Zamknij

Jak zginął Narcyz Gryzel - patron ulicy na Bugaju. Bohater czy zadymiarz?

18:20, 18.06.2025

„To bandyta, który ograbił sklep, napadł na urząd gminy, z bronią w ręku wzniecał uliczne burdy, groził śmiercią policmajstrowi” – raportowały carskie władze Pabianic. „Gryzel to wielki Polak, męczennik, bojownik o niepodległość i rządy proletariatu” – wychwalali go towarzysze z PPS. 114 lat temu zginął tkacz Narcyz Gryzel, patron ulicy na Bugaju. Kim był, za co oddał swe krótkie życie?

Gdy w marcu 1906 roku zamachowcy zastrzelili carskiego naczelnika powiatu, Włodzimierza Iwanowa, w Pabianicach szeptano, że jednym z nich był 23-letni Narcyz Gryzel. To on wraz z bojówkarzami Polskiej Partii Socjalistycznej miał czyhać w krzakach na okrutnego Rosjanina, gdy ten jechał dorożką na dworzec kolejowy. 16 kul z rewolwerów położyło trupem Rosjanina - sprawcę niedawnej masakry Polaków na ulicy Zamkowej, gdy dragoni rozpędzili szablami tłumy pabianiczan, depcąc niesioną przez Polaków chorągiew z Matką Bożą Częstochowską i sztandar z Orłem Białym. Rozkaz ataku na bezbronnych ludzi wydał naczelnik Iwanow.

 

Choć po zamachu zaroiło się w mieście od policjantów, strażników ziemskich i Kozaków, choć śledczy wtargnęli do mieszkań pabianiczan podejrzewanych o rewolucyjne ciągoty, choć przesłuchiwali setki osób, nikt zamachowców nie wydał.

 

Narcyza Gryzla nikt nie wydał także wówczas, gdy bojówka PPS-u pod komendą „Chińczyka” rozbiła urząd gminy w Dobroniu. Z pancernej kasy zginęły blankiety rosyjskich paszportów. Były potrzebne, aby zagrożeni aresztowaniem bojownicy partii mogli wyjechać i ukryć się za granicą. Z kasy zniknęły też pieniądze. Po latach o udziale Gryzla w napadzie na dobroński urząd pisał pabianicki pepeesowiec Józef Feliksiński.

Na trop młodego Gryzla carska policja wpadła w kwietniu 1907 roku. Wtedy to uzbrojony tłum szedł na Dom Ludowy (obecnie Miejski Ośrodek Kultury) przy ulicy Długiej (Kościuszki), gdzie przeprowadzano próbne wybory do Dumy (rosyjskiego parlamentu). W tłumie przeciwników wyborów widziano Narcyza Gryzla i jego starszego brata – Franciszka.

Dziennik „Rozwój” opisał to tak: „Groźny pomruk nadciągającego tłumu doszedł do uszu strzegących porządku robotników. Wyszli więc naprzeciwko i zastąpili drogę napastnikom. Tłum wstrzymał się, lecz wkrótce na komendę: »Towarzysze, do szeregu!«, rzucił się ku Domowi Ludowemu, bijąc kamieniami i kijami na zewnątrz znajdujących się wyborców. Napastnicy puścili w ruch brauningi. Strzałami zabito dwóch wyborców: Jana Mejnerta i Wincentego Łuczaka. Na wszczęty alarm przybyło wojsko i rozpędziło napastników”.

 

Żołnierze schwytali 29 demonstrantów, w tym Narcyza i Franciszka Gryzlów. Wszystkich oskarżono o napad z bronią w ręku. Na 8 lat ciężkich robót sąd skazał Józefa Sobótkowskiego, na 4 lata ciężkich robót - Pawła Łaskiego, Józefa Hansla i Jana Karczewskiego. Pozostali oskarżeni usłyszeli łagodniejsze wyroki, a braci Gryzlów i kilku ich kompanów uniewinniono (z braku dowodów).

