Zamknij

613 kilometrów w 6 dni. To nowy, życiowy rekord Izy Sysio

14:48, 06.10.2023 Aktualizacja: 10:08, 08.10.2023
Skomentuj arch. własne arch. własne

Iza Sysio, księgowa z Urzędu Miejskiego, zaskakuje formą i determinacją. Nie składa broni i podejmuje się nowych wyzwań. To ostatnie sprzed raptem dwóch tygodni zapiera dech w piersiach. Pabianiczanka razem z Piotrem Kardasem i Pawłem Żukiem przebiegła 1786,93 km.

Jak to możliwe? Pokonałaś 613 kilometrów w 6 dni...

- Dałam radę, ale nie obyło się bez przygód. Bardzo dużo przygotowywałam się do tego startu na Węgrzech. Treningi od stycznia układał mi i prowadził Piotr Dragon Kardas i mój mąż Andrzej Sysio, który pracował nad moją motoryką.

Kolejne biegowe marzenie spełnione?

- Zdecydowanie. W ogóle sam fakt, że pojechałam i stanęłam na starcie był dla mnie sukcesem, że wszystko się udało. A to był duży wysiłek nie tylko fizyczny, ale też ogromny wydatek. Same buty, a miałam ich 6 par, sporo kosztowały. Jedna profesjonalna para takiego obuwia to koszt minimum 800 zł, plus skarpetki. Sam start zawodnika kosztował 820 euro, za support też trzeba było niemało zapłacić, bo kolejne 760 euro. Ale mieliśmy do dyspozycji domek, wyżywienie, zapewnioną opiekę medyczną, masaże.

To musiało kosztować też sporo stresu?

- Byłam dobrze przygotowana, ale przed takim wyzwaniem zawsze jest dużo niewiadomych. Po raz pierwszy startowałam w takim biegu. Nie wiedziałam, jak zachowa się moje ciało, czy dam radę psychicznie. Wiele rzeczy mogło po prostu nie pójść tak, jak to zaplanowaliśmy. Stąd spory stres, ale też połączony z ogromną ekscytacją.

Mieliście strategię?

- Owszem. Tym zajął się Paweł. Podzielił dobę na segmenty, 12- i 6-godzinne. Zaczynaliśmy bieg o godz. 12.00, w trasie byliśmy do godz. 17.00, potem godzina odpoczynku. Od 18.00 do 23.00 znowu bieg. Następnie dłuższa przerwa 3-, 4-godzinna na regenerację i sen. To się sprawdzało. W ciągu dwóch pierwszych dób dobrze mi szło i zrobiłam więcej niż wstępnie zaplanowałam. Pierwsze kłopoty pojawiły się jednak na horyzoncie, gdy zaczął rosnąć deficyt snu. Udało mi się zasnąć w pierwszej dobie, a to nie jest takie łatwe, tak po prostu przy takim wysiłku i adrenalinie zasnąć na zawołanie. W drugiej dobie już nie zasnęłam w ogóle. Organizm się zregenerował, bo leżałam, ale oka nie zmrużyłam.

To była zapowiedź kryzysu?

- Niestety, w trzeciej dobie dopadły mnie problemy żołądkowe. To mój słaby punkt. W czasie biegów nie mogę zbyt dużo jeść, czasem w ogóle. Doszedł jeszcze brak snu, ogromne zmęczenie. W tym momencie miałam już na liczniku 400 kilometrów. Rano poczułam się jednak źle, każdy kęs kończył się wymiotami. I tak przez 12 godzin. Nawet gdybym bardzo chciała, nie byłam w stanie wyjść na trasę.

Przez te 12 godzin jednak wypoczęłam, trochę pospałam, więc gdy po takiej przerwie wzięłam jeden, drugi łyk herbaty, zjadłam kanapkę z masłem i poczułam, że nie mam żadnych sensacji, postanowiłam zrobić kółko. Było dobrze, więc pobiegłam drugie i kolejne. Wróciłam na trasę.

Udało się pokonać kolejną granicę...

- Ale było bardzo ciężko. Myślałam, że to koniec, że nie dam rady. Do końca nie miałam pewności, czy w ogóle jestem w stanie przebiec więcej. Ale poszło. Zrobiłam jeszcze 200 kilometrów, bez dramatycznego wysiłku i kłopotów.

Obyło się bez kontuzji?

