gierki. Gdy z nami przegrywały, tłumaczono to zmęczeniem podróżą – uśmiecha się Marzena Głaszcz, była rozgrywająca Włókniarza i MTK, dwukrotna mistrzyni Polski, obecnie trenerka PTK.

Nasze koszykarki starały się, by przyjezdne szybko i bezboleśnie zaaklimatyzowały się nad Dobrzynką. Nawet, jeśli były bariery językowe.

- Skąd by nie przyjechały do nas, zawsze się nimi opiekowałyśmy. Niektóre nie mówiły ani słowa po angielsku. Na boisku nie miało to znaczenia, język basketu jest uniwersalny – przyznaje koszykarka.

Desant zza Buga

Jako pierwsze cudzoziemki do Pabianic zawitały w 1992 roku zawodniczki z dalekiego Kazachstanu. Przed sezonem nowy trener ówczesnych mistrzyń Polski, Konstantin Miłowidow testował trzy zawodniczki z Kajratu Ałma-Aty: reprezentantki ZSRR Walentynę Bałdujewą i Wiktorię Sobolewą oraz Larysę Nikoliewą. Każda z nich wnosiła do składu – oprócz dużych umiejętności – sporo centymetrów. Bałdujewa i Nikoliewa liczyły sobie po 188 cm, Sobolewa była od nich trzy centymetry niższa. W Pabianicach ostatecznie zostały pierwsza i trzecia. I trzeba przyznać, że przybyszki zza Buga szybko zaaklimatyzowały się nad Dobrzynką, grając w zespole Włókniarza pierwsze skrzypce. Bałdujewa okazała się świetną snajperką i udanie zastąpiła sprzedaną do ŁKS Małgorzatę Storożyńską, z kolei Sobolewa (w pierwszej części sezonu) oprócz świetnego rozegrania demonstrowała celne oko, dziurawiąc kosz rywalek rzutami za trzy.

- Bałdujewa gdy miała dzień, była nie do zatrzymania, choćby postawiono przy niej całą piątkę rywala – mówi Głaszcz. – Miała znakomity rzut z wyskoku.

Obie po roku odeszły z Pabianic – Bałdujewa do Bundesligi, Sobolewa do Startu Lublin.

W 1994 roku włodarzom MTK Pabianice marzyła się potężna Gruzinka (195 cm) Meida Mcheidze, grająca w Grecji. Zamiast niej pojawiła się niezwykle urodziwa Rosjanka Tatiana Griszajewa, która miała zastąpić Elżbietę Nowak (odeszła do ŁKS). Griszajewa nieźle zaprezentowała się w meczach Pucharu Ronchetti ze Spartą Praga, w lidze nie rzuciła ani razu celnie do kosza i za karę wylądowała w… Kutnie. Rok później nasi działacze nie chcieli kupować kota w worku, tylko postawili na sprawdzoną na krajowych parkietach Rosjankę, Elenę Iwanowskaję (grała wcześniej w Gdyni i Wrocławiu), która okazała się niezwykle cennym nabytkiem, notując niezłe występy, zwłaszcza wiosną 1996 roku.

Na kolejną koszykarkę z zagranicy trzeba było czekać do 1999 roku. Postawiono na dobrze znany kierunek wschodni. W Pabianicach zameldowała się mierząca 195 cm reprezentantka Ukrainy, Wiktoria Jefremienko. Olbrzymka z Kijowa wystąpiła we wszystkich meczach sezonu, dawała chwilę oddechu podstawowej środkowej, Elżbiecie Nowak (wówczas grała pod nazwiskiem Trześniewska).

- Bardzo pracowita, zaangażowana i ambitna koszykarka – ocenia Głaszcz. – Ale umiejętnościami od nas odstawała.

Jej ambitna postawa nie uznała specjalnego uznania i po jednym sezonie musiała szukać nowego klubu.

Na początku 2004 roku pozyskaliśmy reprezentantkę Ukrainy, rozgrywającą Julię Korzeniewską, która grała u nas przez półtora sezonu i miała swój wkład w brązowy medal.  Kilka miesięcy później Pabianicach zameldowała się Olga Pantelejewa, znakomita rosyjska snajperka, która przychodziła do nas w glorii pięciokrotnej mistrzyni Polski i MVP całej ligi. Wydawało się wówczas, że 33-letnia rzucająca ma lata świetności już za sobą, ale szybko pokazała klasę. W przedsezonowym sparingu przeciwko ŁKS rzuciła 21 punktów i była najlepszą zawodniczką na parkiecie.