 

Niedługo potem pabianicki policmajster raportował do władz zwierzchnich: „Wiadomo, że Narcyz Gryzel posiada rewolwer. Podejrzewa się go o rabowanie w Pabianicach sklepów z wódką i kolonialnych. Na rabunki może chodzić z braćmi”.

Narcyz wnuk Narcyza

Rzadkie imię Narcyz, Gryzel dostał po dziadku ze strony matki. Był czwartym dzieckiem tkacza Antoniego Gryzla i poślubionej przez niego w 1871 roku Scholastyki z Fałkiewiczów. Według metryki z kościoła św. Mateusza, chłopiec przyszedł na świat 28 października 1883 roku o ósmej rano. Pięć godzin później w parafialnej kancelarii - co zaświadczył proboszcz Edward Szulc, „stawili się osobiście Antoni Gryzel, tkacz, lat 32, w towarzystwie Mikołaja Fogiela, kowala, lat 36 i Antoniego Ornafa, tkacza, lat 42, okazując niemowlę płci męskiej. Dano mu imię Narcyz. Rodzicami chrzestnymi byli: Antonina Pawlikowska i Mikołaj Ornaf.

 

Oprócz starszych braci: Franciszka i Walentego, Narcyz miał starszą siostrę Mariannę i młodszego brata Bronisława. Czwarty brat - Julian, zmarł krótko po narodzinach.

 

Gdy rodzice posłali Narcyza do zarobkowej pracy w zakładach Kindlera, chłopiec miał dwanaście lat. Słabo czytał i słabo pisał. W dwuklasowej szkółce elementarnej przy ulicy Karola (obecnie Wyszyńskiego), gdzie biegł zaraz po pracy, dostawał także lekcje rachowania. Ale Narcyzowi szło nietęgo. Przy krosnach „u Kindlera” chłopak miał się wyuczyć fachu ręcznego tkacza. Taka była wola ojca.

Narcyza bardziej pociągała polityka. Wieczorami spotykał się ze starszymi kolegami z fabryki Kindlera – socjalistami z PPS. Słuchał agitacji o słusznej walce klasy robotniczej,  potrzebie wyzwolenia Polaków z jarzma caratu, odebraniu fabryk kapitalistom, równości wszystkich obywateli bez względu na płeć, rasę, narodowość i wyznanie, wolności słowa, ośmiogodzinnym dniu roboczym i staraniach o zakaz zatrudniania dzieci.

Chłopak chciał być przydatny, roznosił więc nielegalne gazetki. Starsi towarzysze pokazali mu, jak czyścić broń i strzelać z rewolweru. Strzelanie ćwiczyli w lesie koło Dłutowa.

Siedemnastoletni Narcyz dostał pseudonim „Bogdan”.

Donos na Gryzla

Jesienią 1907 roku carska policja kilkakrotnie urządzała obławy na rewolucjonistów i przeszukiwała mieszkania w Pabianicach. Po krwawych zamieszkach w latach 1905-1906, pod podłogami i na strychach tutejszych domów schowano co najmniej 1.200 sztuk nielegalnej broni palnej. Na ulicach często padały strzały i ginęli ludzie – w osobistych porachunkach i konfliktach na tle politycznym. Nocą z 8 na 9 września 1907 roku policja próbowała aresztowanych 67 młodych pabianiczan, ale większość z nich wymknęła się z obławy, ostrzeżona przez towarzyszy sygnałem trąbek.

Wraz z oddziałami policji gubernator przysłał do Pabianic nowego policmajstra (dowódcę miejskiej policji) - Aleksandra Jonina. Był to człowiek bezwzględny i okrutny – uczestnik karnych wypraw na Łotwę, podczas których carskie wojsko mordowało łotewskich rewolucjonistów i patriotów. Za zasługi Jonin dostał posadę pomocnika naczelnika więzienia w Rydze. Zasłynął tam jako łapówkarz i defraudant. Z Rygi wyprawiono go do Pabianic. Śladem Jonina nadciągnęli zaufani strażnicy ziemscy: Witalis Kostiuszko i Michał Kuc.

