Zamknij

Pabianiczanin Marcin Wilczura żyje pasją do gór. Wspinał się w Alpach i Himalajach

22:51, 19.04.2025 Aktualizacja: 22:59, 19.04.2025
Skomentuj

Marcin Wilczura zdobył niejeden szczyt. Przewędrował Tatry, Sudety, Bieszczady. Poznał też  granice swoich możliwości w bardzo wysokich górach. Wspinał się w Alpach i Himalajach

Ta pasja pozwoliła mu inaczej spojrzeć na życie – zdobyć nową perspektywę. Oderwała go od zabiegania dnia codziennego, wyrwała zza biurka i dała całkiem nowe doświadczenia. To jest to, co w górach go pociąga i sprawia, że do nich wraca.

Tatry na sam początek

Gdy miał 18 lat, pojechał po raz pierwszy w Tatry.

– Wędrowałem sam i to wtedy odwiedzając Dolinę Pięciu Stawów Polskich złapałem górskiego bakcyla – opowiada Marcin. – Lubię chodzić samotnie, chyba że sytuacja staje się zbyt ryzykowna, wtedy dołączam do wyprawy albo idę z przewodnikiem.

W polskich górach każda pora roku stawia przed wędrowcem swoje wyzwania. Musi odpowiednio przygotować się do wyprawy, ponieważ góry bywają niebezpieczne, zwodnicze. Góry wymagają szacunku, kondycji, umiejętności i odpowiedniego sprzętu.

W Tatry często trzeba zabrać dodatkowy ekwipunek, zwłaszcza w zimie, gdy występują zagrożenia lawinowe i planujemy wspinaczkę po stromych ścianach.

– Chociaż również zimą zdarza się, że chodzę sam, zawsze  jednak kalkuluję ryzyko – opowiada Pabianiczanin. – Większość wypraw można zrobić w ciągu dnia. Nie nocuję na szlaku. W Tatrach nocowanie na szlakach jest zabronione, a w Beskidach są wydzielone miejsca do noclegu. Ja zazwyczaj nocuję w schroniskach lub schodzę z gór.

 

Wielkie wyprawy: Everest, Kilimandżaro, Mont Blanc

Największymi w górskim dorobku Pabianiczanina są wyprawy poza Polskę.

– Pierwsze większe wyzwanie wspinaczkowe to zdobycie bazy pod Mont Everestem oraz trekking na trzy przełęcze. Wyprawa trwała trzy tygodnie, z czego 14 dni spędziłem w górach, a reszta to był czas dojazdu – wspomina.

Było to 3 lata temu i wtedy pabianiczanin po raz pierwszy wspiął się na wysokość 5.600 metrów n.p.m.

Zanim jednak postawi się przed sobą taki cel, warto sprawdzić się we wspinaczce na mniejsze alpejskie szczyty.

– Właśnie tak przygotowywałem się do tej trasy. Zdobywałem niższe szczyty liczące 3.000–4.000 metrów – opowiada. – Polecam tak się hartować. Start bez takiego doświadczenia od razu na poziom ponad 5.000 metrów nie jest rozsądnym pomysłem. Warto najpierw przetestować się w okolicach 4.000 m. Mądrze jest sprawdzić, jak zachowa się nasz organizm w takich warunkach.

Przykładem jest tu pierwsze doświadczenie ze sporą wysokością na Kazbeku w Gruzji (5.047 m), gdzie nie udało się Pabianiczaninowi wejść na szczyt.         – To była tygodniowa wyprawa. Aklimatyzacja okazała się jednak dla mnie bardzo trudna – opowiada Marcin. – W drodze miałem problemy zdrowotne. Już na wysokości 3.600 m dostałem gorączki, dokuczały mi problemy żołądkowe. To nie były typowe objawy choroby wysokościowej, ale gdy poczułem się źle, zdecydowałem się zrezygnować

w czasie ataku szczytowego. Doszedłem do połowy drogi i zawróciłem.

Przygoda z Kilimandżaro

Najwyższa góra Afryki, wznosząca się na 5.895 m n.p.m., jak wspomina podróżnik, nie należy do gór trudnych technicznie. Nie można jej jednak lekceważyć.

– Decydując się na wyprawę, warto rozważyć dłuższą opcję, na przykład 7–dniową. Można także wybrać krótszą, 5–dniową trasę, ale ja choć byłem na dłuższej, to i tak było bardzo ciężko – dodaje Marcin.