- Miała swój świat, trzymała się trochę na uboczu, choć czasem przychodziła na trening z córką, która bawiła się z moją córką – wspomina Marzena Głaszcz. – Były takie zajęcia, że przez połowę treningu oklejali ją specjalnymi taśmami. Olga uchodziła za gwiazdę i tak była traktowana. Ale naprawdę była świetną koszykarką.

Cały sezon 2004/05 stał pod znakiem skuteczności Olgi, która zdobyła dla MTK aż 500 punktów. W kolejnym sezonie spisywała się równie świetnie. Niestety, w połowie rozgrywek, na treningu przed meczem z Lotosem Gdynia pechowo skręciła nogę w kolanie i więcej w naszych barwach nie zagrała.

- Jeden z trenerów urządzał gierki jeden na jeden i sporządzał tabelkę, w której zapisywał kto z kim wygrał. Gdy wygrałam z Pantelejewą, nie dawał wiary – mówi obecna trenerka PTK.

Równolegle z Rosjanką w Pabianicach zaczęła grać jej rodaczka, Julia Iwliewa. Wysoka (186 cm) skrzydłowa najlepiej zagrała w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie rzuciła dla nas 14 punktów. Grała u nas rok.

W sezonie 2008/09, zakończonym spadkiem z ekstraklasy nasz klub reprezentowały Ukrainki: doświadczona Olena Proszczenko, która miała za sobą grę w Chełmie, Brzegu i Rybniku, zaś w trakcie sezonu zadebiutowała mierząca 190 cm środkowa Wiktoria Mirczewa. W swoim debiucie środkowa zza Buga rzuciła 19 punktów i poprowadziła drużynę z Pabianic do zwycięstwa w meczu z Cukierkami Odrą Brzeg. Im dłużej trwał sezon, tym środkowa spisywała się coraz słabiej i podziękowano jej za grę w połowie rozgrywek.

Kurs na Bałkany

Latem 2000 roku drużyna wicemistrzyń Polski pojechała na turniej do serbskiej Suboticy. Tutaj pierwszy raz w naszych barwach zaprezentowała się reprezentantka Jugosławii, Monika Veselovski. Z trzech zawodniczek, które działacze z Pabianic wzięli na celownik (były jeszcze Vesna Czubar i Ana Perović) to właśnie skrzydłowa Spartaka Subotica zrobiła najlepsze wrażenie i wsiadła do autokaru jadącego do Pabianic. Trzeba przyznać, że jej transfer był przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Przez dwa sezony zagrała u nas we wszystkich spotkaniach, rzucając ponad 600 punktów w lidze.

- Niesamowicie sprawna, super się z nią grało – wspominają pabianickie koszykarki.

W trakcie sezonu zasiliła nas też środkowa z Rumunii, Gabriela Toma. Licząca sobie 192 cm koszykarka przyszła z bułgarskiego PBC Montana, który miał kłopoty z wypłacalnością. Udanie zastąpiła będącą w stanie błogosławionym Nowak. W Pabianicach sięgnęła po dwa tytuły wicemistrzyni Polski. Po dwuletniej przerwie na grę w ŁKS-ie i AZS Poznań wróciła do nad Dobrzynkę i pomogła w 2006 roku wywalczyć ostatni medal w historii pabianickiej koszykówki.

- Bardzo lubiła nasze miasto i chętnie uczyła się języka polskiego. Jako jedna z nielicznych cudzoziemek przyjechała do nas z mężem – wspomina Marzena Głaszcz. – Zapraszała nas na niezwykle mocną kawę, jakiej w Pabianicach nie było. Jej parzenie to był cały rytuał, ochoczo pokazywała nam kolejność czynności, jakie trzeba wykonać.

Skromny wkład w ten medal miała także serbska skrzydłowa Tamara Ruzić, która nieźle weszła w sezon, ale po pięciu meczach doznała kontuzji i tyle ją w Pabianicach widzieli.

W 2007 roku trener Polfy Tomasz Herkt długo prosił o wzmocnienia, bowiem w lidze wybitnie nam nie szło. W Pabianicach pojawiły się niemal dwumetrowa (197 cm) Serbka, Marija Kovacić oraz rozgrywająca z CSKA Sofia, Bułgarka Marinela Agalareva. Obie nie odmieniły oblicza naszej drużyny – choć Bułgarka potrafiła rozruszać grę Polfy, dodać jej dynamiki. Najlepszy mecz zagrała przeciwko ekipie z Łomianek, rzucając jej 14 punktów.