W połowie listopada 1907 roku nowy policmajster dostał list z donosem na młodego Polaka. Anonimowy nadawca ostrzegał, że niejaki Narcyz Gryzel zamierza dokonać zamachu na policmajstra. Polak miał się tym chwalić wśród kolegów. W kopercie było też paszportowe zdjęcie domniemanego zamachowca, 24-letniego tkacza Narcyza Gryzla. Według bojówkarza PPS-u, Józefa Feliksińskiego, list i zdjęcie wysłał prowokator o pseudonimie „Puszkin”, z organizacji polskich socjalistów – syndykalistów.

 

Jonin rozkazał znaleźć Gryzla i aresztować. Sam go przesłuchiwał, głodził i znów przesłuchiwał. Przez trzy doby. Po Pabianicach krążyły opowieści, że policmajster torturuje Narcyza, wbija mu szpilki za paznokcie, miażdży palce i wiesza na haku.

 

Drugiego dnia po aresztowaniu do komisariatu policji wdarł się ojciec Narcyza – tkacz Antoni. Policmajster nie zezwolił mu spotkać się z synem i podać synowi chleb. Gdy Antoniego wyrzucali z komisariatu, Jonin wykrzyczał mu w twarz: „Syn twój chciał mnie zabić, lecz ja go pierwej zabiję!“.

Okazja nadarzyła się 19 listopada 1907 roku. Wtedy to z polecenia naczelnika powiatu łaskiego zjechał do Pabianic oddział straży ziemskiej pod komendą sztabs - kapitana W. A. Miaczkowa. Strażnicy, policjanci i sprowadzeni nad Dobrzynkę rosyjscy żołnierze dostali rozkaz przeszukania kilkudziesięciu mieszkań. Tropili uzbrojonych bojówkarzy – socjalistów i narodowców. W środku nocy kolbami karabinów Rosjanie rozbijali drzwi domów Polaków przy Tuszyńskiej (dziś Piotra Skargi) i Fabrycznej (Waryńskiego).

Około północy Jonin i Miaczkow na czele strażników i żołnierzy pomaszerowali na Rakowiec (przedmieście Pabianic, okolice dzisiejszej ulicy Brackiej). Droga wiodła obok kancelarii policmajstra. „Jonin wyraził życzenie wzięcia ze sobą na rewizję więzionego także Narcyza Gryzla, podejrzanego o bandytyzm i szykowanie zamachu na policmajstra” – kilka dni później napisano w raporcie z nocnych zdarzeń.

Jonin kazał rozkuć Gryzla i prowadzić go przodem. Wkrótce strażnicy i żołnierze rozdzielili się. Naczelnik Miaczkow z większą grupą pomaszerował na ulicę Bugaj, gdzie zamierzał przeszukać dwa domy. Gdy grupa Miaczkowa oddaliła się, na Rakowcu padły strzały. Naczelnik i jego ludzie wrócili. Na ziemi leżał zakrwawiony Gryzel. Był martwy.

 

Miaczkow spytał, jak to się stało. „Został zastrzelony, gdy usiłował zbiec” – zameldował policmajster Jonin. Potwierdzili to zaufani strażnicy: Kostiuszko z Kucem. Miaczkow nie uwierzył. Wezwał stojącego nieco dalej żołnierza Sirotkina, każąc mu meldować, co widział. „Więzień nie uciekał, zaś pan policmajster dał do niego kilka wystrzałów. Kiedy zaś Gryzel upadł, strażnicy podbiegli i dali jeszcze po jednym wystrzale” – opowiadał Sirotkin.

