Pabianiczanka, choć korony nie zdobyła, dostała się do półfinałów wyborów ogólnopolskich dzięki tzw. "dzikiej karcie".

Czym dla Ciebie był udział w konkursie piękności?

- Przygodą życia. Uważam, że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż później zastanawiać się, co by było, gdyby... Na pewno dzięki niemu wzrosła moja pewność siebie. Do modelingu jednak mnie nigdy nie ciągnęło. Wolę mundur. Swojej pracy nie zamieniłabym na nic innego.

Udział w wyborach Miss Polonia Województwa Łódzkiego nie był Twoim debiutem. Masz już na koncie tytuł Miss Fitness.

- Tak, w 2019 roku wzięłam udział w wyborach Miss Nastolatek Województwa Łódzkiego. Zobaczyłam informację o castingu w internecie i stwierdziłam, czemu nie? Podobnie było tym razem. Casting odbył się w łódzkiej Manufakturze. Akurat byłam tam na zakupach i poszłam zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Organizatorka sama do mnie podeszła i zapytała, czy chcę wziąć udział. Od razu się zgodziłam.

 

Jaka atmosfera panowała za kulisami wyborów miss?

- Atmosfera była super. Bardzo zżyłam się z uczestniczkami podczas prób. Nie miałam parcia na wygraną. Bardziej zależało mi na fajnych wspomnieniach. Z dwiema dziewczynami nawiązałam bliższą znajomość i mam nadzieję, że to przetrwa poza konkursem.

Jak długo pracujesz w policji?

- W listopadzie miną trzy lata, odkąd pełnię służbę w ogniwie patrolowo-interwencyjnym. Skończyłam klasę policyjną w „elektryku”, a po maturze złożyłam papiery rekrutacyjne i od razu się dostałam. Do moich obowiązków należy przede wszystkim pomoc obywatelom. Jeżdżę na przykład na interwencje domowe.

Od kiedy wiedziałaś, że chcesz zostać policjantką?

- Już w dzieciństwie. Zawsze byłam chłopaczarą. Oglądałam filmy i seriale policyjne. Po podstawówce wybór szkoły średniej był oczywisty. Gdy po raz pierwszy założyłam mundur, poczułam się rewelacyjnie. Musztra i ćwiczenia sprawnościowe w szkole utwierdziły mnie w przekonaniu, co chcę robić w przyszłości. Jestem bardzo zadowolona ze swojego wyboru. Praca w policji daje mi wielką satysfakcję.

Jak współpracownicy i przełożeni przyjęli Twój start w konkursie piękności?

- Bardzo dobrze. Nie spodziewałam się aż tak pozytywnej reakcji.

Gdy ściągasz mundur, zakładasz strój koszykarki.

- Zgadza się. Jestem zawodniczką drugoligowego klubu Basket4Ever Ksawerów. Poza tym gram w CNBA. To największa amatorska liga koszykówki w Polsce. Jestem jedyną kobietą w drużynie. Swoje pierwsze kroki w tej dyscyplinie sportowej stawiałam osiem lat temu w klubie PTK Pabianice. Zanim odnalazłam się w grze zespołowej, robiłam różne rzeczy. Rodzice wozili mnie na tańce, basen, grałam nawet w tenisa ziemnego. Cały czas czułam jednak, że to nie to. Moja kuzynka grała w „kosza”, więc postanowiłam też spróbować i tak już zostało.

Praca zawodowa, koszykówka... Do tego przed konkursem poświęcałaś mnóstwo czasu na przygotowania. Jak udało Ci się połączyć tyle obowiązków?

- Rzeczywiście, cały tydzień przed finałem jeździłam codziennie do Łodzi. Pracowałam od 6.00 do 14.00, wracałam do domu na obiad, zrobiłam coś dla siebie, a o 16.30 jechałam na próby lub warsztaty. Treningi chwilowo odeszły na dalszy plan. W marcu skończyła się liga. Normalnie trenuję 3-4 razy w tygodniu, do tego raz w tygodniu mamy mecz. W tym roku mam też obronę pracy licencjackiej. Studiuję zaocznie Bezpieczeństwo Narodowe w łódzkiej Społecznej Akademii Nauk. Wszystko mam ułożone, jak w zegarku. Jestem osobą bardzo dobrze zorganizowaną i potrafię znaleźć czas na wszystko, co zaplanuję.

Dziękuję za rozmowę.