Zamknij

Zbójcy w potrzasku. Jak dawniej radzono sobie z bandytami

23:56, 31.01.2025 Aktualizacja: 17:10, 01.02.2025
Skomentuj Ograbiani przez złoczyńców chłopi zebrali się, zawiązali samoobronę i powiedzieli: "DOŚĆ!" Ograbiani przez złoczyńców chłopi zebrali się, zawiązali samoobronę i powiedzieli: "DOŚĆ!"

Łupieni przez złoczyńców chłopi spod Pabianic zawiązali samoobronę. Uzbrojonych zbójów zagonili na skraj wsi i tam zatłukli ich cepami. Drugą bandę policja osaczyła w Górce Pabianickiej.

W 1890 roku Pabianice i okoliczne wioski, aż po Rzgów i Dłutów, terroryzowała banda okrutnego Kacpra Knopa. Herszt słynął z tego, że miał dwa rewolwery, które rzadko kiedy trzymał za pasem. Od kul z broni Knopa zginęło co najmniej pół tuzina kupców, karczmarzy, sklepikarzy, gospodarzy i zamożnych mieszczan. Ginęli ci, którzy nie chcieli dać swego dobytku złoczyńcom Knopa. Rannych w obronie dworów, domostw, karczm i jadących na targowiska konnych wozów z mięsem, zbożem, kaszą, mąką i kapustą liczono w kopach.

Za szerokim skórzanym pasem spodni herszt nosił też dwa długie noże. Były to narzędzia do „rozwiązywania języków” napadniętym karczmarzom i chłopom. Nóż na gardle sprawiał, że nieszczęśnik szybko wskazywał rzezimieszkom miejsce, gdzie ukrył złote monety, łańcuszek albo sygnet. Według policyjnych meldunków, od stycznia do kwietnia 1890 roku bandyci złupili i siedemnaście osób.

Kompani Kacpra Knopa nosili na plecach myśliwskie strzelby, zrabowane podczas napadów na leśniczówki i dwory. Trzech z nich dobrze rzucało nożami. Prawą ręką herszta był Staszek Dorożyński – do niedawna żołnierz carskiej armii. Skarbnikiem bandy był Wilhelm Szor – zamożny gospodarz ze Starowej Góry, kolonista pochodzenia niemieckiego. Wiosną 1890 roku, gdy złoczyńcy spustoszyli dwie podpabianickie karczmy i dom żydowskiego kupca Lippmana, banda liczyła 14 zabijaków.

Rozbójnicy nie gardzili kiełbasą, gorzałką, piwem, mięsem, a nawet serem. Z okradanych karczm wynosili kosze jadła i trunków, by następnie przez kilka dni i nocy beztrosko ucztować w lesie.

W maju 1890 roku leśną kryjówkę bandy Kacpra Knopa wypatrzył pewien prawy mieszkaniec wsi Gospodarz. Ale gdy policja zorganizowała obławę, przy dopalającym się ognisku nie było już żywego ducha. Nie powiodła się też zasadzka urządzona przy chałupie Knopów w Karniszewicach. Schowani w stodole wywiadowcy policji czyhali tam przez pięć dni i nocy, lecz herszt bandy wciąż omijał dom. Kacper Knop nie wrócił do rodziny nawet na niedzielę.

Cepami ich!

Nocą z 29 na 30 lipca 1890 roku rozbójnicy napadli na karczmę we wsi Smolarnia (w gminie Dłutów). Jak napisał gubernialny dziennik „Tydzień”, „skradli 70 funtów sadła, 11 funtów czarnej kiszki, kilka bochenków chleba, bułki, 26 butelek wódki, 35 paczek cygar i papierosy”. Z komody karczmarza zniknęło 17 rubli i 86 kopiejek oraz srebrna szkatułka.

Do świtu 30 lipca banda Knopa biesiadowała w dłutowskim lesie. Potem złoczyńcy spali. Około południa herszt poprowadził ich po kolejne spodziewane łupy – do zamożnej wsi Stara Gadka.

