Na 500 metrach ulicy Warszawskiej i na Starym Rynku mamy 8 sklepów z alkoholem, w tym cztery całodobowe. Ale nikt tutaj nie skarży się na zakłócanie ciszy nocnej, na picie na ławkach czy burdy na ulicach.
- Ostatnio problemem były grupy spożywające alkohol na skwerku, gdzie mamy plac zabaw – mówi sierżant Monika Kubiak, dzielnicowa w tym rejonie. - Ale wzmożone patrole i częste kontrole sprawiły, że problem zniknął.
Przez jakiś czas mieszkańcy okolicznych kamienic skarżyli się na osoby pijące alkohol, które przesiadują w bramach.
- Dziś można powiedzieć, że jest tutaj spokojniej – zauważa dzielnicowa.
Najgłośniej przez kilka ostatnich lat było na Bugaju o dwóch sklepach całonocnych w okolicy ulicy Mokrej. Przy jednym z nich osoby pijące alkohol chowały się za kiosk i w jego cieniu spędzały całe godziny. Niestety, ich śmiechy i rozmowy niosły się jak echo między blokami. Kilka metrów dalej, po drugiej stronie ulicy Mokrej, obok restauracji jest kolejny monopolowy. Mieszkańcy stojących tutaj bloków skarżą się na hałasy i uciążliwe sąsiedztwo.
- Częste patrole, legitymowanie osób, upominanie i przede wszystkim karanie mandatami dało efekt. Ostatnio jest tutaj spokojniej – mówi sierżant Patrycja Kielan, dzielnicowa z Rejonu 3.
Tutaj na patrole regularnie wchodzą dzielnicowi.
- Gdy jest zimno, sporadycznie widzimy osoby spożywające alkohol na ulicy. Ale wystarczyły dwa ciepłe dni w marcu, a zgłoszeń i interwencji było bardzo dużo – zauważa podinspektor Paweł Pawicki, naczelnik Wydziału Prewencji z pabianickiej komendy policji. - Dlatego spodziewamy się, że z nadejściem lata znów pojawią się te same problemy.
Za usiłowanie picia alkoholu na ulicy można dostać mandat od 20 do 100 zł. Za picie alkoholu mandat wynosi 100 zł.
- W moim rejonie największym problemem były grupy spożywające alkohol na terenie Lewitynu – mówi dzielnicowy.
Częste patrole policjantów, strażników miejskich i monitoring Zakładu Ochrony Mienia sprawiły, że i tu skończyło się bezkarne picie pod chmurką.
Na Bugaju policja nie raz rozganiała grupki pijące alkohol między budkami w alejce na ryneczku przy Nawrockiego. Podobne imprezy były urządzane na Nowym Rynku.
- Gdy mamy skargi od mieszkańców, staramy się im pomóc. Między innymi dlatego montujemy dodatkowe oświetlenie na szczytach bloków – mówi Bogdan Piotrowski, kierownik Administracji nr 4. - Postaramy się powiesić teraz taką lampę na szczycie bloku przy Mokrej.
Mieszkańcy też boją się o swoje bezpieczeństwo.
- Próbowano otruć mi psa. Do bloku obok były włamania. Obawiamy się, że my teraz jesteśmy następni w kolejce do okradania – mówi pan Jerzy, który mieszka blisko sklepu monopolowego przy Drewnowskiej.
Na pijanych narzekają mieszkańcy bloków i wieżowców przy pętli przy Wiejskiej. Tutaj alkohol pije się… siedząc na ławce na przystanku tramwajowym. Gdy jest zimno, pijący wchodzą do klatek schodowych i urządzają imprezy na wyższych piętrach przy zsypach.
W zeszłym roku częściej strażnicy miejscy pojawiali się na przykład w okolicy sklepu Żabka przy Rzgowskiej.
- Mieszkańcy skarżyli się na uciążliwe sąsiedztwo, a zwiększenie patroli przyniosło efekt i już jest tam spokojniej – zauważa zastępca komendanta.
Kliknij na mapę zagrożeń
Straż Miejska w zeszłym roku interweniowała 417 razy. To tylko zgłoszenia o piciu alkoholu na pabianickich ulicach i skwerkach.
- Wystawiliśmy 152 mandaty na kwotę 14.840 zł – wylicza Ireneusz Niedbała, zastępca komendanta Straży Miejskiej. - Były też 253 pouczenia.