Grupa aklimatyzuje się do około 4.000 m, dochodzi do ostatniej bazy na 4.700.

– Tam nawet nie śpimy całej nocy. Do ataku szczytowego wychodzi się w środku nocy i dochodzi na prawie 6.000 m – opowiada. – Na Kilimandżaro z aklimatyzowania się na około 4.000 m wchodzimy w ciągu doby na prawie 6.000 metrów. To jest szok dla organizmu. Dla mnie ostatnie metry ataku szczytowego to była prawdziwa walka. Stopa za stopą. Wiatr jest najgorszy, który potęguje zimno i zmęczenie. Bywa, że ktoś potrzebuje pomocy. Bywa, że kogoś bierze się pod pachy i pomaga mu ten szczyt zdobyć.

Nie da się szybciej. Ostatnie metry to prawdziwe wyzwanie.

– To był czas ogromnego zmęczenia, strachu o to, jak zareaguje mój organizm, czy dam radę, czy nie zaczną się jakieś kłopoty zdrowotne. Taka walka z samym sobą – zapewnia Marcin.

Pabianiczanin na Kilimandżaro wchodził z 12–osobową ekipą w styczniu. Odczuwalna temperatura wynosiła około 15 stopni na minusie.

– Przed każdą taką wyprawą warto się przebadać, wykonać echo serca, ekg wysiłkowe – radzi podróżnik. – Trzeba też zadbać o formę fizyczną przy dłuższych trasach. Oczywiście można zaatakować taką górę bez przygotowań, ale to ryzykowne i wiąże się z ogromnym wysiłkiem.

Chociaż ani kondycja czy dobra wydolność organizmu nie są gwarantami, że wszystko pójdzie jak po przysłowiowym maśle.

– Takie osoby niekoniecznie będą się szybciej aklimatyzowały  od tych, które dopiero wstały zza biurka – mówi Marcin. – Tutaj też do głosu dochodzą uwarunkowania genetyczne. Sporo tlenu potrzebują też mięśnie, czyli osoby dobrze zbudowane, ze sporą masą mięśniową mają mniejsze szanse na sukces w wysokich górach.

Mont Blanc i wyzwania na lodowcach

Kolejna wysoka góra na liście Pabianiczanina to Mont Blanc (4.800 m), gdzie warunki wspinaczkowe były dużo trudniejsze.

– To góra bardziej techniczna – tłumaczy podróżnik. – Idzie się po lodowcu, w którym są niebezpieczne szczeliny. Przy podejściu na szczyt przechodzi się przez tzw. kuluar śmierci, strome wcięcie w stoku, z którego lecą kamienie. Można nimi  oberwać. Jak się poślizgniesz, to opcja na wyhamowanie jest znikoma. To ekstremalne momenty, kiedy liczy się każdy krok, każda decyzja.

Atak szczytowy często rozpoczyna się z wysokości około 3.200 metrów i wchodzi na 4.800.

– Zajęło nam to 8 godzin – opowiada Marcin. – Kolejne 3 godziny schodziliśmy do schroniska. W sumie 11 godzin ogromnego wysiłku. Aklimatyzacja była tu łatwiejsza niż na Kilimandżaro, bo jest niżej o 1.000 m.

Kilimandżaro było bardziej dziką górą nawet pod względem ratunkowym.

– Przy Mont Blanc widok helikoptera ratunkowego jest częsty, idzie się też z dobrze wyszkolonymi przewodnikami – opowiada Marcin. – Jeżeli coś nieprzewidzianego wydarzy się na Kilimandżaro albo komuś zabraknie sił, jest zwożony ze szczytu czymś co przypomina taczkę. Helikopter to ostateczność. Bywa, że wyczerpani ludzie dostają deksametazon, to substancja, która maskuje skutki choroby wysokościowej i daje „kopa”. Trzeba wtedy szybko schodzić, jak na dopingu.

Czas na wyzwania w Andach i Himalajach

Pabianiczanin zdobył alpejski Grossglockner (3.798 m), który jest najwyższym szczytem Austrii, był na Triglavu (2.864 m) w Słowenii, który należy do Korony Europy. Na Teneryfie zdobył Pico del Teide (3.718 m), najwyższy szczyt Hiszpanii.

