W hali Grand Palais w Paryżu zasiadło kilka tysięcy widzów. W 1/16 finału głośno wspierali swoją faworytkę – Ysaorę Thibus. To mistrzyni świata sprzed dwóch lat i drużynowa medalistka ostatnich igrzysk w Tokio. Naprzeciw niej stanęła Julia Walczyk-Klimaszyk.

- Thibus miała ostatnio przerwę, wróciła do treningów. Julka nad nią miała tę przewagę, że niedawno pokonała ją na planszy – mówi Przemysław Pawłowski, pierwszy trener naszej olimpijki w Zjednoczonych. – Trzeba przyznać, że Julki nie zdeprymowała kilkutysięczna publiczność i mądrze rozegrała tę walkę.

Pabianiczanka prowadziła już 3:0, potem 5:2. Thibus poprosiła o zmianę floretu i zrobiło się 5:5. Od tego momentu sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie.

W końcówce Francuzka niesiona dopingiem z trybun prowadziła 12:11. I wtedy skuteczne cztery akcje dały pabianiczance zwycięstwo 15:12 i awans do 1/8 finału.

- Cieszę się, że to już za mną. Było głośno, ale słyszałam też naszych kibiców i rodzinę. Zachowałam zimną głowę w końcówce, ale zrobił to też mój trener. Świetnie podpowiadał, kazał narzucić presję na przeciwniczkę. Wiem, że to igrzyska i jeżeli chce się mieć medal, trzeba wygrać z każdym – przyznała Walczyk-Klimaszyk w rozmowie z TVP Sport.

W 1/8 finału na pabianiczankę czekała Eleanor Harvey (Kanada). Julia była piątą zawodniczką z rankingu, Harvey zajmowała 14. miejsce.

- Zwycięstwo nad Thibus otworzyło Julii drogę po medal. W jej drabince nie było florecistek, z którymi nie potrafiłaby sobie poradzić – uważa Pawłowski.

Po pierwszej rundzie Kanadyjka prowadziła tylko 3:2. Nasza wicemistrzyni Europy w drużynie miała sporo trafień w nieważne pole. Jednak po drugiej rundzie było już 10:5 dla Harvey.

- Kanadyjka wręcz skręcała się na planszy, nastawiała lewe ramię i Julia nie miała gdzie trafić. To poważny błąd taktyczny – twierdzi Pawłowski. – Po trzech pierwszych trafieniach Kanadyjki Julka powinna przejąć inicjatywę i wykazać więcej aktywności w działaniach obronno- zaczepnych.

Tymczasem w trzeciej rundzie Kanadyjka znów trafiała. Przy stanie 12:5 Walczyk-Klimaszyk zmieniła floret. Pomogło tylko na chwilę – trafiła na 12:6.

Do końca walki trafienia zadawała tylko Harvey, wygrywając 15:6. Kanadyjka niezwykle ekspresyjnie okazywała radość, podczas gdy pabianiczanka wyglądała na zrezygnowaną.

- Zabrakło cierpliwości, walki mądrze rozegranej taktycznie – ocenia Pawłowski. – Jestem bardzo zaskoczony i przybity. Spodziewałem się po Julii co najmniej dwóch walk więcej.

Szansa na medal w turnieju indywidualnym przepadła, ale w czwartek Polki walczą w turnieju drużynowym. Na „dzień dobry” zmierzą się z Japonkami. Każda z Polek ma coś do udowodnienia, bo żadna z nich nie awansowała do ćwierćfinału. Martyna Jelińska dzielnie stawiała czoła mistrzyni olimpijskiej Lee Kiefer (USA), lecz przegrała 13:15. Z kolei Hannę Łyczbińską wypunktowała (11:15) utytułowana Włoszka, Alice Volpi.

- One zrobią wszystko, żeby powalczyć z Japonkami o awans do półfinału. Co prawda, kobiety zmienne są, może zadecydować dyspozycja dnia, ale jestem przekonany, że dziewczyny tak łatwo nie odpuszczą. Wszak przygotowywały się do tej imprezy trzy lata – podsumowuje trener Zjednoczonych.