Policja ustala, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy zaniedbanie organizatorów.
Wypadek zdarzył się w Bieszczadach na obozie harcerskim w Dwerniku. Obóz ten zorganizował pabianicki hufiec ZHP. W stanicy było zaledwie 18 harcerzy i 3 instruktorów. W środę przed godz. 13.00 poszli trenować przeprawę przez San. Przeprawiali się na linie rozciągniętej między dwoma drzewami. Jak podała lokalna gazeta Nowiny, podczas zjazdu Michał nagle poderwał nogi do góry, z impetem uderzył w drzewo i spadł.
- Pierwszej pomocy udzielili mu intruktorzy, którzy są po szkoleniach ratowników przedmedycznych - mówi Krzysztof Budziński, komendant pabianickiego hufca. - Szybko znieśli rannego do drogi. Kilka minut później nadleciał śmigłowiec ratunkowy i zabrał go do sanockiego szpitala.
Jeszcze tego samego dnia samochód Urzędu Miejskiego w Pabianicach zawiózł do Krosna rodziców Michała. Wieczorem byli przy łóżku nieprzytomnego syna.
- Wynajęliśmy dla nich prywatną kwaterę blisko szpitala, za którą płacimy - wyjaśnia komendant.
Mama wciąż czuwa przy Michale.
- Najważniejsze, żeby chłopak wyszedł z tego. Wierzymy, że będzie dobrze - ze łzami w oczach mówi komendant Budziński. - Wysłałem na obozy 27 tysięcy dzieci z Pabianic i nigdy nie zdarzył się tak tragiczny wypadek… Aż do zeszłej środy.
Do Dwernika pojechał z Pabianic psycholog. Już rozpoczął terapię z harcerzami, którzy widzieli wypadek Michała.
Sprzęt do przeprawy przez rzekę miał atest bezpieczeństwa. Okoliczności wypadku bada policja z Ustrzyk Dolnych. Ustala, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy zaniedbanie.
W piątek obóz się zakończy. Koledzy Michała wrócą do Pabianic. On zostanie w szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej.
- Nie udzielamy żadnych informacji o stanie zdrowia pacjenta - mówi ordynator oddziału. - To wielki dramat dla rodziny. Tylko oni są upoważnieni do rozmów z prasą. Mama Michała była tu rano. Proszę dzwonić do niej.
Milczy też komendant obozu w Dwerniku - Piotr Binkowski.
- Teraz nie mogę rozmawiać, proszę zadzwonić później - powiedział krótko i wyłączył telefon komórkowy.
Po wypadku instruktorzy ZHP z Pabianic zostali dodatkowo przeszkoleni w zakresie bezpieczeństwa. Przeprowadzili też pogadanki wśród uczestników trwających obozów i kolonii.
- Mają jeszcze bardziej uważać na dzieci, choć zawsze bardzo dbamy o bezpieczeństwo - tak komendant tłumaczy decyzję o dodatkowych szkoleniach. - Dlatego od lat wozimy dzieci pociągami. Bo choć są droższe, to jednak bezpieczniejsze od autokarów.
Wszyscy harcerze są ubezpieczeni.
- To był nieszczęśliwy wypadek - uważa komendant Budziński. - Najpierw sprzęt sprawdzili intruktorzy, potem zjechało dwóch chłopców. Michał był trzeci…
***
Stanica harcerska leży we wsi Dwernik, u podnóża pasma Otrytu nad Sanem. Program dla obozowiczów przewidywał: wycieczkę nad Solinę, przejazd ciuchcią po Bieszczadzkim Parku Narodowym, wycieczki szlakami górskimi, dyskoteki, konkursy, zawody sportowe, gry terenowe, ognisko i... naukę przetrwania w trudnych warunkach.
Komentarze do artykułu: Jak ratowali Michała
Nasi internauci napisali 0 komentarzy