 

O zbrodni na przedmieściu Pabianic kilka dni później pisał „Rozwój”, gazeta wydawana w Łodzi: „W nocy z 19 na 20 policmajster polecił wyprowadzić aresztanta w pole za szpital miejski i tam z karabinu mauzerowskiego strzelił do niego dwukrotnie. Raniony śmiertelnie Gryzel padł na ziemię, a strażnicy dobili go strzałami z rewolwerów”.

Akt zgonu Narcyza Gryzla sporządził proboszcz ze św. Mateusza, ks. Edward Szulc, pisząc: „20 listopada 1907 roku o godzinie piątej wieczorem stawili się Walenty Gryzel, lat 35, i Franciszek Gryzel, lat 28, obaj tkacze urodzeni w Pabianicach i zeznali, że dzisiaj o godzinie drugiej w nocy umarł w Pabianicach tkacz, kawaler Narcyz Gryzel, syn Antoniego i Scholastyki z Fałkiewiczów. Akt ten obecnym niepiśmiennym przeczytano i podpisano”.

Pochowany pod płotem

Ciało Gryzla strażnicy wrzucili do najtańszej trumny z surowego drewna, wieko zabili  długimi gwoździami. Nocą trumnę pogrzebali pod murem cmentarzu katolickiego. Wieść o zastrzeleniu młodego pabianiczanina szybko obiegła miasto. Mnożyły się domysły i plotki. Zrozpaczony ojciec Narcyza poprzysiągł ukaranie sprawców zbrodni. Wsparcia szukał u znamienitych mieszczan: adwokatów, rajców, lekarzy, nauczycieli. Rezultatem tych zabiegów była skarga do władz guberni podpisana przez kilkunastu obywateli miasta, na czele z lekarzem Ignacym Broniewskim. Pismo zaadresowane do jaśnie wielmożnego gubernatora ojciec Narcyza zawiózł do Piotrkowa.

 

Już nazajutrz sędzia okręgowy zarządził śledztwo i ekshumację zwłok zabitego. W poniedziałek 25 listopada o 10.00 rano wykopano trumnę z ciałem Narcyza Gryzla. Ekshumację nadzorował sędzia śledczy Czausow, w asyście komendanta miasta - kapitana Kwiecińskiego. Obecny był także lekarz miejski Pabianic - doktor Franciszek Jarniński oraz ojciec zabitego, dozorca cmentarza - Józef Piotrowicz, i świadek ekshumacji - Józef Klimkowski.

 

„Narcyz Gryzel zginął od sześciu kul wystrzelonych z karabinów mauzer i pistoletów browning. Dwa pociski trafiły w głowę, z prawej strony nad uchem, rozrywając mózg. Były śmiertelne” – orzekł lekarz, który dokonał oględzin zwłok. Strzały padły z odległości kilku kroków. Strzelano także do leżącego już Gryzla - martwego. Dwie kule przeszyły plecy, dwie - biodra. „Rany wskazywały, że nad młodym człowiekiem zarządzono wprost samosąd” – napisano w protokole z ekshumacji.

Na dłoniach zmarłego lekarz nie znalazł śladów tortur: wbijania szpilek za paznokcie i miażdżenia palców – o czym huczało w mieście. „Pogłoski o znęcaniu się przed śmiercią nad Gryzlem nie znalazły potwierdzenia w ekspertyzie lekarskiej” – cztery dni później napisał dziennik „Rozwój”. Wyniki ekspertyzy lekarskiej przesłano do Sądu Okręgowego w Piotrkowie. Raport z tragicznych wydarzeń w Pabianicach trafił na biurko gubernatora. Reakcja była bardzo szybka: policmajstra i strażników aresztowano.

Przybył prokurator

Niespełna tydzień po zastrzeleniu 24-letniego Narcyza Gryzla, do Pabianic zjechał prokurator z sędzią śledczym do spraw szczególnej wagi. Przysłał ich urzędujący w Piotrkowie gubernator, zaniepokojony groźbą zamieszek. Na murach pabianickich kamienic bojówkarze Polskiej Partii Socjalistycznej malowali hasło: „Gryzla pomścimy!”.

