Nowa organizacja na ulicach Gawrońskiej i Drewnowskiej miała uporządkować ruch i poprawić bezpieczeństwo. Zmiany weszły w życie ponad tydzień temu, ale kierowcy... jakby nie zauważyli.
– Jedyne, co się faktycznie zmieniło, to znaki. Ale nikt na nie nie patrzy – komentuje w mailu do naszej redakcji mieszkaniec Bugaju. – Jeżdżą pod prąd, na wymuszeniu, jakby te zmiany ich nie dotyczyły.
Jedni kierowcy stosują się do nowych znaków, inni jadą „bo zawsze tak jeździli”. Efekt? Nerwy, niebezpieczne sytuacje, blokowanie przejazdu. A potem jeszcze wielkie zdziwienie i pretensje, że ktoś zwraca uwagę.
– Jak tak dalej pójdzie, dojdzie do czołówki – dodaje nasz Czytelnik. – Tylko wtedy, niestety, będzie już za późno. Bo teraz nikt nie reaguje.
Zgłoszenia? Próbowano.
- Operatorzy numeru 112 nie przyjmują zgłoszenia, twierdząc, że to numer alarmowy i nie widzą zagrożenia życia i zdrowia. Czyli co? Mamy czekać, aż coś się stanie?
Nie pomagają również sporadyczne patrole policji. Radiowóz chyba musiałby tam stać cały dzień, żeby wszyscy kierowcy w końcu zaczęli patrzeć na znaki. Ale przecież policja nie będzie za nich myśleć.
2 0
Spartaczyli parkingi a teraz utrudnili życie kierowcom. Jeżdżę tam codziennie i codziennie klne na tych *%#)!& którzy to wymyślili.