Od kiedy działa Ogólnopolska Mapa Zagrożeń Bezpieczeństwa, strażnicy miejscy są kierowani przez policję w miejsca zagrożone. W tym tygodniu celem patroli są trzy rejony. To ulica Wileńska 53/57, Dąbrowskiego 33/37 i Sienkiewicza 1.
- Przez najbliższe 3-4 tygodnie w tym miejscu będzie więcej mundurowych – obiecuje Niedbała.
Codziennie w Komendzie Policji sprawdzają wpisy mieszkańców na mapie zagrożeń.
- Jeżeli ktoś widzi osoby pijące na ulicy, powinien do nas zadzwonić. Jeśli nie chce tego zrobić albo nie zdążył, powinien zaznaczyć miejsce na mapie – tłumaczy naczelnik Pawicki. - Na podstawie tej mapy są wysyłane patrole w miejsca zagrożone. Wiemy czego szukać i na co zwracać pilną uwagę.
Przybywa sklepów z alkoholem
Przy ulicy Mokrej były dwa sklepy z alkoholem. Właśnie po przeciwnej stronie Nawrockiego otworzył się trzeci.
W Pabianicach mamy w sumie 208 sklepów, barów i restauracji, które mają zezwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych. To dane z 16 marca z Urzędu Miejskiego. W tym 180 placówek jest limitowanych, czyli takich, które mogą sprzedawać alkohole pow. 4,5 proc. za wyjątkiem piwa.
- Maksymalna liczba placówek limitowanych wynosi 250 i została ustalona Uchwałą Rady Miejskiej w Pabianicach z 11 czerwca 2003 r. - wyjaśnia Aneta Klimek, rzeczniczka prezydenta. - Ta kompetencja Rady Miejskiej wynika wprost z ustawy z 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
Gminy pobierają opłaty za korzystanie z zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych. Ich wysokość zależy od wartości sprzedaży alkoholu w roku poprzednim i ustalana jest na podstawie oświadczeń przedsiębiorców składanych w styczniu każdego roku. Dlatego kwota, która wpływa z tego tytułu do budżetu miasta, jest zmienna. Na przykład w 2016 roku do kasy miejskiej z tak zwanego „korkowego” wpłynęło 1.267.571,80 zł.
Kontrolę placówek posiadających zezwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych przeprowadzają z upoważnienia prezydenta miasta członkowie Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
- Poza przestrzeganiem zasad i warunków korzystania z zezwoleń, kontrola może dotyczyć np. prawdziwości danych zawartych w oświadczeniu o wysokości sprzedaży alkoholu w roku poprzednim – wyjaśnia rzeczniczka. - Kontrolują również spełnienie warunków związanych z lokalizacją placówki przed wydaniem zezwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych.
Czy można odebrać koncesję na alkohol właścicielowi sklepu lub baru?
Zgodnie z art. 18 ust. 10 ww. ustawy zezwolenie na sprzedaż napojów alkoholowych organ zezwalający cofa m.in. w przypadku:
nieprzestrzegania określonych w ustawie zasad sprzedaży napojów alkoholowych (np. sprzedaż i podawanie napojów alkoholowych osobom nieletnim),
powtarzającego się co najmniej dwukrotnie w okresie 6 miesięcy, w miejscu sprzedaży lub najbliższej okolicy, zakłócania porządku publicznego w związku ze sprzedażą napojów alkoholowych przez dany punkt sprzedaży, gdy prowadzący ten punkt nie powiadamia organów powołanych do ochrony porządku publicznego,
wprowadzenia do sprzedaży napojów alkoholowych pochodzących z nielegalnych źródeł.
Przed wydaniem decyzji o cofnięciu zezwolenia przeprowadzane jest szczegółowe postępowanie wyjaśniające. Postępowanie to może być wszczęte z urzędu lub na wniosek sądu bądź prokuratury. Zezwolenia nie można cofnąć na wniosek mieszkańców, ale skarga mieszkańców zawsze jest sygnałem do przeprowadzenia kontroli w celu ustalenia, czy placówka działa zgodnie z określonymi w ustawie warunkami i zasadami. Kontroli przestrzegania zasad i warunków korzystania z zezwoleń dokonują z upoważnienia prezydenta miasta członkowie Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Tutaj wejdziesz na mapę zagrożeń: http://www.polica.pl
0 0
"W mieście jest 208 miejsc gdzie można kupić alkohol" KŁAMSTWO. A meta? to nie jest miejsce gdzie można kupić alkohol? Jest przynajmniej w co drugim bloku a ceny bardzo atrakcyjne np. 100tka -1zł, 200setka -2zł, pół litra 5zł.. Wszyscy okoliczni mieszkańcy i sąsiedzi wiedzą kto sprzedaje a POLICJA nie wie? To jak oni pracują? za co im płacą?