Zaliczył również podejście w Andach, na Aconcagua (7.000 m), ale niestety tego szczytu nie udało mu się zdobyć.

– Na wysokości 5.600 m poczułem, że nie dam rady. Zatrzymanie się na tym etapie to była decyzja o niepodejmowaniu zbędnego ryzyka – tłumaczy. – Nie za wszelką cenę... Mam rodzinę, dwójkę dzieci, minimalizuję ryzyko, chociaż w 100 procentach nie da się go wykluczyć.

Przyszłość i dalsze plany…

– Chciałbym wrócić na Aconcaguę, ale także marzę o zobaczeniu K2. Nie planuję wchodzić tu na szczyt, ale chciałbym przejść do bazy – opowiada Marcin. – Chciałbym zrobić trekking w Karakorum, który jest drugim najwyższym łańcuchem górskim na świecie. Po głowie chodzi mi również połączenie wypraw na Kazbek i Elbrus.

Samotnie czy w grupie...

– Jeżdżę sam, czasem z kolegami. Gdy wybieram się na wyprawę zorganizowaną, robię to przez agencję – opowiada Marcin. – Wtedy zbiera się grupa ludzi z Polski, poznajemy się, można spotkać naprawdę fajne osoby. Ale wiadomo, że jadąc z agencją, trzeba trzymać się programu. Każde odstępstwo oznacza, że wypadasz z wyprawy. Cała grupa nie będzie czekać, jeżeli coś się wydarzy – zatrucie, gorączka, skręcenie kostki albo po prostu złe samopoczucie. Czasem ktoś potrzebuje dłuższej aklimatyzacji i wtedy to już koniec naszej przygody. Trzeba się wycofać. Bywa, że w programie są jeden, dwa dni zapasu... Ale na Kilimandżaro czy w Nepalu nie ma mowy o odejściu od planu.

Najtrudniejsze momenty...

     Zdarzają się i to niekoniecznie w najwyższych górach.

– Nawet ostatnio, zimą w Tatrach, wchodziłem na Przełęcz Świnicką. Pod koniec góra „staje dęba”. Patrząc z dołu, zastanawiałem się, czy nie zawrócić. Ale wszedłem. To są właśnie te momenty, kiedy pojawiają się wątpliwości – czy dam radę technicznie, czy podejście nie okaże się zbyt trudne – opowiada. – W wyższych górach dochodzą jeszcze obawy o zdrowie.

Nie znając dobrze swoich reakcji, granic nie wiadomo, co się może wydarzyć...

– Mój organizm reagował różnie. Ciężkich objawów choroby wysokościowej nie miałem, może tylko ból głowy podczas ataku szczytowego na Kilimandżaro. Ale przeszło mi, gdy wypiłem dwa litry herbaty. Tam trzeba naprawdę dużo pić, bo krew bardzo się zagęszcza. Nawet tabletki przeciwbólowe wtedy nie pomagały – wspomina Pabianiczanin. – Na Aconcagui czułem się już słabiej pod względem kondycyjnym.

Przygotowanie sprzętu

Góry to także duża inwestycja w sprzęt. Dobre buty, plecak, ubranie dostosowane do warunków – to podstawa. Im mniej, tym lepiej. Każdy kilogram ma znaczenie na szlaku, zwłaszcza po kilkudziesięciu kilometrach.

– Nie planuję zdobywać ośmiotysięczników na razie. Z wyprawami na większe wysokości wiążą się również wyzwania czasowe i finansowe. Dla przykładu, wyprawa na Mount Everest to koszt około 100.000 dolarów i trzy miesiące – opowiada pabianiczanin.

Góry to nie tylko kupa kamieni...

– W górach można się wyciszyć, znaleźć spokój i oderwać od codzienności. Ale przede wszystkim to moment, kiedy stawiamy się w obliczu własnych ograniczeń. Dla mnie to jest najpiękniejsze w tym wszystkim. Pokonywanie samego siebie – podsumowuje Marcin. – Góry uczą pokory, szacunku i tego, jak doceniać małe rzeczy, takie jak jedzenie, sen czy oddech. Tutaj takie oczywiste, na górze staje się produktem deficytowym. W górach liczy się to, co naprawdę ważne. Ale góry to też piękne widoki,  przygoda,  poznawanie nowych ludzi.

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu zyciepabianic.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%