Zamknij

Zawiózł córkę do chrztu karetą. Pięciomiesięczna Małgosia już po raz drugi miała taką przejażdżkę

09:48, 02.07.2023
Skomentuj an an

Taka oprawa wyjątkowych uroczystości to już tradycja w domu Jarosława Musiała, rolnika i przedsiębiorcy z Szynkielewa. Powozy szlacheckie, bryczki i sanie to ogromna pasja, którą pan Jarosław ma już w genach. Powoził jego pradziadek, dziadek miał kilka pojazdów zaprzęgowych, tata dokupił kolejne, a on po prostu przejął pałeczkę i to z rozmachem. A wszystko z miłości do koni.

- To te zwierzęta są dla mnie tak ważne, od zawsze towarzyszyły nam w gospodarstwie, wychowywałem się z końmi – wspomina mieszkaniec Szynkielewa. - A jak konie to muszą być pojazdy, które one ciągną, czyli powozy, sanie i biesiadne bryczki.

W powozowni u pana Jarka stoi 5 powozów, dwie bryczki, dwie pary sań, wozy biesiadne i karawany pogrzebowe, na każdą uroczystość .

- Ta pasja to też mój zawód, wożę ludzi do ślubów, obsługujemy pogrzeby i inne uroczystości – wyjaśnia rolnik. - Gdzie mnie chcą tam jadę, nawet w drugi koniec Polski. Miałam już klienta w Szczecinie. Konie dowiozłem na miejsce specjalnym samochodzie do transportu zwierząt, powóz był na lawecie. Podróż trwała osiem godzin. Ale niewielu mam takich klientów, z reguły jestem zamawiany na łódzkie uroczystości, nawet w Pabianicach jazda powozem do ślubu nie jest aż tak popularna.

Pasja przerodziła się w zawód

Pan Jarosław prowadzi działalność od 2003 roku. Przejął część powozów i koni po rodzicach i nadal uzupełnia kolekcję. To „zaraźliwa” pasja.

- Przechodzi z ojca na syna – dodaje rolnik z uśmiechem. - Pierwsze, proste powozy miał mój pradziadek. Dziadek przejął gospodarstwo, kupił nowe karety. U niego w powozowni widziałem też stare zabytkowe powozy. Nie nadawały się już jednak do jazdy i dziadek sprzedał je kolekcjonerom. Po tacie, który zmarł w ubiegłym roku wszystko ja przejąłem. Z żoną prowadzimy też całe gospodarstwo.

Ostatnie nabytki rolnika z Szynkielewa to biały powóz glass-lando i królewska kareta, kremowym ze złotymi zdobieniami, tak zwana "dyni".

- Zawsze o takiej marzyłem – mówi pan Jarosław. - Znalazłem ją przeglądając strony internetowe. Takie powozy nie są już produkowane, robiła to jedna firma w Polsce, która się po prostu z tego wycofała. Tą „dynię” kupiłem od właściciela dworku w Kutnie. To była duża okazja.

Kareta dla księżniczki

Wkrótce po tym zakupie urodziła się córka pana Jarosława. Dziewczynka z mamą Agnieszką wróciły do domu jak księżniczki w królewskim powozie.

- Powoził wtedy mój kolega, jak jechałem z dziewczynami – dodaje rolnik. - Nie było żadnych przeciwwskazań, chociaż w razie czego jechał za nami samochód.

„Księżniczka” Małgosia miała niedawno drugą, królewską przejażdżkę, do chrztu. W niedzielę 18 czerwca do czterech powozów wsiadło 16 osób z najbliższej rodziny. Wszystkie zaparkowały przed kościołem pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Orszak zabytkowych pojazdów wzbudził ogromne zainteresowanie, chodź nie zawsze pozytywne.

- Słyszałem też negatywne głosy – opowiada pan Jarosław- Niektórzy uważają, że ja to robię, żeby się pokazać, ale oni nie rozumieją, że ja tym żyję. To nasza pasja i życie, dlatego na ważne dla nas uroczystości jeździmy zaprzęgami. Nie robię niczego na pokaz, ja po prostu nie wyobrażam sobie na takie ważne uroczystości nie przejechać końmi. To święto w naszej rodzinie.

Tradycja pielęgnowana od pokoleń.

- W 1985 roku ja też byłem do chrztu wieziony powozem – dodaje pasjonat. - To był luty i były wtedy siarczyste mrozy. Jechałem całą zakryta karetą dziadka. Tata opowiadał jak odśnieżał drogi, żebyśmy dotarli do Pabianic, do kościoła Najświętszej Marii Panny. Do komunii i do ślubu też wiozły mnie konie.

Konie czy powozy...

- Oczywiście, że konie – dodaje rolnik. - Mam cztery dorosłe klacze dwie siwe i dwie kare, chodzące w zaprzęgu i dwa źrebaki. Mamy dla nich własne siano, zboże, nic nie musimy kupować. Konie są piękne i zdrowe.

Klacz Pantera do Szynkielewa trafiła z Krakowa, gdzie ciągnęła bryczki po krakowskim rynku. Marta przyjechała z Częstochowy, to siwe klacze, Gracja i Rita są kare

- W zależności od życzenia klienta zaprzęgam albo parę siwych albo kare konie – dodaje pasjonat. - Kare najczęściej do czarnych karawanów na pogrzeby, białe chodzą do ślubów.

Konie w gospodarstwie Musiałów mają szczególne miejsce i zostaną tam do końca swoich dni.

- Nidy ich nie sprzedam na mięso – dodaje rolnik. - U mnie mają dożywocie. Źrebaki sprzedaję tylko do hodowli.

Klacze bywają kapryśne.

- Trzeba z nimi bardzo ostrożnie postępować w zaprzęgu, delikatnie powozić – mówi pasjonat. - Wszystko musi chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Jak coś nie będzie im pasowało mogą się zdenerwować i zastrajkować. Klacze są pamiętliwe.

Pan Jarosław powożenia uczył się od taty.

- Lubię to co robię, praca przy zwierzętach to jest to co sprawia mi największą przyjemność, relaksuję się przy tym, nawet w niedzielę, gdy trzeba wstać wcześnie rano jestem szczęśliwy, że mogę zajrzeć do koni sprawdzić co u nich – dodaje rolnik.

Najbardziej szalona przejażdżka?

- Na Walentynki zaprosiłem żonę, wzięliśmy dzieci i pojechaliśmy do MC Donalda saniami – opowiada pan Jarosław. - Ustawiliśmy się za samochodami w kolejce do mcdriv-a. Konie były spokojne, sanie miały również kółka, żeby jechać ulicą. Wzbudziliśmy spore zamieszanie, niektórzy robili nam zdjęcia.

(Agnieszka Namysł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

Konto usunięteKonto usunięte

0 0

panie JAROSŁAWIE gratuluje panu !!!wszystkiego dobrego dla pana PANIE JAROSŁAWIE, jest pan jak widać SERDECZNYM ŻYCZLIWYM CZŁOWEIKIEM, każdy kto kocha konie jest właśnie takim, aby mieć pasję do takich zwierząt TZREBA JE PO PROSTU KOCHAĆ!!zatem DUŻO DORBRA DLA PANA I RODZINY!!

11:31, 02.07.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

lukaszlukasz

0 0

Fajnie, że Pan ma pasje!

19:27, 02.07.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%