W Pabianicach przy ul. Kaplicznej mieści się mała fabryka, której właścicielem jest Szmul Eljasz. Ostatnio wydzierżawił ją niejaki Josef Comber - rzekomo przemysłowiec włókienniczy. Po pewnym czasie Comber wpadł w tarapaty finansowe i przestał płacić za energię elektryczną, którą czerpał z Miejskiego Zakładu Elektrycznego na cele pędne i oświetleniowe. To spowodowało, że zakład elektryczny polecił monterowi Biskupskiemu wyłączyć prąd. W pierwszym rzędzie wyłączono sieć oświetleniową. Wówczas „fabrykant” Comber wpadł na genialny, jego zdaniem, pomysł i spreparował połączenie drutowe, z pomocą którego włączał prąd w porze nocnej, a wyłączał za dnia.

Taki stan trwał przeszło miesiąc, aż pewnego dnia fabrykancik został na tym przychwycony i postawiony przed sąd. Akt oskarżenia zarzucał Joskowi Comberowi kradzież prądu. Comber tłumaczył się, że to wina robotników, którzy na własną rękę, bez jego wiedzy, włączali prąd. Comber został skazany na 7 dni aresztu.

marzec 1934, „Echo”

 

7 dni aresztu za obrazę policjanta

Janina Wlazło, kobieta z Pabianic bez stałego zajęcia i miejsca zamieszkania, podczas wydawaniu chleba ubogim przez Czerwony Krzyż, obraziła słownie posterunkowego policji państwowej – Górkę. Posterunkowy ów nadzorował tłum czekający na jedzenie i zwrócił uwagę Wlazłowej, by się nie awanturowała. Wlazłowa została skazana na tydzień aresztu z zawieszeniem na 3 lata.

kwiecień 1934, „Echo”

 

PTC na… lodzie

Najstarsze towarzystwo sportowe w mieście - Pabianickie Towarzystwo Cyklistów, miało boisko obok parku im. Słowackiego. W urządzenie owego boiska włożono dużo pracy i pieniędzy, teren bowiem trzeba było odwodnić. Poprzedni Magistrat, bez odszkodowania, boisko to zajął na rozszerzenie parku. Byłoby w porządku, gdyby PTC otrzymało od Magistratu nowe boisko lub odszkodowanie. Sądowy proces w tej sprawie zakończył się wygraną PTC. Obecny zarząd miejski, chcąc sprawę zakończyć, przystąpił do urządzenia dla PTC boiska w pięknym parku Wolności, co pociąga za sobą konieczność wyrębu pewnej ilości drzew parkowych i uszczuplenia jego terenu. Takie rozwiązanie sprawy trudno uważać za szczęśliwe.

sierpień 1934, „Republika”

 

Władek „uśmierca” prezydenta

W Pabianicach przed trzema dniami zostały rozklejone klepsydry obwieszczające, że prezydent miasta - Roman Jabłoński, zmarł w 35. roku życia. Okazało się, że klepsydry drukował syn właściciela kina Luna w Pabianicach - Władysław Masicki i to on dla żartu je rozkleił, mimo iż prezydent Jabłoński cieszy się jak najlepszym zdrowiem. Masickiego pociągnięto do odpowiedzialności karnej.

luty 1935, „Orędownik”

 

Zawiadowca siedzi

Przed kilku dniami został aresztowany zawiadowca stacji kolejowej w Pabianicach p. Stefan Westerski, który dopuścił się całego szeregu nadużyć finansowych. Zaznaczyć naloty, że Westerski jest jednym z działaczy „sanacyjnych”, a nawet przez sanację został wybrany na ławnika. Jest też wysoko postawionym w Ochotniczej Straży Pożarnej.

Aresztowanie Westerskiego ma związek z aferami finansowymi na łódzkiej kolei. Wiadomo już, że naczelnicy i zawiadowcy przywłaszczyli sobie setki tysięcy złotych z państwowych kas.

czerwiec 1935, „Orędownik”

 

Pielgrzymka do figurki

Przed kilku laty jedna z miejscowych parafianek ufundowała figurę pod wezwaniem Serca Jezusowego, stojącą obok lasu miejskiego. Do figury tej rokrocznie podąża procesja z Pabianic. W tym roku w niedzielę 30 czerwca po nieszporach wyruszyła procesja z kościoła św. Mateusza z księdzem Chmielewskim i klerykiem Kowalem na czele. Procesja udała się ulicą Warszawską, Rzgowską, następnie polną drogą do figury (na zdjęciu).

Po odprawieniu modłów ksiądz Chmielewski wygłosił piękne kazanie o dobroci Serca Jezusowego. Po półgodzinnym odpoczynku procesja udała się z powrotem do kościoła, z pieśnią na ustach. W procesji wzięło udział około 300 osób. Na specjalną uwagę zasługuje troskliwe dbanie parafian o tę oddaloną od miasta figurę.

lipiec 1935, „Orędownik”

 

Murarze muszą świętować sabat

W związku z wydanym przez władze zarządzeniem o tynkowaniu domów, wielu właścicieli do prac już przystąpiło. Ponieważ w śródmieściu Pabianic było wiele domów odrapanych, a należących do Żydów, nic też dziwnego, że Żydów zagnano do wykonania zarządzenia. Murarze chrześcijanie, najęci przez właścicieli żydowskich, pracują w tygodniu pięć dni, ponieważ w sobotę Żydzi nie pozwolą im na swych domach pracować. Mimo wielkiego oburzenia murarze chrześcijanie zmuszeni są do świętowania razem z Żydami.

czerwiec 1937, „Orędownik”

 

Bo targała nim zazdrość…

Przed sądem odpowiadał winny żonobójstwa 34-letnl Władysław Wielganowicz, robotnik sezonowy, ostatnio trudniący się szewstwem. Oskarżony pobrał się z Heleną Gajdzińską przed 8 laty. Mieszkali w Pabianicach przy ul. Krótkiej 9. W kilka miesięcy po ślubie przyszło na świat dziecko. Oskarżony nie pracował, upijał się, grał w karty i domagał się od żony, która pracowała w fabryce, nie tylko utrzymania, ale i pieniędzy na libacje. Ponadto był chorobliwie zazdrosny, choć ku temu żona powodów nie dawała.

Po licznych awanturach Wielganowiczowa uzyskała separację. Zamieszkała z matką, a mąż - z przyjaciółką, oboje w jednym domu. Zdawało się, że mąż da spokój żonie, zwłaszcza, że zamieszkał z inną. Jednak nadal ją prześladował swą zazdrością. 4 lipca oskarżony wyglądał na schody przez okno mieszkania sąsiadki, by ujrzeć wracającą do domu żonę. Gdy się jej doczekał, wypadł na korytarz i strzelił. Żona padła. Wielganowicz wystrzelił do leżącej jeszcze trzykrotnie, zabijając ją na miejscu. Następnie udał się do komisariatu, gdzie złożył broń. Okazało się, że przed tygodniem żonobójca kupił rewolwer w Łodzi, by właśnie nim pozbawić życia żony.

Oskarżony przyznał się do zbrodni, zaprzeczył jednak, by działał z premedytacją. Podsądny twierdzi, że żona go zdradzała, a teściowa buntowała ją - tym bardziej, że jest kulawy. Świadkowie nie potwierdzili wersji oskarżonego o wiarołomności denatki. Wielganowicz został skazany na 8 lat więzienia.

październik 1937, „Republika”

 

czytaj także: https://www.zyciepabianic.pl/informacje/historia/swawolny-zyzio-z-pabianic-zygmunt-bartkiewicz.html