Zamknij

Na ślubnym kobiercu. Mija już 38 lat jak Maria Klonowska, kierowniczka USC udziela ślubów pabianiczanom

10:35, 16.04.2023 Aktualizacja: 10:36, 16.04.2023
Skomentuj red red

- Dokładnie 20 marca minęło 38 lat, odkąd pracuję w pabianickim urzędzie – wspomina pani Maria. - Zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że jest wolny etat na stanowisko zastępcy kierownika USC.

Pabianiczanka złożyła podanie, umówiła się na rozmowę.

- Mieszkałam wtedy w Łodzi, skąd pochodzi mój mąż - dodaje. - Myślałam, że nie mam większych szans, bo w wymogach urzędu było kryterium wiekowe. Szukali osoby 35-letniej, a ja miałam raptem 27.

Na rozmowie był ówczesny prezydent Pabianic Bogdan Kunka i jego zastępca Antoni Jarczewski.

- Wypadłam chyba dobrze, skoro dostałam tę pracę – mówi kierowniczka. - Nie czekałam długo na odpowiedź. Po trzech dniach byłam już zatrudniona w urzędzie.

Pani Maria ukończyła Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. To była jej pierwsza poważna praca i od razu na kierowniczym stanowisku. Od razu puszczono ją na głęboką wodę. W tym samym miesiącu musiała zmierzyć się ze sporym wyzwaniem i ogromnym stresem. Po raz pierwszy udzieliła ślubu. To był okres Świąt Wielkanocnych, ulubiony czas na składanie przysiąg małżeńskich.

- Wtedy śluby były od rana do późnego wieczora, po kilkanaście tygodniowo – opowiada pani Maria. - Bywało, że przerwy między kolejnymi uroczystościami trwały po 20 minut, a ja pracę kończyłam o 19.00-20.00.

Na początku towarzyszył jej pan Owczarek - ówczesny kierownik USC, siedział obok, spisywał dane świadków, ale na salę ślubów już nie wchodził.

- Jakoś przebrnęłam – dodaje z uśmiechem Klonowska. - Pierwszego ślubu udzieliłam koledze. Nie było wpadek tylko spory stres, ale ten towarzyszy mi do dziś. Tutaj nie ma mowy o rutynie.

Czas płynie, mody ślubne się zmieniają. Z biegiem lat topnieje też liczba urzędowych uroczystości. Znaczący ich spadek nastąpił, gdy pojawiła się w 1998 roku opcja ślubów konkordatowych.

Ślubów mniej niż dawniej

Jest ich teraz mniej nawet o połowę niż w latach 80.

- Teraz mamy w soboty po około 5-7 uroczystości, a rocznie jest ich około 400 razem z „konkordatami” – wylicza kierowniczka. - Dawniej było po kilkanaście dziennie, a 800 rocznie. W najpopularniejsze ślubne miesiące: czerwcu, lipcu, sierpniu czy październiku uroczystości były od rana do 21.00. Na jednym ślubie nawet zemdlałam. Już pod sam koniec dnia, ze zmęczenia. Przy podawaniu obrączek, złapał mnie wtedy fotograf.

Ostatnie lata to kolejna zmiana.

- Ślubów jest więcej w urzędzie niż w kościołach – mówi kierowniczka. - Jednak dawne czasy, gdy przed urzędem ustawiały się kolejki, żeby zarezerwować termin uroczystości na jakąś dobrą godzinę już nie wrócą.

Śluby nieco wychodzą z mody. Bywa, że motywacją do zawarcia związku małżeńskiego jest potrzeba dogrania spraw majątkowych i kwestii dziedziczenia. Czasem pojawia się choroba, co też skłania partnerów do stanięcia przed urzędnikiem i złożenia przysięgi małżeńskiej.

Tymczasem przed laty śluby zawierali już tak młodzi ludzie, że potrzebowali na to zgody sądu.

- Ona miała szesnaście, on osiemnaście lat – wspomina kierowniczka. - Śluby takich par były częste. Obecnie już nie. Teraz średnia wieku u małżonków to około trzydzieści lat. Jest tendencja do zawierania małżeństw w znacznie późniejszym wieku.