0 0
jeszcze jest za mało !!! ,otwierać do bólu władze miasta podreperują sobie budżet może wystarczy na to, czy na tamto . Koło się zamyka bo póżniej część pieniedzy trafia na pomoc ofiarom alkoholizmu ,może i straż miejska się wzmocni tą kasą skoro zbiera "leżaków" koszmar...........
0 0
Problem picia alkoholu "pod chmurką" jest rozległy. Gdy ktoś rozbije się na łące, w lesie czy gdzieś na boku na przyrodniczy odpoczynek i relaksujące piwko - nie widzę w tym żadnego problemu.
Problemy pojawiają się nocą w rejonie sklepów z alkoholem. Hałas generuje zazwyczaj młodzież. W tym przypadku jednak w zdecydowanej większości wystarczy pouczenie przez Funkcjonariuszy, bądź niewielki mandat. Zazwyczaj to działa i następnym razem wiedzą, że nie wolno przesadzać i lepiej się "maskują".
Najgorszą grupę stanowi tak zwany "element", bądź "margines". Ludzie nierzadko uzależnieni od alkoholu, zakupionego zazwyczaj na "melinie". Osoby te często są bardzo ubogie, lub wręcz bezdomne. W ich przypadku karanie nie niesie żadnego rezultatu. Chociażby wystawić sto mandatów w najwyższym zakresie "wideł" taryfikatora - osobnik i tak nie zapłaci, a należności się nie ściągnie, bo z czego? Można najwyżej zamknąć do aresztu, lecz wówczas delikwent naje się, wyśpi i umyje, a to jest nierzadko "luksus" dla takich ludzi, w dodatku na nasz koszt. A jak opuści celę to i tak będzie chlać.
Tego problemu nie rozwiążemy raczej nigdy. On trwa od zawsze.
A na koniec chcę poruszyć pewną kwestię. Taryfikator mandatowy wyróżnia dwa rodzaje "spożycia". Za spożycie alkoholu w miejscu publicznym otrzymamy 100 złotych. Za próbę spożycia alkoholu zapłacimy od 20 do 100 złotych.
Czym różni się próba spożycia od spożycia? Czyżby Straż Miejska/Policja miała skanery myśli? "Oh, on właśnie sobie pomyślał, że za moment wejdzie do sklepu i wypije schłodzone piwko na uboczu. Łapać go, złamał prawo, próbuje się napić!". ;)
"Próba spożycia" to chyba jedynie krótki moment pomiędzy otwarciem PIERWSZEJ butelki/puszki, a przyłożeniem jej do ust. Przynajmniej ja to tak interpretuję.
Chyba nawet kiedyś poruszałem już ten temat? :)
0 0
Pan G-M, jak zwykle na fali krytyki pod adresem władz miasta.
A może najpierw zastanowiłbyś się nie nad ilością sklepów alkoholowych lub " tym i tamtym " tylko nad kulturą narodu polskiego, godną ubolewania i pożałowania, nie tylko w sprawie pijaństwa. Następny temat to flejtuchostwo...
Może być i 1000 sklepów i 2000 met, ale jeśli każdy będzie w porządku wobec siebie i innych, to nie będzie problemu.
Ot, dziki kraj...
0 0
Jakby nawet nie było żadnego sklepu z alko, to ludzie i tak chodziliby nachlani. Mety zbierałyby żniwo. ;)
Alkohol jest dla ludzi. Gorzej, że niestety dotąd nie mamy nabytej wysokiej kultury spożycia. Dotąd zdarza się, że na jakimś piwie z kimś bliskim czy znajomym towarzysze posiedzenia szykują się do... wyrzucenia puszki czy butelki, ot, za krzaki czy do rowu. No jak tak można? W miarę możliwości powstrzymuję takie działania, edukuję, lecz niesie to mizerne efekty. Społeczne przyzwolenie... :/
Długo nie dojrzejemy do takich warunków jak na zachodzie, gdzie otwarte piwo po pracy na ławce w parku nie jest nie jest karane, bo u nas piwo to często albo hałas, albo śmietnisko, albo burdy, albo nachlanie się w opór, albo wszystko razem wzięte. :D