- Nawet nic mnie nie bolało, ani nogi, ani kręgosłup. Stopy się specjalnie nie poobcierały. Jedyne, z czym walczyłam, to brak snu. Zaczęłam też więcej jeść, jak na mnie to nawet sporo. W ogóle w czasie całej trasy starałam się przestrzegać trzech ciepłych posiłków dziennie i dużo piłam. Cały czas uzupełnialiśmy minerały, witaminy. Wspomagaliśmy się kofeiną i żelami energetycznymi. Od początku biegu starałam się też rozsądnie rozkładać siły. Na trasie były odcinki, gdy trzeba było podbiegać pod górę. Ja wtedy szłam. I w miarę upływu czasu te proporcje pomiędzy truchtem a chodzeniem się zmieniały. Coraz dłużej chodziłam.

Udało się osiągnąć piękny wynik. Jakie były oczekiwania?

- Chcieliśmy przekroczyć granicę 630 kilometrów, bo tyle wynosi rekord Polski na takim odcinku. Do zrealizowania planu zabrakło 27 kilometrów. Trochę żal, ale równie dobrze mogłam po tym kryzysowym dniu w ogóle nie wrócić na trasę. To też niby niewiele, ale jednak aż 3-4 godziny na trasie. Ja i tak jestem szczęśliwa i dumna ze swojego wyniku, że się udało, że tyle przebiegłam. Poprzeczka była wysoko. Pokonałam ponad 600 kilometrów, niemal tyle, ile założyliśmy, a nie potrafiłam uwierzyć, że tyle można, że ja mogę.

Ile par butów wybiegałaś?

- Biegałam jedynie w dwóch parach. Zmieniałam je co 6 godzin. Po prostu były dla mnie najwygodniejsze. Okazało się, że na takiej trasie stopy są znacznie bardziej wymagające. Buty, w których normalnie biegałam i trenowałam, okazały się niewygodne. Miały słabą amortyzację, co bardzo mocno odczuwałam i traciłam komfort. A o stopy trzeba było dbać. W przerwach moczyliśmy je w wodzie z lodem, żeby aż tak nie puchły. Smarowaliśmy je też grubo kremem i zakładaliśmy na to skarpety, żeby zabezpieczyć się przed zatarciami i odparzeniami. Ja dodatkowo moczyłam jeszcze dłonie, bo puchły mi nawet bardziej od stóp.

Pogoda dopisała?

- Oj i to za bardzo. Było upalnie. Przez 6 dni temperatura utrzymywała się w granicach 38 stopni Celsjusza. Tylko jednego dnia przyjemnie popadało, ale potem była bardzo duża wilgotność powietrza, jak woda zaczęła parować. To już takie przyjemne nie było. Dokuczały nam te upały, zwłaszcza, że niemal cały dzień biegaliśmy w pełnym słońcu. Ale nie zamieniłabym tej pogody na chłód i deszcz, przez które musiałam zejść z trasy mojego ostatniego biegu przez 48 godzin.

Kibice dopisali?

- Atmosfera była fantastyczna. My mieliśmy sporą grupę polskich kibiców, którzy akurat wypoczywali w tym miejscu. Przychodzili codziennie, bili nam brawo, krzyczeli, zagrzewali do biegu.

W czasie zawodów wpierał cię mąż, Andrzej Sysio

- Był przy mnie i pomagał przez 6 dni. Bardzo mu dziękuje. A także wszystkim którzy mnie wspierali w jakikolwiek sposób. Chciałabym tutaj wymienić Urząd Miejski w Pabianicach, Rafała Czerwińskiego Salwio, Power Canvas, Stowarzyszenie Sportowe Polskie Ultra, Kamila Balińskiego www.semer.pl, Bartłomieja Plucińskiego, HEROS TEAM.

Kolejne wyzwanie?

- Ten wynik otworzył mi możliwość udziału w takich zawodach praktycznie na całym świecie. Bo nie każdy może sobie w takich biegach startować. Żeby dostać się na listę tych mistrzostw, musiałam przedstawić swoje wcześniejsze sukcesy i udziały w biegach ultra. Oczywiście wymagane było jeszcze zaświadczenie od lekarza, że jestem zdrowa i mogę podjąć się takiego wysiłku.

Jeszcze nie myślałam, co dalej, ale kto wie, może w przyszłym roku znowu wystartuję w tym samym biegu. Za rok będą to mistrzostwa świata z podziałem na kategorie drużynowe męskie i kobiece. Będzie też rywalizacja indywidualna. Teraz drużyny mogły być mieszane i tylko w tej kategorii były puchary.

Podsumowanie EMU 6 day race

5. miejsce indywidualnie, 6. miejsce drużynowo w ramach. 1. miejsce w kategorii K50. W drużynie przebiegnięte 1786,93 km. Biegali przez 6 dni - 144 godziny – 8.640 minut. Litry wylanego potu, wiadra wypitego izotoniku, kawy i coli. Prawie 4.000 kilometrów wybieganych na treningach przed startem.

(Agnieszka Namysł)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%