Jeszcze przed południem śledczy nakazał aresztować policmajstra Aleksandra Jonina – głównego podejrzanego o zamordowanie młodego Polaka. „Wielkie wrażenie w naszym mieście wywołała wiadomość o odsunięciu od obowiązków i aresztowaniu porucznika Aleksandra Jonina” - pisał dziennik „Rozwój” z 29 listopada 1907 roku.Policmajster, który znajduje się obecnie w areszcie domowym, rozstrzelał bez sądu robotnika fabryki Kindlera, Narcyza Gryzla”.

Do aresztu sędzia kazał wtrącić zaufanych pomocników Jonina - strażników ziemskich Witalisa Kostiuszkę i Michała Kuca.

Obaj byli podejrzani o współudział w zbrodni. „Są pod strażą dwóch żandarmów, przybyłych specjalnie w tym celu z Piotrkowa” – pisała prasa.

Jonin nie przyznał się do winy. Za to strażnicy odwołali zeznania sprzed kilku dni. Tuż po śmierci Gryzla obaj twierdzili, że strzelili Gryzlowi w plecy, bo Polak usiłował zbiec. Teraz, przez sędzią śledczym, przysięgli na Boga, że strzelali na rozkaz policmajstra. „My niewinni” – upierali się. „Postrzelonego Gryzla rozkazał dobić Jonin”.

Nazajutrz Kostiuszkę i Kuca wywieziono do więzienia w Łasku. Po zdegradowanego Jonina przyjechała eskorta z Warszawy – czterech żołnierzy. Zabrali go do warszawskiej cytadeli, gdzie przesiedział prawie rok, do procesu.

Pod sąd!

Sędzia śledczy dał wiarę polskim lekarzom, którzy przeprowadzili sekcję zwłok Gryzla. Lekarze ci stwierdzili, że Narcyz Gryzel zginął od sześciu kul wystrzelonych z karabinów mauzer i pistoletów browning. Dwa pociski trafiły w głowę, rozrywając mózg. Strzelano także do leżącego już Gryzla - martwego. „Rany wskazywały, że nad młodym człowiekiem zarządzono wprost samosąd” – lekarze napisali w protokole z sekcji.

Policmajstra Jonina śledczy oskarżył o zabójstwo z premedytacją, próbę ukrycia zbrodni i wysyłanie fałszywych raportów do władz. Wiernych mu strażników - Kuca i Kostiuszkę, oskarżono o współudział w zbrodni. Wszyscy stanęli przed sądem.

Proces toczył się w sierpniu 1908 roku w Warszawie, pod przewodem rosyjskiego sędziego Ulianina. Oskarżał prokurator Kozicyn. Ojciec zamordowanego, Antoni Gryzel, domagał się wysokiego zadośćuczynienia za śmierć syna - 5 tysięcy rubli.

Pierwszy zeznawał naczelnik powiatu łaskiego, porucznik Dżalm Ebiełow. „Świadek ten stwierdza, że policmajster Jonin przybył do Pabianic z guberni nadbałtyckich, gdzie należał do wypraw karnych” – pisała prasa. Według naczelnika, Jonin więził skutego kajdankami Gryzla w policyjnej kancelarii, nie zaś – jak nakazywały przepisy - w areszcie. „Po zastrzeleniu Polaka Jonin był mocno zdenerwowany i sprawiał wrażenie przestępcy” – zeznał Ebiełow.

