Pół wieku temu whisky, papierosy Marlboro, dżinsy Wrangler, gumę do żucia Donald i hiszpańskie kafelki do łazienki można było kupić tylko w Pewexie. Wyłącznie za dolary i marki.
15 września 1972 roku w bloku na rogu ulic Armii Czerwonej (Zamkowa) i Narutowicza otwarto pierwszy w Pabianicach Pewex. Sklep miał aż 100 metrów kw. podłogi. Pachniało w nim zdecydowanie inaczej niż w polskich sklepach. Nie kiszoną kapustą, nie solonymi śledziami z baczki, nie kaszanką. W Peweksie pachniało Zachodem – amerykańskim tytoniem, brazylijską kawą, włoskimi dezodorantami, paryskimi perfumami, lawendowym mydełkiem, marokańskimi mandarynkami.
– Na otwarcie pierwszego sklepu Pewexu przyszło tylu pabianiczan, że tłum przesunął nam ladę – wspominała pani Grażyna, wtedy jedna z ekspedientek.
Kierownikiem Pewexu przy ul. Armii Czerwonej 18 był Leszek Grala. W latach 60. Grala zasłynął jako pierwszy w naszym mieście menadżer pierwszego samoobsługowego sklepu spożywczego (z drucianymi koszykami dla klientów). Ale większy prestiż przyniosło mu szefowanie sklepem handlującym za dewizy. Kierownik Grala zatrudnił w nim córkę Violettę. Pracowały tam również panie Grażyna i Hania.
– Szefa nazywaliśmy „naszym złotkiem”. To był dusza człowiek – wspominała pani Grażyna.
W kasie Pewexu rządziła Sabina – etatowa pracownica banku. Ją i trzy bankowe kasjerki oddelegowano z banku do „dolarowego sklepu”. Dlaczego? Ponieważ jak mało kto znały się na dolarach i niemieckich markach. Potrafiły odróżnić prawdziwe od sfałszowanych. Panie kasjerki znały się też na bonach PeKaO („polskich dolarach”, substytutach walut), w których kasjerki wydawały klientom resztę.
– Sprzedawczynie nie miały kontaktu z walutą – opowiadała pani Grażyna. – Wypisywałyśmy tylko rachunki. A klient szedł z rachunkiem do kasy w rogu sklepu.
Po dezodoranty, bluzeczki, papierosy i alkohol pracownicy pabianickiego sklepu jeździli najpierw do Warszawy. Tam była centrala Peweksu.
– Mieli wynajęte całe piętro na biura w hotelu Marriott – wspominała sprzedawczyni. – Biuro robiło wrażenie. Było eleganckie, po podłogach leżały piękne dywany.
W łódzkich magazynach Pewexu nie było już tak luksusowo, choć na półkach leżały wyłącznie towary luksusowe.
– Wrażenie robiły kartony dżinsowych spodni we wszelkich rozmiarach i kolorach – opowiadała pani Grażyna. – Marzenie Polaków!
Peweks sprzedawał amerykańskie spodnie i bluzki, angielskie tkaniny, francuskie firanki, włóczki (słynne mohery), szwajcarskie czekolady i batoniki, kawę, coca colę, szynkę w puszkach, alkohol, papierosy, kosmetyki, zabawki (klocki Lego i samochody Matchbox), narty i piłki, niemieckie radia, telewizory, magnetofony mikrokomputery. Nawet samochody, oleje silnikowe i opony, a także materiały budowlane, wiertarki.
– Oprócz pabianiczan, zaopatrywali się u nas nawet krawcy z Brzezin, hurtowo kupujący tkaniny – wspominała sprzedawczyni. - Pabianiczanie przychodzili głównie po ceramiczne kafelki, dywany, wykładziny, papierosy i alkohol. Ludzie przeliczali dolary na złotówki. Wychodziło, że płacili taniej. Tłok był zwłaszcza przed świętami. Szły wtedy słodycze, zabawki, kosmetyki i tkaniny.
Pani Grażyna przez niemal pół wieku miała w szafie sweterek kupiony w Peweksie, a w kuchni i łazience - kafelki z „tamtych czasów”.
– Sweterek jest nie do zdarcia, tak dobrej jakości. Kafelki już są niemodne, ale szkoda je zdjąć – opowiadała.
Skąd pabianiczanie brali dolary i marki? Niektórzy dostawali je w listach od rodzin mieszkających w zachodniej Europie, USA i Kanadzie. Reszta musiała nielegalnie kupować walutę od ulicznych handlarzy (cinkciarzy). Na ulicy Armii Czerwonej, między Kościuszki, Pułaskiego i Narutowicza, stało kilku cinkciarzy. Pokątni handlarze wysiadywali też w kawiarni Mocca (dzisiejszy Urząd Skarbowy) i restauracji Stylowa – przy Peweksie.
Sklep Peweksu istniał do września 1995 roku.
SKĄD SIĘ WZIĘŁY PEWEKSY
Wymyślono je za czasów Edwarda Gierka, jako „lek” na koszmarny niedostatek w polskich sklepach. Państwo tanio kupowało na Zachodzie luksusowe artykuły i drogo sprzedawało je obywatelom. Za dolary sprzedawano Polakom także polskie samochody i magnetofony, polską szynkę i wódkę. W ten sposób wyciągano z kieszeni rodaków deficytowe dolary i marki. Sklepy Peweksu (Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego) przyjmowały też bony dolarowe PeKaO. Dostawało się je w banku PeKaO, jako ekwiwalent za wpłacone dolary.
0 0
Piszecie pogrubionym drukiem, że zakupy można było zrobić tylko za dolary lub marki. Na szczęście poprawiliście się w artykule bo można było też płacić bonami.
No i nie tylko w Peweksie. Przecież w Polsce istniała a nawet dalej istnieje Baltona. Jako młodziak dość często odwiedzałem Pewex w Szczecinie na Wojska Polskiego aby napatrzyć się haha na zachodnie telewizory i sprzęt grający np. wieże Techicsa. No i do listy skarbów należy dodać piwo w puszce, to był kąsek dla zbieraczy puszek. O dziwo był to popularny typ zbieractwa
0 0
Istniała i istnieje, nawet w innych państwach, ale w Polsce generalnie to inny obszar funkcjonowania.
0 0
"Wymyślono je za czasów Edwarda Gierka, jako „lek” na koszmarny niedostatek w polskich sklepach."
Chyba bardziej jako "lek" na koszmarny niedostatek walut wymienialnych, za które kupowano za (najczęściej) zachodnią granicą deficytowe towary, których nie potrafiła wyprodukować socjalistyczna gospodarka.
0 0
...taaaa... nie wiem, czy ktoś pamięta spory sklep przy placu obrońców stalingradu.... Miał zawsze w witrynach... zółte kotarki... i tak się nazywał - sklep za żółtymi kotarkami... W skrócie "sklep milicyjny"...
0 0
... chyba też i Konsumy ( choć to też wielorakie odniesienia ) ... dla zmyłki ...
0 0
...hhhmmmm. Konsumy kojarzę. Być może to była oficjalna nazwa...