- Nie ma kierowców, którzy bez słowa płacą mandaty - zauważył sierżant sztabowy Ryszard Pawlak z pabianickiej drogówki. - Imają się różnych sposobów, by nas zmiękczyć. Potrafią rozbawić, ale i zdenerwować.
Poniedziałek, południe. Ulica 20 Stycznia. W stronę Bugaju pędzi mercedes. Kierowca nie zwraca uwagi na ograniczenie prędkości (40 km na godzinę). Nie zapiął pasów bezpieczeństwa. Obserwuje go policjant z radarem. Na ekranie radaru: 80 km na godz. W powietrzu miga policyjny lizak.
- Panie władzo, bardzo mi się spieszyło - tłumaczy swoją brawurę kierowca. - Zostawiłem w domu ważne dokumenty. Musiałem po nie wrócić, a teraz chciałem nadrobić stracony czas.
Wyrok brzmi: 100 zł mandatu i 4 punkty karne.
- Nie da się nic zrobić? Może wystarczy pouczenie? Przecież w tym kraju wszystko da się załatwić - zaczyna targi kierowca.
Policjanci są nieubłagani. Zrezygnowany pięćdziesięciolatek podpisuje kwitek. Odjeżdżając, nie zapina pasów.
Chwilę później z przeciwnej strony mknie volkswagen. Radar wskazuje 70 km na godzinę. Powietrze znów przecina lizak.
- Od dwudziestu minut powinienem być w pracy. Pół godziny spędziłem w korku - broni się trzydziestoletni kierowca.
Kara jest podobna - "stówka" i cztery punkty.
- Jeszcze nigdy nie dostałem punktów karnych. Tym razem też mogłoby ich nie być - prosi kierowca.
- Pośpiech to najczęstsza wymówka kierowców - mówi sierżant Pawlak.
Policjanci dzielą przyłapanych kierowców na skruszonych i pieniaczy.
- Na stu skruszonych, przypada stu pieniaczy - zauważył Ryszard Pawlak.
Pierwsi są mili, wiedzą, że zawinili i próbują wybłagać łagodną karę. Obiecują, że się poprawią. Pieniacze od razu wyciągają najtęższe działa. "Znam komendanta i zaraz mu się poskarżę", "Jutro wyleci pan z hukiem z pracy", "Łapcie przestępców, a nie czepiacie się porządnych ludzi" - tak najczęściej próbują wykręcić się od mandatu.
- Im droższy samochód, tym bardziej aroganccy kierowcy - uważa sierżant Jacek Wilk, partner Pawlaka.
Ulica Rypułtowicka. Obowiązuje tu zakaz wyprzedzania i ograniczenie prędkości do 50 km na godzinę. Kierowcy hyundaya znudziło się wlec za jadącym przepisowo maluchem. Wciska pedał gazu i wyprzedza. Chwilę później widzi uniesiony lizak.
- A skąd mam wiedzieć, że to moja prędkość - mówi podniesionym głosem, spoglądając na radar. - Przecież tutaj wszyscy jeżdżą szybko.
- To też jedno z najczęstszych wytłumaczeń. Widzimy tylko błędy innych. Nigdy własne - mówi Wilk.
Policjanci przyznają zgodnie: agresja to jeden z najgorszych sposobów, by utargować niski mandat. Przekonała się o tym pewna bardzo nerwowa studentka piątego roku prawa.
- Jechała za szybko, a do tego wyprzedzała na linii ciągłej - opowiada sierżant Pawlak. - Gdy ją zatrzymaliśmy, zaczęła krzyczeć: "Co mi pan tutaj opowiada! Ja doskonale znam się na prawie".
Nie znała się. Dostała najwyższą z możliwych kar: pięćset złotych i dziesięć punktów.
Częsty "patent" drogowych piratów, to wziąć policjanta na litość.
- Jadą po leki dla chorego dziecka, do żony, która właśnie rodzi w szpitalu. I niemal zawsze jest to ich pierwsze wykroczenie w życiu - opowiada Jacek Wilk.
- Raz nawet ksiądz chciał nas nabrać na ten numer. Przyłapaliśmy go, gdy pędził sto dwadzieścia przez miasto - dodaje Ryszard Pawlak. - Tłumaczył, że jedzie po zakupy na aukcję charytatywną.
Są jednak sytuacje, że i policjanci "miękną".
- Kiedyś złapaliśmy parę młodą na radar - opowiada Jacek Wilk. - Jechali za szybko, bo byli spóźnieni na ślub. Wyjątkowo skończyło się na pouczeniu. To był prezent ślubny od nas.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz