Zamknij

Jak wydoili Papiernię

00:00, 29.07.2004 Aktualizacja: 19:23, 14.06.2010
Skomentuj

Mechanizm wyprowadzenia milionów ze starej Papierni był prosty jak konstrukcja cepa. Według prokuratora, sprytny prezes otoczył fabrykę prywatnymi spółkami. Duże udziały w nich mieli córka, syn, synowa i sekretarka prezesa. Spółki bogaciły się, a Papiernia ledwie zipała. Tuż przed ogłoszeniem upadłości miała gigantyczne długi – ponad 12 milionów zł. Pracę straciło co najmniej 100 osób.

Na zlecenie prokuratury opinię ekonomiczną wydał biegły księgowy prof. dr hab. Wiesław Dębski. Wykazał on niekorzystne przykłady transakcji między Papiernią a spółkami. Według biegłego, transakcje te służyły wypompowaniu zysku z fabryki.

Śledztwo trwało 2 lata. Akta sprawy przeciwko 55–letniemu prezesowi Wiktorowi Z. liczą 17 tomów. Są już w sądzie. Proces rozpocznie się jesienią.

Prezes „zawierał niekorzystne umowy kupna sprzedaży, dzierżawy, najmu, pośrednictwa, doprowadzając tym samym do upadłości Fabryki Papieru, czym wyrządził szkodę w wysokości co najmniej 3.500.000 zł” – napisała w akcie oskarżenia prokurator Małgorzata Fiszer–Sieroń. „Swoim zachowanie udaremnił lub ograniczył zaspokojenie 185 wierzycieli”.

Ten sam zarzut prokurator postawiła zastępcom prezesa: 57–letniemu Markowi T. i 57–letniemu Stanisławowi K. Grozi im po 10 lat więzienia.

Na ławie oskarżonych zasiądzie 6 osób. Wśród nich 38–letnia Katarzyna W. – sekretarka Wiktora Z., która była także prezesem spółki założonej przy Papierni.

O podejrzanych manewrach prezesa Wiktora Z. krążyły legendy. Dziwiono się, że w ciągi zaledwie pięciu lat doprowadził do upadłości dobrze prosperującą fabrykę. Tymczasem prywatne spółki (Produkt-Pap, Paper-Mill i EKO-PAP) nie splajtowały. Wręcz przeciwnie - dawały zyski.

Na początku lat 90. fabryka kwitła. Pracowało w niej 350 osób. Rocznie produkowała 13 tysięcy ton papierów pakowych i tektury. Niezłym interesem było robienie papieru nitrocelulozowego dla wojska i górnictwa. W 1993 r. zakład przeistoczył się w spółkę pracowniczą. Zatrudnieni należeli do najlepiej zarabiających w mieście. Nocą z 22 na 23 marca 1996 r. największa hala przy ul. Piłsudskiego stanęła w ogniu. Stało się to podczas robienia papieru do materiałów wybuchowych. Wtedy prezes Wiktor Z. powiedział lokalnemu tygodnikowi: „Powodów do odbudowy jest kilka. Pracę straciłoby 250 ludzi. Poza tym nie zarzyna się kury, która znosi złote jajka”. Zapadła decyzja o budowie nowoczesnej hali. Na otwarcie przyjechał Leszek Miller.

5 lat później trzech sędziów przejrzało dokumenty, przesłuchało członków zarządu i ogłosiło upadłość Papierni. Fabryka miała potężne długi - ponad 12 milionów zł. Zwolniła prawie sto osób. Wtedy do prokuratury zgłosił się prezes spółki Alkana z Wrocławia. Papiernia była mu winna 15.624 zł. Wkrótce wyszło na jaw, że takich jak on jest dużo więcej. Papiernia nie zapłaciła 185 firmom i byłym pracownikom. Policjanci zaczęli przesłuchiwać poszkodowanych.

Zainteresowało ich, że w budynku Papierni przy ul. Piłsudskiego 7 zadomowiły się 4 prywatne spółki. Wszystkie zajmowały się sprzedażą papieru produkowanego w fabryce. Były to: Paper-Mill, EKO-PAP i Produkt-Pap. Na wniosek prokuratury do wertowania dokumentów Papierni i spółek–córek zabrali się inspektorzy Urzędu Skarbowego. Przejrzeli też faktury za makulaturę.

Nie tylko na makulaturze Papiernia robiła beznadziejne interesy. „Dzierżawiliśmy spółkom część pomieszczeń, co przynosiło korzyści finansowe” – tłumaczył prokuratorowi prezes Wiktor Z. Te „korzyści finansowe” to wynajęcie w lipcu 2000 r. dwóch pokojów w biurowcu przy ul. Piłsudskiego 7. Miesięcznie spółka Produkt-Pap miała płacić 200 zł (plus VAT). W niziutką cenę czynszu było wliczone ogrzewanie, zużycie prądu i wody. W taki sposób prezes Wiktor Z. wynajmuje pomieszczenia swej sekretarce - Katarzynie W. Sekretarka miała dwa etaty – była też prezesem spółki Produkt-Pap.

Niebawem wynajęto kolejne dwa pokoje, za kolejne 200 zł, na tych samych zasadach. Pięć dni później spółka sekretarki prezesa wzięła pomieszczenia nowej wykończali. Za 612 m kw. miała płacić zaledwie 1.000 zł (plus VAT). W cenę wynajmu wliczono bardzo kosztowne ogrzewanie hali. W październiku 2000 r. Papiernia i spółka znów podpisują umowy. Tym razem na kwotę 300 zł za wynajęcie pokoi biurowych na parterze. W listopadzie za kolejny pokoik na piętrze Produkt-Pap ma płacić 100 zł, więc podpisują umowę.

W grudniu za 50 zł (plus VAT) prezes Wiktor Z. wynajmuje kawałek gruntu – tam, gdzie się skupuje makulaturę. Sekretarka Katarzyna W. od razu podpisuje umowę z kobietą, która chce skupować makulaturę. Ale nie za marne 50 zł. Kobieta, która będzie siedziała w zimnym kiosku i przyjmowała stare gazety oraz kartony, musi płacić sekretarce aż 300 zł. Zgadza się, bo to jedyne jej źródło utrzymania. Fabryka Papieru traci 250 zł.

W spółce Produkt-Pap prezes Papierni był zatrudniony na dodatkowe ćwierć etatu - jako prokurent. Musiał wiedzieć o kolejnej stracie. Sekretarka Katarzyna W. jako prezes spółki na pół etatu dostawała 5.000 zł. Gdy przeszła na cały etat, jej pensja urosła do 8.000 zł.

Równie zdumiewające były inne umowy dzierżawy. Prywatna spółka wynajmowała garaż Papierni – 110 metrów kw. za 200 zł i pokoik na biuro za kolejne 200 zł. Za korzystanie z ładowarki Papierni płaciła zaledwie 200 zł i po 100 zł za dwie przyczepy.

Prezes Papierni wydawał pieniądze na reklamę, która fabryce nic nie dawała. W 2000 r. zapłacił Panoramie Firm 7.259 zł (brutto) za reklamowanie Fabryki Papieru w książce telefonicznej. W książce istnieje wpis: „Fabryka Papieru SA.”, a pod spodem dopisek: „nasza reklama na stronie…”. Tymczasem na wskazanej stronie jest reklama, ale… spółki Produkt-Pap. O Papierni nie ma ani słowa.

Inspektorzy skarbowi przejrzeli rachunki prywatnych spółek i bardzo się zdziwili, że chyląca się ku upadłości Papiernia wydała aż 19.820 zł na obiady, kolacyjki, kanapeczki dostarczane do biura, rozrywkę i prezenty. Szefowie fabryki tłumaczyli, że to prezenty i staropolska gościnność wobec kontrahentów. Inspektorzy nie uwierzyli.

W Papierni nie oszczędzano też na podróżach służbowych. W 2000 r. kosztowały 64.689 zł. Drogo, bo zarząd jeździł w delegacje własnymi samochodami. Tylko po co – dziwili się inspektorzy – skoro Papiernia miała 5 aut służbowych: renault lagunę RTE16, mazdę 323f, chevroletta luminę3, daewoo matiza i poloneza.

Podczas śledztwa prezes próbował tłumaczyć: „Spółki handlowe rozszerzyły rynek sprzedaży i znalazły nowych kontrahentów. Zwiększyły rynek sprzedaży o 30 proc.”

Nie zgadza się z tym biegły księgowy prof. dr hab. Wiesław Dębski, który na zlecenie prokuratury wydał opinię ekonomiczną. Według niego, umowy ze spółkami służyły wypompowaniu zysku.

Eksperci przejrzeli kwity i wyliczyli, że na transakcjach ze spółkami Papiernia straciła ponad 3 miliony zł. Te pieniądze znalazły się w kasach spółek–córek.

Akt oskarżenia prezesa Wiktora Z. jest już w sądzie. Na ławie oskarżenia usiądą także: 51–letni Michał A. – prezes zarządu spółki Paper–Mill, i 54–letni Marek Ł. – prezes zarządu spółki EKO PAP. Oskarżeni nie przyznają się do winy.

(redakcyjny zespół)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%