32 lata temu Pabianice miały swój cud. Matka Boska w oknie fabryki żarówek

O wizerunku Matki Boskiej na szybie fabrycznej hali Pabianickiej Fabryki Żarówek zrobiło się głośno na początku wrześniu 1993 r. Każdego dnia pod płotem fabryki przy Partyzanckiej gromadzili się gapie. Obok pabianiczan stali mieszkańcy Konina, Sieradza, Piotrkowa Trybunalskiego. Przy ogrodzeniu od ul. Partyzanckiej ułożono krzyż z gałązek i zapalono świeczkę.

Na dworze był wtedy ziąb, padał deszcz, a pod płotem fabryki ustawiało się codziennie kilkadziesiąt osób. Wpatrywali się w jedno okno hali produkcyjnej. Trzeba było patrzeć na piątą szybę od zielonych drzwi w najniższym rzędzie. A w piątej szybie od zielonych drzwi widać było kształt przypominający postać Matki Boskiej. "Cudowne" okno należało do wydziału, w którym produkowano lampy samochodowe.

„Kto by pomyślał, że coś takiego zdarzy się w Pabianicach” – mówili ludzie. Dla nich było jasne, że w fabryce wydarzył się cud.

O Matce Boskiej w "Żarówce" z każdym dniem było głośniej. Postać na szybie przyjeżdżali oglądać ludzie z daleka. Niektórzy łączyli pojawienie się wizerunku bożej rodzicielki z dniem, w którym na pielgrzymkę do Częstochowy wyruszyli pabianiczanie.

Niezwykły kształt na szybie 1 sierpnia 1993r. zauważyła pierwsza jedna z pracownic, w dniu w którym wszyscy wrócili do pracy po urlopowej przerwie. Sprawę najpierw postanowiono trzymać w tajemnicy, a przez pierwszy tydzień postać oglądali tylko wybrańcy. Po tygodniu mistrz wydziału poinformował kierownika zmiany.

Kierownictwo "Żarówki" ujawniło, że szyby były wymieniane ponad 10 lat wcześniej. Składają się z dwóch warstw. Wewnętrzna część powleczono tlenkiem metalu, który miał odbijać 80 procent promieni słonecznych. Zamontowano je od strony południowej, by obniżyć temperaturę w hali. Kiedy jedno ze szkieł pęknie i do środka dostanie się powietrze, tlenek metalu zaczyna zmieniać barwę. Na szybach tworzą się mniej lub bardziej regularne plamy. To zdaniem dyrekcji stało się z szybą.

Ludzie spod płotu mieli inne zdanie. „Ludzie z początku nie chcieli wierzyć w cud, mówili, że to z brudu, kurzu, ale to nieprawda. Przecież była szorowana wiele dni”.- twierdzili pracownicy.

Postać Matki Boskiej, którą pracownicy Pabianickiej Fabryki Żarówek wypatrzyli na szybie hali swego zakładu, przyciągała do Pabianic wycieczki. Z woj. siedleckiego przyjechało 45 osób autokarem. Za wycieczką musieli zapłacić po 110. tys. zł w obie strony. Tamtejsze biuro podróży zorganizowało pięć takich wyjazdów.

Pod Żarówką parkowały także busy z Konina, Włocławka, Sieradza, Radomia, Płocka, Skierniewic, Bełchatowa Wielunia, Łowicza, Brzezin, Kluczborka. Spod Warszawy rodzice przywieźli kalekiego chłopca. Jego matka miała nadzieję, że Matka Boska wysłucha jej modlitw o wyzdrowienie syna.

Pod płotem robiono też niezłe interesy. Właściciel wojskowej lornetki za wypożyczenie urządzenia brał 5 tys. zł za 10 minut. Zdjęcia kosztowały po 30 tys. zł za sztukę.

Potem do Pabianic zjechali dziennikarze z Polski. Cudem w fabryce interesowały się Wiadomości Dnia, Kurier Polski, Gazeta Wyborcza, Sztandar Młodych, Panorama Śląska.

Ciężkie chwile przeżywała dyrekcja firmy. Dziennikarze skarżyli się, że sekretarka dyrektora Andrzeja Moszury nie dopuszczała ich przed oblicze szefa. On sam mówił: „Nie zawracajcie głowy”. Zapytany o „cud w fabryce” ks. Jan Szuba, proboszcz parafii św, Mateusza stwierdził: Wszystkie zjawiska, które na pierwszy rzut oka wydają się nadprzyrodzone, a które można wytłumaczyć racjonalnie, należy w ten właśnie sposób tłumaczyć.

Tymczasem pielgrzymi zawieszali na płocie "Żarówki" całe naręcza kwiatów. Przywiązywali zwinięte w rulony karteczki, na których spisane były życzenia do spełnienia.

Właściciel prywatnej firmy chciał kupić „cudowną szybę”. Dawał za nią 50 mln zł. Nie wiemy, czy udało się mu skontaktować z dyrekcją Żarówki i doprowadził transakcję do finału.

Jakiś czas później firma wymieniła szybę na nową i Matka Boska zniknęła.