Przed laty, kiedy zdecydował się na przeprowadzkę do domu starców, w naszym mieście nie było dla niego miejsca. Teraz 76–letni mężczyzna mieszka w Domu Pomocy Społecznej w Bełchatowie. Pragnie wrócić do rodzinnego miasta.
– Jestem rodowitym pabianiczaninem. Jak mam być na obcej ziemi pochowany? – żali się.
Życie na walizkach
Bełchatów, ul. Dąbrowskiego 8. Tu stoi Dom Pomocy Społecznej, w którym mieszka pan Longin. Obok jest małe targowisko, na przeciwko szkoła jazdy. Niedaleko stoją bloki. Kilkupiętrowy budynek DPS błyszczy świeżą farbą. Od podwórka budowlańcy nie zdjęli jeszcze rusztowań. Ocieplają ściany. Przed głównym wejściem kilku robotników spawa stalowe pręty. Na ławce siedzi grupka starszych mężczyzn. To pensjonariusze domu.
– Nasz dom istnieje od niedawna – mówi Sylwia Witkowska, dyrektorka DPS–u. – Kiedyś był tu hotel dla górników z kopalni. W grudniu ubiegłego roku władze powiatu utworzyły tu dom pomocy społecznej. Ciągle się urządzamy.
Dom przygotowywany jest na przyjęcie 80 pensjonariuszy. Na razie jest ich 64. Jednym z pierwszych był pan Longin.
– Jest u nas od roku, ale się nie zadomowił. Nie zaprzyjaźnił się z innymi pensjonariuszami. Podobnie było w poprzednich domach – mówi dyrektorka. – Mam wrażenie, że on ciągle „żyje na walizkach”. Cały czas jest w drodze. W drodze do Pabianic.
Pan Longin mieszka w dwuosobowym pokoju na II piętrze. Ma niewiele mebli – dwa łóżka, stolik, trzy krzesełka, szafę na ubrania. Na szafce obok łóżka stoi radio, a na nim fotografia w metalowej ramce. Na zdjęciu młoda para.
– To ja i moja żona – wyjaśnia mężczyzna. – Żona od dawna nie żyje. Zmarła na serce. Na serce umarł też nasz syn. Niedługo po żonie. Miał 40 lat.
Mieszkali w kamienicy przy ul. Kopernika. Longin był robotnikiem, przepracował 40 lat. Najdłużej w Pamoteksie i Tkaninach Technicznych.
Wędrówka po kraju
10 lat po śmierci najbliższych zdecydował się na ostateczny krok. Postanowił zamieszkać w domu starców.
– Byłem sam – wyjaśnia swoją decyzję.– Dokuczali mi sąsiedzi. To było szemrane towarzystwo. Miałem dość.
O miejsce w domu opieki starał się 2 lata. Zawsze były jakieś przeszkody.
– Dyrektor w końcu obiecał mi miejsce, więc sprzedałem meble, telewizor, a nawet łóżko. Wtedy powiedział, że się nie nadaję. Pewnie ktoś mnie ubiegł – wspomina. – Poszedłem do opieki społecznej. Dali mi skierowanie do Końskich. Tylko tam znalazł się dla mnie dach nad głową. Miałem jednak nadzieję, że w końcu zamieszkam w Pabianicach.
Z domu w Końskiem przeniósł się do DPS w Poznańskiem. Tu mieszkał najdłużej. Krótki czas był pensjonariuszem DPS w Chodzieży. Potem była Piła i Tomaszów Mazowiecki. Z Tomaszowa przeniósł się do Bełchatowa. Stąd do Pabianic są już tylko 32 kilometry.
– Od 12 lat nie byłem na grobach rodziców – mówi z żalem pan Longin. – Nie mam zdrowia, ani pieniędzy by pojechać do Pabianic. Wiem, że zlikwidowano grób mojego ojca, bo wygasł termin opłaty. Jeśli teraz i grób matki zlikwidują, to nie wiem co zrobię.
Na zamianę
Starszy pan marzy o pokoju w Domu Pomocy Społecznej w Pabianicach, gdzie od 15 lat mieszka jego siostra. Ma nadzieję, że jego marzenie w końcu się spełni. Pisze rozpaczliwe prośby do władz. Jego list z czerwca urzędnicy ratusza odesłali do Starostwa Powiatowego. Odkąd utworzono powiaty, domy pomocy społecznej podlegają staroście.
Pismo Longina S. trafiło na biurko Hanny Firlej, która w starostwie zajmuje się opieką społeczną.
– Byliśmy w Bełchatowie i rozmawialiśmy z tym panem. Był bardzo zdesperowany – mówi Hanna Firlej. – Postaramy się mu pomóc. W naszym DPS–ie przy ul. Wiejskiej nie ma wolnych miejsc. Być może któryś z pensjonariuszy zechce się zamienić.
Komentarze do artykułu: Chce umrzeć w Pabianicach
Nasi internauci napisali 0 komentarzy