Drugim świadkiem był komendant straży ziemskiej, sztabs - kapitan Miaczkow. To ten, który wraz z policmajstrem przeszukiwał mieszkania pabianiczan podejrzewanych o bunt. Miaczkow zeznał, że gdy zrewidował trzy domy, niczego nie znajdując, Jonin kazał sprowadzić aresztanta Gryzla. Sugerował, że Gryzel może wskazać, w czyich jeszcze mieszkaniach szukać broni. Na rozkaz Jonina strażnicy wrócili do kancelarii, rozkuli Gryzla i wyprowadzili na ulicę. Gdy szli ku ostatnim domom w Pabianicach, policmajster miał się zwrócić do Gryzła po polsku, mówiąc: „No, uciekaj, czemu nie uciekasz?".

Zanim minęli ostatni dom w mieście, Miaczkowa pilnie wezwano do mieszkania tkacza Skrzyńskiego, gdzie żołnierze znaleźli pistolet. Chwilę później rozległy się strzały. Miaczkow wrócił. „Jonin powiedział mi, że łajdak chciał uciekać, więc go zastrzelił” – zeznał w sądzie.

Podejrzliwy kapitan Miaczkow przywołał żołnierza Sirotkina. Spytał, czy Gryzel uciekał. Żołnierz zaprzeczył. Kilka dni później w kancelarii sędziego śledczego Czausowa policmajster poprosił Miaczkowa o rozmowę na osobności. „Nie gub mnie pan, nikt wiedzieć nie będzie, a strażnicy to oddani mi ludzie, gotowi za mną w ogień skoczyć“ - błagał.

Zeznania żołnierza

Na salę rozpraw sędzia wezwał głównego świadka – Sirotkina, żołnierza 40. koływańskiego pułku piechoty. „Jest to typowy żołnierz rosyjski: mały, przysadkowaty, krępy” – opisywała prasa. „Przed sądem stoi wyciągnięty jak struna. Jego zeznania są mordercze dla podsądnych”. Sirotkin opowiedział, jak strażnicy, policmajster i idący przed nimi Gryzel wychodzili za miasto. Tam policmajster zwolnił kroku. Gryzel nie uciekał. Szedł prosto, z dłońmi w kieszeniach. Gdy wyszli w pole, spytał policmajstra: „Dokąd teraz iść?”. Jonin odparł: „Idź dalej”.

Gryzel nieco się oddalił, a „policmajster zdjął z ramienia karabin mauzer, podniósł kurek, wystrzelił i krzyknął: stój!” – opowiadał rosyjski żołnierz. Na pytanie sędziego, czy jest pewien, że najpierw padł strzał, a dopiero potem komenda do zatrzymania się, Sirotkin kategorycznie stwierdził: „Jonin wystrzelił, a potem krzyknął: stój!”.

„Po pierwszym strzale w plecy Gryzel obrócił twarz ku policmajstrowi” - dalej zeznawał żołnierz. „Wtedy Jonin znów strzelił. Strzelali też strażnicy, Kuc i ten drugi. Gryzel upadł na ziemię”. Sirotkin nie pamiętał, kto konającego Polaka dobijał strzałami z rewolweru.

Po śmierci Gryzla żołnierz Sirotkin bał się chodzić po mieście. Miał powód. Do jego uszu dotarły wieści, że kompani zamieszanych w zbrodnię strażników ziemskich chcą go zgładzić.

Jonina i strażników bronił w sądzie moskiewski adwokat Bułacel. Na pytania sędziego Ulianina były policmajster odpowiadał pewnym głosem. Przedstawił się jako porucznik, dziedziczny szlachcic, urodzony w Pińczowie w guberni kieleckiej. Twierdził, że ukończył gimnazjum i szkołę junkierską, jest żonaty, ma dwoje dzieci, majątku nie posiada.

Adwokat Bułacel scharakteryzował Jonina jako gorliwego, uczciwego służbistę, który, jeżeli zgrzeszył, to tylko zbytkiem gorliwości. „Jeśli ci oto wierni słudzy cesarza zostaną skazani, to odwołamy się do łaski naszego monarchy” – zakończył obrońca.

