Pabianiczanin przez lata chodził na kółka plastyczne do pabianickich domów kultury, zdawał do liceum plastycznego, ostatecznie ukończył technikum poligraficzne. Malował akwarelami, później odnalazł się w świecie farb olejnych. Ostatecznie postawił na rysunek i grafikę, które pochłonęły go bez reszty. Interesował się też fotografią.
- Już w młodzieńczych latach myślałem o robieniu zdjęć. Wtedy sprzęt fotograficzny nie był jeszcze tak dostępny – opowiada. - Marzyłem o aparacie, ale temat umknął mi gdzieś przez kolejne lata. Szybko założyłem rodzinę, na świat przyszedł mój syn. Zabrakło czasu. Wróciłem do fotografowania raptem 6 lat temu.
Pabianiczanin zaczął robić zdjęcia trochę przez przypadek. Aparat „podsunęła” mu partnerka. Kupiła Nikona, ale sama szybko straciła zapał do fotografowania. Aparat trafił w ręce Andrzeja.
- Wtedy mocno interesowałem się fotografowaniem zwłaszcza od strony sprzętu i techniki. Sporo czytałem na ten temat, zacząłem stawiać w tym pierwsze kroki - opowiada.
Najpierw robił zdjęcia telefonem, ale bardzo szybko przestało mu to wystarczać. W miarę upływu czasu i kolejnych sesji apetyt rósł, a poprzeczka szła do góry.
- Nie chciałem oddawać pałeczki automatycznym trybom, tylko mieć wpływ na to, w jaki sposób robię zdjęcie – dodaje.
Jego najwierniejszą modelką jest suczka owczarka niemieckiego Kori (z greckiego córka). Pabianiczanin dostał psa w prezencie 6 lat temu.
- Od tego dnia jesteśmy nierozłączni – dodaje z uśmiechem. - Dużo spacerowaliśmy, jeździliśmy do lasu, nad rzekę. To było inspirujące, a przyroda wokół zachęcała do fotografowania i szukania nowych kadrów.
Coraz bardziej zagłębiał się i odkrywał kolejne tajniki techniczne, zafascynował się ruchem, fotografią makro, pejzażami. To „wymuszało” zmiany i zakupy sprzętu, który spełniał oczekiwania kolejnych wyzwań fotograficznych. Lepszy sprzęt to lepsze zdjęcia.
Fotografowanie w życiu pabianiczanina nabiera od lat nie lada rozmachu. To dla niego też sposób na poukładanie spraw codziennych i rozpoczęcie kolejnego rozdziału. Andrzej od dwóch miesięcy mieszka w niewielkim gospodarstwie agroturystycznym, przy wschodniej granicy Polski. To mała miejscowość położona 16 kilometrów od Zamościa. Gospodarstwo prowadzi małżeństwo, które zaprosiło pabianiczanina i zaoferowało mu mieszkanie w zamian za pracę i fotografowanie.
- Moi gospodarze mają kilka koni. Gospodyni prowadzi szkolenia dla psów tropiących. Często przyjmują gości – opowiada. - Pomagam im w pracy, robię sesje zwierzętom. Nic więcej na razie nie planuję, muszę sobie kilka spraw poukładać. Wyjechałem, żeby zająć się fotografią. Moja gospodyni wspomniała też, że planuje zorganizowanie kursu fotograficznego dla początkujących, który mógłbym poprowadzić.
Skąd pomysł na taki wyjazd, dlaczego Czarnowoda?
- Znajomy podesłał mi informacje o barterowej grupie na Facebooku – opowiada Andrzej. - Na moje ogłoszenie zareagowało sporo osób. Trzeba było zdecydować, dokąd jedziemy. Spakowałem się i ruszyłem z Cori w rejony Zamościa.
Powrót do fotografii otworzył nowy rozdział w życiu pabianiczanina. Kadry, które odnajduje wokół siebie, zachwycają i opowiadają ciekawe historie.
- Ja fotografię pokazuję w inny sposób – opowiada Andrzej. - Szukam czegoś wyjątkowego. Moje zdjęcia są surowe, próbuję nad nimi pracować, czasem nawet godzinę nad jednym siedzę, ale nie przerabiam ich w Photoshopie. Nie chcę robić ze zdjęcia grafiki. Pracuję z cieniem, kolorami.
Pokazuje, co mu w duszy gra. Odkrywa przed odbiorcą swoje wrażliwe oblicze, emocje.
- Zawsze wydawało mi się, że jestem silnym, „twardym” facetem. Wielokrotnie podnosiłem się z trudnych sytuacji – opowiada. - Fotografia pokazuje moją łagodniejszą stronę. Teraz cieszę się małymi rzeczami, wschodzącym słońcem i długimi spacerami.
A kilometrów ze swoją czworonożną przyjaciółką Andrzej w poszukiwaniu inspiracji robi sporo.
- Nie szukam niczego konkretnego, żadnych wydumanych kadrów – opowiada. - Po prostu idę i widzę. Ktoś dostrzega polanę czy las i zastanawia się, czy tam rosną grzyby, a ja widzę kadry, dostrzegam detale i wiem, jak będą wyglądały na zdjęciu.
0 0
Dzisiaj co 3 osoba to fotograf. Stosunkowo mały wkład własny i można biznes otwierać. Tylko tych wszystkich zdjęć nie ma komu oglądać.
0 0
...telefonem, który nazywam "srajfonem" nie można zrobić zdjęć! Robi się focie,, słitfocie, wysyłając po znajomkach nawet focię brizola z jajkiem sadzonym na wierzchu, w jako takiej knajpie. Fotografie robi się tylko aparatem fotograficznym. Choćby najprostszym..., ot ap. fotograficzny mam "przyrośnięty do łapy. Pierwszy kupiłem w iV klasie podstawówki - "Druch" - ówczesny przygłup - pstryk i zawsze wychodziła fotografia. Czyli analog, klisza, papiery - wywoływanie - kasa w zakładzie foro. Potem kilka, co raz lepszych z super Zenite`em. Przyszedł czas na foto-cyfrowe i na mój Hewlett Packard 785..., z zoom`em 8x -szok!, na monitorze 22``. Teraz mam kompaktowego Lumikx`a TZ... z zoom`em optycznym 30x + cyfrowy 38x. Z mini obiektywem teleskopowym, zwanym ryjkiem, firmy LEICA, drugim po Zeiss`ie super obiektywów z soczewkami szklanymi! Piekknie "rysuje" obraz na całej powierzchni..., bez astygmatyzmu, paralaksy.. Mam w PCecie wiele fotografii, szczególnie flory i fauny..,w wielu miejscach, po których się szwendałem..
Ale do kolekcji autora..
- Dobrzynka w szadzi ... bingo!
- ptaszki - bingo, bo jak sama ich natura, wymaga strzału migawki. Bo nie siedzą spokojnie dłużej niż sekundę.
Mam sporą kolerkcję ptaszków pod tytułem "Ptaszki z mojej akacji".
Aaaa... zaczęło się wiele lat temu, wczesną wiosną od.. gila. A nie skończyło się na żurawiu złotokoronowym w rezerwacie Tsawo..., w Kenii..
Autorowi przesyłam pozdrowienia i sukcesów w łapaniu okazji - zatrzymania czasu w ułamku sekundy...