Nasze „stranieri”

Przed nazwiskiem koszykarki podajemy lata gry oraz ilość meczów i punktów

2002-2006, 2008-09   137/1410        Leona Krystofova (Czechy)

2000- 2002, 2004-06  119/847          Gabriela Toma (Rumunia)

2004-2006                  46/781            Olga Pantelejewa (Rosja)

1992-1993                  33/652            Walentyna Bałdujewa (Kazachstan)

2000-2002                  67/618            Monika Veselovski (Jugosławia)

2005-2006                  43/382            Carla Martins Da Costa (Brazylia)

2002-2004                  51/359            Katarina Polakova (Czechy)

2002-2003                  32/320            Martina Pechova (Czechy)

1992-1993                  30/244            Wiktoria Sobolewa (Kazachstan)

2006/07                      17/221            Aya Traore (Senegal)

2006                           16/210            Micaela Martins Jacintho (Brazylia)

1995-1996                  32/200            Elena Iwanowskaja (Rosja)

2009                           10/177            Rashidat Sadiq (Nigeria)

2009                           11/162            Danielle Page (USA)

2008-2009                  16/145             Wiktoria Mirczewa (Ukraina)

2003-2005                  41/143            Julia Korzeniewska (Ukraina)

2004-2005                  27/117            Julia Iwliewa (Rosja)

1999-2000                  29/95              Wiktoria Jefremienko (Ukraina)

2007                           7/70                Octavia Blue (USA)

2003-2004                  19/59              Viera Libicova (Czechy)

2008-2009                  22/59              Olena Proszczenko (Ukraina)

2007                           4/35                Teleesha Hardy (USA)

2005                           5/30                Tamara Ruzić (Serbia)

2007                           7/21                Marinela Agalareva (Bułgaria)

2007                           10/21              Marija Kovacić (Serbia)

2007                           1/5                  Latonya Johnson (USA)

1993                           1/0                  Tatiana Griszajewa (Rosja)

Wzmocnienia z południa

W 2002 roku przed historycznym występem w Eurolidze, działacze z Pabianic głębiej sięgnęli do kieszeni i postanowili poszukać wzmocnień za południową granicą. Nad Dobrzynkę przybyły: Czeszki Leona Krystofova (ze Slovana Bratysława) i Martina Pechova (z wicemistrza Węgier MiZo Pecs) oraz Słowaczka Katarina Polakova (z UMB Bańska Bystrzyca).

„Mają poczucie humoru, są sympatyczne, prostolinijne. Do zespołu koszykarek Polfy wpadły jak burza. Polakova to wulkan energii, Krystofova – zadziorna indywidualistka. Tylko Pechova to opanowana perfekcjonistka” – tak o nowych koszykarkach pisało 21 lat temu „Życie Pabianic”.

W pierwszym sezonie Krystofova i Pechova okazały się drugą i trzecią snajperką w zespole. Polakova rzucała trochę mniej. Przed kolejnym sezonem Pechovą zastąpiła wysoka (191 cm) środkowa Viera Libicova. Słowaczka nie podbiła parkietów w Polsce, nad Dobrzynką grała i rzucała niewiele. Podziękowano jej po jednym sezonie.

- Wszystkie to były imprezowe dziewczyny – puszcza oko dwukrotna mistrzyni Polski. – Na imprezę ostatkową w „Turkusie” Libicova przyszła przebrana za Marylin Monroe. Miała fantazję.

Z kolei Krystofova i Polakova miały spory wkład w wywalczenie kolejnego brązowego krążka w 2004 roku. Leona Krystofova (obecnie Jankowska) spędziła w barwach pabianickiego klubu na boiskach ekstraklasy aż pięć sezonów – najdłużej ze wszystkich zagranicznych koszykarek. Ma też za sobą trzy sezony w barwach ŁKS i dwa w Widzewie.

Dwa łyki egzotyki

Zimą 2005 roku w zespole z Pabianic zadebiutowała rozgrywająca z Brazylii, olimpijka z Aten (2004), Carla Christina Martins da Costa. Choć nad Dobrzynką szalały wtedy mrozy, zawodniczka z Kraju Kawy nie wystraszyła się polskiej zimy. Wszystko dlatego, że miała za sobą grę w rosyjskim Dinamie Nowosybirsk, gdzie temperatury potrafiły spaść do minus 40 stopni. Da Costa dwukrotnie grała o brązowy medal mistrzostw Polski – w 2005 roku pabianiczanki skończyły na 4. miejscu, rok później wywalczyły brąz. Brazylijka szybko się u nas zaaklimatyzowała.