Kiedyś dawała śluby rodzicom, teraz dzieciom i wnukom

- Ale nawet po tylu latach pracy nadal nie mogę mówić o rutynie – dodaje Klonowska. - Każdy ślub przeżywam i staram się, żeby dobrze wypadł. Czasami pojawi się choroba czy niedyspozycja gardła, mam chrypę. Ale takie sytuacje są trudne do przewidzenia.

Niezapomniane uroczystości to nie tylko te, na których popłynęły łzy wzruszenia.

- Mój pierwszy ślub, którego udzieliłam poza urzędem, był bardzo wzruszający i zapadł mi mocno w pamięci – wspomina. - Panną młodą była młoda dziewczyna na łożu śmierci. Ciężko chorowała na białaczkę. Uroczystość była w domu w obecności dwóch świadków. Gdy młodzi złożyli przysięgę, obie się popłakałyśmy. Nigdy jej nie zapomnę. W ciągu pół roku zmarła.

Nie tylko kobiety płaczą na ślubach.

- Byłam świadkiem, gdy wzruszali się mężczyźni – dodaje pani Maria. - Jeden z panów młodych tak mocno się wzruszył, że płacząc rzucił mi się na szyję, jakby pomocy szukał. Ale było już po podpisaniu aktu. To są sytuacje związane z dużą dawką emocji. Niektórzy płaczą, inni reagują nerwowym śmiechem.

Wpadki też się zdarzały

Bywało, że drobna pomyłka czy przejęzyczenie budziły spore emocje i dużo śmiechu.

– Kiedyś w zdaniu „połączenie się dwojga bliskich sobie ludzi” zamiast słowa połączenie powiedziałam „położenie”, co bardzo rozbawiło zebranych na sali – wspomina Klonowska. - W sytuacjach stresu i sporego zmęczenia, gdy odprawiam ślub za ślubem, takie rzeczy mogą się zdarzyć. Tutaj wszystko jest na żywo.

Sprzed „ołtarza” nikt jednak w pabianickim urzędzie nie uciekł, ale nie zawsze zaplanowana uroczystość kończyła się złożeniem przysięgi małżeńskiej.

- Pamiętam, gdy pan młody przyjechał pierwszy do urzędu, co rzadko się zdarza i czekał na pannę młodą ponad pięć godzin – wspomina kierowniczka. - Niestety ona się nie pojawiła, najwyraźniej się rozmyśliła. Częściej bywa, że oboje młodzi po prostu nie pojawiają się w urzędzie, nawet nas o tym nie powiadamiając.

Od miłości do nienawiści może jednak dzielić młodych kilka godzin. Ślub w czwartek, a rozwód już w piątek.

- Przeżyłam takie zdarzenie – opowiada kierowniczka USC. - Państwo młodzi sprawiali wrażenie zakochanych, przyjechali razem, przytuleni, była piękna uroczystość. A już na drugi dzień prośba o unieważnienie małżeństwa. Panna młoda zalana łzami opowiadała mi, że się pokłócili i trzeba wszystko odwołać. Ale tak niestety się nie da. Był ślub w obecności świadków, podpisanie dokumentów. W takiej sytuacji zostaje rozwód. To była dojrzała para, ludzie po około 50 lat, wyglądali rozsądnie. W swojej karierze miałam trzy takie przypadki.

Obrączka to tylko symbol

- I nie musi być na uroczystości. Można ten moment, gdy młodzi wymieniają się obrączkami, po prostu pominąć – wyjaśnia pani Maria. - Wielu takich ślubów udzieliłam. Miałam też parę artystów plastyków, którzy zamiast złotych obrączek włożyli sobie na palce druciane, które sami wykonali.

Śluby od lat odbywają się nie tylko w urzędowej scenerii. Pierwsze takie uroczystości zaczęły się pojawiać około 10 lat temu. Ale wtedy, żeby taki ślub mógł się odbyć poza urzędem, potrzebna była zgoda wojewody. Dzisiaj wystarczy wpłacić do kasy Urzędu Miejskiego 1.000 zł. W Pabianicach dużym powodzeniem cieszy się sala kominkowa na Zamku. Były i są śluby w pałacu w Ksawerowie, w osadzie rybackiej w Sereczynie, Hotelu Fabryka Wełny, w Afloparku. Zdarzają się też mniej oczywiste miejsca.