Knop nie wiedział jednak, że parokrotnie już ograbieni przez bandytów gospodarze ze Starej Gadki zawiązali sąsiedzką samoobronę. Tworzyło ją dwudziestu trzech chłopów z cepami, kosami, zaostrzonymi kijami i procami na kamienie. Do pomocy samoobrona skrzyknęła wiejskich wyrostków, których zadaniem było wypatrywanie rozbójników zbliżających się do wsi.

Gdy banda Kacpra Knopa pojawiła się na drodze do pierwszej chałupy W Gadce, chłopcy dali znać dorosłym, że pora chwytać za cepy. Ostrzegawcze gwizdy było słychać aż na drugim skraju wsi. Młodzi donieśli też, że złoczyńców jest tylko sześciu. Tymczasem na intruzów czekała mała armia uzbrojonych chłopów, wspierana przez baby z sierpami i sztachetami.

Widząc opór wsi, Kacper Knop sięgnął za pas po rewolwery. Dwukrotnie wypalił z obu luf w niebo, lecz nie zrobiło to żadnego wrażenia na samoobronie Starej Gadki. Chłopi odważnie ruszyli do ataku, wymachując kosami. Rozgorzała bitwa, słychać było pojedyncze strzały, zgrzyt kos, jęki ugodzonych i jazgot bab. Dwóch intruzów, których dopadły gospodynie, zdzierając z nich ubrania i solidnie obijając, uciekło w stronę Rudy Pabianickiej.

Gdy opadł bitewny kurz, przy drodze leżały ciała Kacpra Knopa, Staszka Dorożyńskiego i Wilhelma Szora. Reszta bandy zwiała.

Po stronie samoobrony pięciu chłopów miało niegroźne rany postrzałowe, a dwóch krwawiło, bo dosięgły ich ostrza noży. Wszyscy dzielni włościanie ze Starej Gadki przeżyli. Według raportu tutejszego policmajstra na zwłokach złoczyńców były widoczne rany po cepach, kosach i kijach. Ciała załadowano na wóz i odesłano do miasta.

Jak wkrótce napisała gazeta „Tydzień”: „Znani powszechnie złodzieje zostali zatrzymani przez miejscową ludność, której stawili zbrojny opór, broniąc się wystrzałami z rewolwerów, nożami i kamieniami. W walce tej wszelako zostali zwyciężeni i tak pobici cepami i kijami, że wszyscy legIi na miejscu. W tych dniach pochowani zostali w Pabianicach”.

Niedobitki bandy Knopa rozbił sprowadzony do Pabianic oddział kozaków. Czterech rabusiów wtrącono do więzienia, reszta czmychnęła do lasów.

Policmajster na tropie

Podczas rozprawy ze złoczyńcami wyszło na jaw, że Knop czerpał korzyści z pabianickich domów rozpusty. Właściciele tych przybytków musieli wypłacać bandycie haracz - po 30 rubli miesięcznie. Płacili od co najmniej dwóch lat, nie skarżąc się nikomu.

Policja zarządziła śledztwo. Dwa tygodnie później gazeta „Tydzień” pisała: „Pan policmajster przedsięwziął energiczne środki w celu wytępienia w mieście tajnych przytułków nierządu, z których czerpali zyski bandyci. W celu ukrócenia demoralizacji, rozwiniętej w okropny sposób przez utrzymujących kobiety złego prowadzenia, policja zobowiązuje właścicieli domów do niewynajmowania świadomie podobnym indywiduom lokalów”.

W obronie furmanek

Kilkanaście lat później znowu trzeba było zwołać chłopską samoobronę. Tym razem w Bychlewie, Pawlikowicach i Dłutowie. „Nadmienić należy – pisał „Goniec Poranny”, że z Bełchatowa, gdzie są liczne tkalnie ręczne, w dzień przechodzi do Łodzi i Pabianic znaczna ilość fur z towarami, a kradzieże i napady na tej szosie były w ostatnich czasach prawdziwą plagą jadących”. Powodem chwytania za kosy, sierpy i cepy była też seria bandyckich napadów na furmanki ciągnące spod Zduńskiej Woli przez Łask na targowiska w Pabianicach i Łodzi.