- Spotkałam w Pabianicach wielu przyjaciół. Nie tylko wśród koleżanek z drużyny. Jest mi bardzo milo, kiedy na ulicy obca osoba mnie pozdrawia – mówiła w rozmowie z „Życiem Pabianic”. – Nauka polskiego idzie mi opornie. Znam parę słów, zwrotów, to wszystko. Na szczęście podczas meczu czy treningu jedno spojrzenie wystarczy, by wszystko było jasne.

W trakcie sezonu 2005/06 pozyskaliśmy kolejną Brazylijkę – Micaelę Martins Jacintho, która była aktualną mistrzynią Brazylii i MVP rozgrywek. Skrzydłowa o ksywce „Kae” miała za sobą europejski epizod, grała bowiem we włoskiej ekstraklasie. Brazylijka pomogła nam sięgnąć po brązowy medal w 2006 roku.

W naszym zespole grały także zawodniczki z Afryki. Pierwsza była Senegalka Aya Traore, która debiutowała w styczniu 2007 roku. Skrzydłową szybko wsadzono na wysokiego konia, pierwszy mecz grała bowiem przeciwko Lotosowi Gdynia i w debiucie była najskuteczniejszą naszą koszykarką – zdobyła 15 punktów. Jej dobra postawa nie przełożyła się na wynik. Polfa zajęła wówczas 7. miejsce w tabeli, najgorsze od… 30 lat. Po sezonie zespół wycofano z rozgrywek ekstraklasy.

Dwa lata później pozyskaliśmy z Włoch potężną Nigeryjkę, Rashidat Sadiq. Była reprezentantką swojego kraju, miała na koncie tytuł MVP tureckiej ekstraklasy. W zespole z Pabianic zagrała w dziesięciu meczach, zdobywała ponad 17 punktów na mecz. Mimo takiej postawy Nigeryjki, nie udało się w Pabianicach uratować ekstraklasy.

Amerykanki jak po ogień

W Pabianicach miejsca nie potrafiły zagrzać Amerykanki, choć miały całkiem niezłe cv. Ledwie jedno spotkanie zagrała w naszych barwach Latonya Johnson i rzuciła pięć punktów. Trochę więcej pograły mające za sobą grę w WNBA, czyli żeńskim odpowiedniku ligi NBA, Octavia Blue i Teleesha Hardy. Ta pierwsza grała m.in. w Houston Comets oraz Los Angeles Sparks. Blue zanim na dobre rozkręciła się w barwach Polfy, złapała poważną kontuzję kolana w meczu z AZS Gorzów i już więcej w Pabianicach nie zagrała. Z kolei Hardy zaliczyła kapitalny debiut w meczu Pucharu Polski z ŁKS, w którym rzuciła 29 punktów. U nas zagrała tylko sześć spotkań (dwa w Pucharze Polski, cztery w lidze).

- Amerykanki rzadko zostawały w Polsce. Szły tam, gdzie były większe pieniądze, nie było sentymentów – nie ukrywa dwukrotna mistrzyni Polski z Włókniarzem.

Ostatnią Amerykanką w Pabianicach była Danielle Page, która przyszła do nas z ligi bułgarskiej. Na nic zdała się jej dobra i skuteczna postawa w jedenastu meczach sezonu 2008/09. Koszykarki z Pabianic spadły wówczas z ekstraklasy.

- Przyjechała tutaj wraz z Sadiq. Obie to świetne zawodniczki, które woziłam na treningi, bo mieszkały tuż obok mnie – wspomina Głaszcz. – Jakiś czas temu oglądaliśmy z mężem jakiś mecz w telewizji i poznałam Danielle na ławce rezerwowych w reprezentacji Serbii. Fajnie, że jej się tak poukładało.

Faktycznie, Page po odejściu z Pabianic święciła z klubami triumfy w pucharach: Eurolidze i EuroCup. Była mistrzynią Wegier i wicemistrzynią Francji. Przyjęła obywatelstwo serbskie i z nową reprezentacją zdobyła mistrzostwo Europy w 2015 roku, rok później na olimpiadzie w Rio de Janeiro sięgnęła z Serbkami po brąz.

- Mimo tego, że są media społecznościowe, mam z tymi dziewczynami niewielki kontakt. Drogi się rozeszły, znajomości się pozacierały. Ale mamy co wspominać – kończy Marzena Głaszcz.

Grzegorz Ziarkowski