W ostatnim słowie Janin wybuchnął głośnym płaczem. Płakali też strażnicy Kostiuszko i Kuc. „Po godzinnej naradzie, o piątej nad ranem sąd ogłosił wyrok” – donosił dziennik „Rozwój” z 29 sierpnia 1908 roku.

Zbrodnia i kara

Za zabójstwo z premedytacją Jonin został skazany na 12 lat ciężkich robót. Strażnika ziemskiego Kostiuszkę skazano na 8 lat ciężkich robót, a strażnika Kuca - uniewinniono. Niezadowoleni z łagodnego wyroku dla Jonina socjaliści pisali w swym organie prasowym, „Gazecie Robotniczej”: „Mordercę ukarano, choć nie wiadomo, czy nie zostanie wnet ułaskawiony. Gdyby chciano wszystkich morderców ukarać, to połowa czynownictwa rosyjskiego musiałaby być pociągniętą do odpowiedzialności za krew przelaną niewinnie w ostatnich czterech latach. Szopki carskiej nikt na serio brać nie może”. Mieli rację.

Jonin odsiadywał wyrok w warszawskiej cytadeli.

Szybko dogadał się z władzami więzienia, zostając ich pomocnikiem – prowokatorem i donosicielem. Dzięki temu po niespełna roku wyszedł na wolność, wyjechał z ziem polskich i zniknął.

Odnalazł się w Petersburgu. „Były policmajster pabianicki Jonin, skazany na 12 lat ciężkich robót za zabicie aresztanta, został uwolniony przez Senat i mianowany zarządzającym kancelarią w politycznym więzieniu Kresty” – doniósł krakowski dziennik „Naprzód”. Artykuł nosił tytuł: „Ohydna nominacja”.

Ponoć niedługo potem Jonin objął intratną posadę naczelnika więzienia w dalekim Jekaterynburgu na Uralu (niektóre źródła podają, że w Jarosławiu nad Wołgą).

Dzierżyński za Gryzlem

Zastrzelenie Narcyza Gryzla z Pabianic poruszyło Feliksa Dzierżyńskiego – wówczas bojówkarza Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. „Krwawy Feliks”, zwolennik politycznego terroru i mordowania wrogów klasowych, domagał się surowej kary dla sprawcy zbrodni – policmajstra Jonina. Odsiadując wyrok w warszawskiej cytadeli, Dzierżyński wspominał Pabianice i tutejszych bojówkarzy, których poznał podczas krótkiego pobytu nad Dobrzynką. W więziennych notatkach napisał o młodych rewolucjonistach z Pabianic, których trzeba uczyć strzelać burżujów. Kilkanaście lat później Dzierżyński będzie prawą ręką Lenina – wodza przewrotu w Rosji, szefem tajnych służb, katem milionów ludzi, jednym z największych zbrodniarzy w dziejach świata.

Z zapisków Dzierżyńskiego wiemy, że w 1908 roku Jonin rzeczywiście przebywał w cytadel. „Niedawno przeniesiono tu dwóch naszych towarzyszy, wskutek denuncjacji siedzącego tam policmajstra Pabianic, Jonina, który wraz z dwoma strażnikami rozstrzelał aresztowanego Gryzla. Jonin to znany powszechnie łotr”.

Sprawa zastrzelenia tkacza z Pabianic była też tematem interpelacji złożonej w Dumie – rosyjskim parlamencie.

Ulica Narcyza Gryzla

W Polsce, która odzyskała niepodległość 11 lat po śmierci Gryzla, kilkakrotnie chciano upamiętnić młodego bojownika. Jednak działacze PPS-u robili to bez przekonania. W efekcie na ulicy Osinkowej, gdzie zginął Gryzel, nie stanął nawet krzyż z pamiątkową tabliczką.