„Wczoraj pięciu uzbrojonych w rewolwery bandytów dokonało napadu na dziewięciu furmanów wiozących towary ze Zduńskiej Woli i Szczercowa” – pisał „Goniec Poranny”. „Furmani stawili opór, zostali jednak dotkliwie pobici. Zabrano im wszystkie pieniądze, jakie mieli przy sobie, około 3.000 rubli. Dokonawszy rabunku, bandyci odprzęgli najlepsze konie, należące do kolonisty ze wsi Okapy, Folchofta i zabrali je, po czym zbiegli. Furmani przyjechali do Pabianic, gdzie o napadzie zawiadomili policmajstra. Zorganizowano pościg, zarządzono obławę, lecz bez skutku. Napadu dokonano w lesie należącym do majątku Przygoń”.

Nazajutrz prasa podała, że: „Wobec bezustannych napadów bandyckich, dokonywanych w okolicach Pabianic, ludność wiejska postanowiła własnymi siłami je wytropić. Urządzono zasadzki na bandytów”.

Niebawem na drodze do Pabianic raz po raz wywiązała się strzelanina. Chłopska samoobrona ujęła dwóch złoczyńców: Władysława Kiełbasę i Wojciecha Kubickiego. Ten drugi, zraniony w rękę i bok, wkrótce wyzionął ducha.

Mają ich!

Zbóje grasowali też przy drodze z Pabianic do Łodzi przez Rudę Pabianicką. W styczniu 1914 roku „Kurjer Łódzki” pisał: „Wydział śledczy otrzymał wiadomość, że co pewien czas zjeżdżają się w okolice miasta złodzieje i bandyci, tutaj dokonywający rabunków i napadów. Punktem zbornym były Pabianice, gdzie opracowywano plany i skąd urządzano wycieczki do Łodzi i sąsiednich miejscowości. Przez szereg dni policja nie mogła wpaść na ślad bandy. Dopiero niedawno udało się ustalić, że jeden z członków bandy zamieszkał pod nazwiskiem Brzozowski w domu Szymka na Górce Pabianickiej. Ustalono, że mieszkanie Brzozowskiego odwiedzało wiele osób, przebierano się tam, znoszono kradzione rzeczy, zawierano transakcje z paserami”.

Naczelnik policji śledczej zarządził akcję przeciwko bandytom. W tym celu wysłał policyjnych agentów do Pabianic, by przeniknęli do obserwowanej bandy, jako praktykujący w „rzemiośle”.

„Fortel udał się dzięki temu, że bandyty Brzozowskiego nie było w domu. Agenci mogli więc przez całe dwa dni przebywać w konspiracyjnym mieszkaniu, obserwując działalność bandy” – pisała prasa.

„Kiedy zaś na dzień trzeci Brzozowski zawitał do mieszkania, przebywający tam agenci, poznawszy w nim niebezpiecznego złodzieja Henryka Jobsta, aresztowali go. Wraz z nim aresztowany został Stefan Ziemba, również recydywista, kilkakrotnie zbiegły z więzień. Spadło to na bandytów tak nagle, że oszołomieni, nie próbowali stawić najmniejszego oporu. Policja znalazła przy nich duży nóż i kiełbasę zatrutą arszenikiem, jaką używają do trucia psów. Fakt ten naprowadził na myśl, że bandyci dnia tego mieli dokonać jakiegoś napadu. Po trzech dniach poszukiwań w mieszkaniu Meisnera w Pabianicach odnaleziono skład broni i amunicji bandytów. Znajdował się tam brauning, buldog, kilka kastetów oraz pochodzące z kradzieży przedmioty srebrne i złote. W odnalezionym składzie zastano kilku członków bandy, których bez najmniejszego oporu udało się aresztować. Są to: Józef Meisner, Feliks Miszczak i Michał Wojtasik”.

Śledztwo dowiodło, że niemal wszystkie rabunki dokonane zimą 1914 roku były sprawką bandy Jobsta. Ta sama banda napadła na sklep i zamordowała sklepikarza.

(Roman Kubiak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%