- Udzielałam ślubu w kinie Tomi, tam poznali się młodzi i tak postanowili upamiętnić ten moment – opowiada Klonowska. - Przysięgę małżeńską składali przed ekranem na scenie a goście zasiedli na widowni. Był też ślub w hali koszykówki i w stadninie koni.

Takie uroczystości poza urzędem najczęściej dotyczą sytuacji, gdy przysięgę małżeńską składają sobie przyjezdni. Oni wybierają miejsce na uroczystość i zgłaszają się do najbliższego urzędu. Obecnie można wziąć ślub w jakimkolwiek urzędzie na terenie Polski, bez dodatkowych formalności.

Tego nie da się policzyć

- Nie jestem w stanie powiedzieć, ilu ślubów udzieliłam – wyznaje Klonowska. - Policzenie ich jest niemożliwe. Ja bardzo lubię swoją pracę, chociaż zajmujemy się nie tylko ślubami. Nasza praca to też rejestracja zgonów, a tych z roku na rok jest coraz więcej, zwłaszcza w porównaniu z topniejącą liczbą narodzin.

Nigdy nie myślała o zmianie pracy.

- Chociaż wiadomo - bywało trudno, zwłaszcza, gdy za oknem piękna pogoda, można gdzieś wyjechać z rodziną na weekend, a zamiast tego trzeba iść do pracy. I tak w każdą sobotę, przez lata – tłumaczy.

Zawsze musi być na stanowisku, w pełnej krasie, bo reprezentuje urząd. A funduszy reprezentacyjnych brak.

- W naszym urzędzie nigdy czegoś takiego nie było – dodaje Klonowska. - A ubrać się trzeba, umalować, iść do fryzjera - zawsze na własny koszt. Staramy się o to, żeby dobrze wyglądać, to wyjątkowa uroczystość.

Miłość w metrykę nie zagląda

Dowodzą tego coraz liczniejsze małżeństwa między partnerami z różnicą wieku. Przeważnie to kobiety są młodsze, ale bywa, że to ona jest dojrzalsza od niego – zwłaszcza w ostatnich latach.

- Kobiety wcześniej zostają wdowami, a nie boją się nowych związków – dodaje Klonowska. - W ubiegłym roku udzielałam ślubu kobiecie starszej od partnera o 21 lat. Niedawno miałam nawet taką sobotę, w trakcie której wszystkie panny młody były starsze od panów.

Rekordzistów dzieliło kilkadziesiąt ładnych lat.

- Udzielałam ślubu parze, w której panna młoda była mocno po 70., a pan młody miał 30 lat. Tłumaczył, że jego Aneczka jest wdową, ma wysoką emeryturę i on się nią zaopiekuje – opowiada Klonowska. - W tym przypadku zagrały raczej względy finansowe niż miłość. Średnio kobiety są jednak starsze o 3-5, a nawet 10 lat od partnerów.

Ale tradycyjnie różnice wieku w drugą stronę też bywają znaczne. I tak w naszym urzędzie przysięgali sobie 80-latek i 30-latka.

Na przestrzeni lat zmienia się też ślubna moda.

- Gdy śluby były cywilne i kościelne, te w USC były skromniejsze – opowiada kierowniczka. - Kobiety ubierały się skromniej, często w garsonki, bo cały przepych związany ze strojem był zarezerwowany na kościelne uroczystości. Teraz w urzędach panny młode pojawiają się w pięknych, strojnych, białych sukniach. Bywały też śluby obcokrajowców, którzy na uroczystość przychodzili w swoich tradycyjnych ludowych strojach.

(Agnieszka Namysł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

YanEvanYanEvan

0 0

... było parę spraw ...

... za wszystkie dziękuję z całego serca ... życzę wytrwałości i Wszystkiego Najlepszego !

13:08, 17.04.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

ziobrowskiziobrowski

0 0

Tak tylko nie istnieje na świecie takie cos jak ślub ..to człowiek wymyślił .ale to nie istnieje ...

23:12, 18.04.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%