Dopiero w listopadzie 1936 roku, gdy radni miejscy zmieniali nazwy ulic na Starym Mieście, przypomniano sobie o Gryzlu. „Po dłuższej dyskusji uchwalono przemianować ulice: Tuszyńską - na księdza Piotra Skargi, Garncarską - na Orlicz-Dreszera, Pustą - na Ignacego Daszyńskiego i Osinkową - na Narcyza Gryzla, bohatera, który w czasie walk proletariatu pabianickiego z caratem więziony był i torturowany przez policmajstra Jonina i w końcu przez satrapę carskiego zastrzelony na polach, przez które przebiega obecnie ulica Osinkowa” – pisało „Echo”.

Rok później, w 30. rocznicę śmierci Gryzla, byli więźniowie polityczni wystosowali odezwę do mieszkańców Pabianic:

„Postanowiono ufundować tablicę pamiątkową, która zostanie wmurowana w jeden z domów przy ulicy Narcyza Gryzla. W związku z tym Stowarzyszenie Byłych Więźniów Politycznych zwraca się do całego społeczeństwa miasta z prośbą o składanie ofiar pieniężnych”.

Datki były mizerne. Nie wystarczyły na tablicę, a jedynie na nagrobek z taniego lastryko. Kamieniarz wyrył na nim napis: „Męczennikowi za Wolność i Socjalizm – Robotnicy. Policmajster moskiewski Janin wbijał mu szpilki za paznokcie, wieszał i katował a 7 XI 1907 r. zastrzelił go na polach miasta Pabjanic”. Fundatorzy tego nagrobka pomylili datę urodzin Gryzla (powinno być: 1883) oraz datę śmierci (powinno być: 20 XI 1907). Nieprawdziwa jest też informacja o torturowaniu Gryzla i przekręcone nazwisko policmajstra.

Gryzel - „wielki Polak”?

Starająca się o społeczne poparcie Polska Partia Socjalistyczna potrzebowała bohatera – walecznego i prawego rodaka. Gryzel świetnie się na niego nadawał. W latach 30. zeszłego wieku działacze PPS urządzali prelekcje dla młodzieży, mnożąc i wychwalając zasługi zastrzelonego tkacza. Jesienią 1937 roku Polskie Radio wyemitowało pogadankę pod tytułem: „Narcyz Gryzel - bohaterski robotnik”. Prelegent mówił: „Ruch rewolucyjny w latach 1905-1907, jako protest ducha polskiego przeciwko ciemięzcom, rozlał się szeroką falą po kraju pod zaborem rosyjskim i objął wszystkie ośrodki przemysłowe, skupiające proletariat polski. Były to lata nierównej walki z silnym caratem i zmagań rewolucjonistów polskich o niepodległość. Jednym z takich rewolucjonistów operujących na terenie Pabianic był Narcyz Gryzel, wielki Polak”.

Kolejne zasługi przypinał Gryzlowi pepeesowiec Józef Feliksiński, pisząc w partyjnych biuletynach: „Gryzel był organizatorem kół robotniczych. Uczestniczył we wszystkich manifestacjach i strajkach. Był członkiem Bojowej Organizacji. Po masowych aresztowaniach 8 września 1907 roku organizował zamach na życie policmajstra Pabianic”.

Z kolei „Gazeta Pabjanicka” pisała o Gryzlu jako „rzeczniku walki z caratem” oraz „człowieku nieustraszonym, godnym naśladowania”.

 

 

PRZECZYTAJ INNE ARTYKUŁY TEGO  AUTORA - Romana Kubiaka:

Katastrofa samolotu pod Pabianicami. Zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga

Ten wirus zabił tysiące. A zaczęło sie podobnie jak z koronawirusem

100 milionów dolarów czeka na pabianiczanina!

Ogromny spadek dla rodziny z Pabianic?

Gdy pabianiczanie płynęli do Brazylii. Za chlebem

Jak szynka z Pabianic podbiła Stany Zjednoczone

Będzie wymiana pieniędzy: za 100 starych złotych - tylko 1 zł

Co Adolf Hitler robił w Pabianicach we wrześniu 1939 roku?

(Roman Kubiak)
Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
0%