Podejrzanej o dokonanie zbrodni przy ul. Kilińskiego prokuratura postawiła zarzut zabójstwa. Sąd zastosował areszt tymczasowy, który został kilkukrotnie przedłużony na wniosek prokuratury.

– Czekamy tylko na opinię biegłych psychiatrów i ekspertyzę śladów biologicznych, by przygotować akt oskarżenia w tej sprawie – ujawnia prokurator Monika Piłat, szefowa pabianickiej prokuratury. – Będzie gotowy w sierpniu i wtedy skierujemy go do sądu.

Przypomnijmy.

W sobotę 25 listopada ubiegłego roku, po godzinie 20.00 dyżurny pabianickiej policji odebrał zgłoszenie, że w mieszkaniu przy ulicy Kilińskiego leży martwy mężczyzna. Gdy policjanci pojawili się przy drzwiach, obecna w mieszkaniu 27-letnia kobieta nie chciała ich wpuścić. Twierdziła, że nic się nie stało. Funkcjonariusze weszli na siłę do środka i zobaczyli straszny obraz - liczne ślady krwi i widoczne próby ich zacierania. W łazience policjanci znaleźli martwego mężczyznę. Był to 39-letni konkubent kobiety. Najprawdopodobniej został poraniony nożem w pokoju. Zdołał przedostać się do łazienki, gdzie zmarł.

- Na ciele ofiary było pięć ran kłutych - trzy ciosy zostały zadane w obrębie klatki piersiowej, jedna na głowie, a kolejna na dłoni, co może świadczyć, że mężczyzna próbował się bronić - zrelacjonował prokurator Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy prokuratury Okręgowej w Łodzi.

27-latka została zatrzymana i przesłuchana. Sąd zastosował areszt tymczasowy.

- Kobieta nie przyznała się do winy i w dużej części zasłoniła się niepamięcią - poinformował prokurator Kopania.- Wyjaśnienia podejrzanej były nielogiczne. Nie ma zachowanej tam chronologii wydarzeń.

Przesłuchany został także 45-letni mężczyzna, który feralnego dnia pił alkohol z parą z ul. Kilińskiego. Został on ostatecznie zwolniony do domu, bo jak ustalili śledczy, nie brał udziału w zdarzeniu.

45-letni Adam opowiadał Życiu Pabianic o znajomych. Mówił, że Ada i Marcin byli parą po przejściach. Ona miała dwie córki, a on dwoje dzieci z poprzednich związków. Zamieszkali razem. Jak mówił Adam ”...on dał jej dom. Pracował na myjni, żeby było na mieszkanie, na życie. Starał się. Ona pracowała tylko dorywczo. Wciąż byli razem, chociaż czasem coś w nią wstępowało. Podobno rzucała się na niego z pięściami. Nawet kiedyś szyli mu ranę na głowie. Nie miał z nią łatwego życia”.

Tej feralnej soboty po południu Adam i Marcin spotkali się przed Żabką blisko ich domu. Wypili po setce przed sklepem, a potem z Adą poszli do domu Adama. Wypili razem jeszcze flaszkę wódki i po 18. goście poszli do domu. Wtedy Adam widział Marcina żywego ostatni raz.

Adę spotkał, a raczej słyszał, kiedy „siedział w policyjnym dołku”. Kobietę umieszczono w sąsiedniej celi. 45-latek słyszał jej krzyki, płacz i walenie w drzwi. Opowiadał, że zachowywała się jak oszalała. „To był płacz, walenie w ścianę, w drzwi. Krzyczała: Nie chciałam zabić! Co ja narobiłam!. Byłem przekonany, że coś sobie zrobi”.

39-letniego Marcina pochowano na łódzkim cmentarzu.