Drzewka będą sadzone w lasku miejskim. Dla tych, którzy zdecydują się przyjechać i pomóc przy sadzonkach sosny, będą przygotowane niezbędne narzędzia. Zbiórka o godzinie 10.00 przy skrzyżowaniu ulic 20 stycznia i Borowej.

Dlaczego las w okolicach Pabianic „znika”?

Na to pytanie odpowiadał niedawno nadleśniczy Michał Falkowski podczas spotkania z mieszkańcami, zorganizowanego pod koniec sierpnia przez radną Renatę Witczak.

Sprawa „znikających” połaci lasu pod Pabianicami ma swoje podłoże w decyzji Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Każde nadleśnictwo działa na bazie obowiązującego przez 10 lat Planu Urządzania Lasu.

- To nie jest tak, że sporządza go sobie leśniczy sam dla siebie i drzewa wycinane są gdzie popadnie - zapewnia Michał Falkowski. - Wszystkie zadania, jakie mamy zrealizować, są w nim szczegółowo opisane i określone. Także to, ile możemy wyciąć.

Sporządzeniem PUL zajmuje się specjalna jednostka o nazwie Biuro Urządzania Lasu. Jej eksperci, tzw. taksatorzy (m.in. ekolodzy, botanicy) prowadzą m.in. prace terenowe i laboratoryjne, służące poznaniu i klasyfikacji gleb danego terenu. Końcowym efektem tych prac jest mapa gleb danego nadleśnictwa.

- Tak, jak rolnik nic nie posadzi na słabym siedlisku, bo mu nie wyrośnie, tak my musimy poznać i zdiagnozować teren, żeby wiedzieć, gdzie i jakie drzewa posadzić i czego spodziewać się na danym terenie – tłumaczy nadleśniczy.

Taksacja odbywa się raz na dekadę. W naszym nadleśnictwie PUL obowiązuje do 2025 roku.

- W użytkach rębnych przez 10 lat możemy wyciąć 561 tys. m3, w tak zwanych użytkach przedrębnych, w cięciach pielęgnacyjnych 314 tys. m3. Mam zrealizować plan dziesięcioletni, więc sumę tych liczb dzielę przez 10 i jeśli nie jest to zakłócone żadnymi szkodami od wiatru, owadów czy gradacjami, po kolei realizuję, według mapy glebowej, ład czasowy i przestrzenny – tłumaczy Falkowski. - Zachwycamy się pięknym starodrzewiem, ale jak się dobrze rozejrzymy, jedno drzewo suche, drugie ma masę wycieków żywicznych, inne rudą koronę, w środku zgnilizna… Jeśli nie wymienimy ich zawczasu na nowe pokolenie, przewrócą się, obsieją naturalnie, a ich miejsca zajmą bukiety odrośli, uniemożliwiające wejście lasu.

Przestarzałe drzewo nie będzie również nadawało się do wykorzystania w przemyśle drzewnym, który daje pracę setkom tysięcy osób w Polsce (w zakładach przetwórstwa drewna około 350 tys. osób, a w branży drzewnej w systemie zleconym ok. 64 tys.).

- W regionie łódzkim z pracą w zasadzie nie ma problemów, ale w niektórych gminach wiejskich na terenie Polski 60 proc. miejsc pracy dają właśnie Lasy Państwowe – podkreślił leśniczy. - Operaty siedliskowe, które mamy, pokazują, że mamy najwięcej nasadzeń z okresu międzywojennego. Zostawienie ich samym sobie spowoduje deprecjację drewna, i co za tym idzie, upadek przemysłu drzewnego.

Czas na młode pokolenie

Najpóźniej pięć lat po wycięciu dojrzałego drzewostanu leśnicy muszą posadzić młode drzewka. Jak tłumaczył Michał Falkowski, na hektar ziemi wkopuje się od 8 do 10 tys. sadzonek (co 80 cm). Do wieku około 100 lat „dożywa” 300-400 sztuk.

- Sadzimy gęsto, aby zniwelować ryzyko hodowlane. Czasami przyjdzie sarna i coś uszczypnie, dziki rozryją ziemię i powyrywają sadzonki lub po prostu sadzonki wyschną przez suszę – opowiadał nadleśniczy.

Gros pracy leśników to pielęgnacja nasadzeń.

- Ta nasza gospodarka leśna jest w pełni wystarczalna. Zbieramy nasiona z lokalnych drzew, łuszczymy je w Grotnikach, w leśnym banku genów. Z tego hodujemy na szkółkach nowe pokolenia drzew. Jednej wiosny wysadzamy w naszym nadleśnictwie około miliona sztuk – wyliczał Falkowski.

Leśniczy podczas spotkania musiał zmierzyć się również z niewygodnymi zarzutami.

- Wycinacie lasy liściaste, a sadzicie sosnę, bo tak się bardziej opłaca! - powiedział nerwowo jeden ze słuchaczy.

- To nieprawda – zaprzeczył. - Owszem, sosna dominuje w naszych okolicach, a w całej Polsce stanowi 70 proc. drzewostanu, ale się to przebudowuje. Wiadomo, że nie posadzimy wszędzie sosny pół na pół z innymi drzewami ze względu na wymagania glebowe. Na starszych „gniazdach” lasku miejskiego rosła sama sosna. Posadzono tu dęby, a w niedalekiej przyszłości zostaną posadzone m.in. modrzewie, klon jawor, lipy czy od drogi brzozy.

Nadleśniczy odniósł się również do zarzutów „ukrywania wycinki”.

- Często słyszymy, że leśnicy specjalnie wycinają „koła” pośrodku lasu. Robi się tak dlatego, że niektóre z gatunków drzew mają swoje wymagania świetlne i na „patelni” by nie wyrosły – tłumaczył. - Pamiętajmy, że drzewa też mają swoją żywotność.