Żydowski oszust z Pabianic uciekł do Palestyny, a drugiego udało się postawić przed sądem – 86 lat temu pisał dziennik „Echo”. A było tak: Izaak Dawidowicz z bratem założył fabryczkę włókienniczą. Obaj godni siebie wspólnicy robili świetne interesy w ten sposób, że surowce i materiały nabywali na kredyt, natomiast gotowe tkaniny sprzedawali za gotówkę. Zatrudnionym u nich robotnikom wypłacali zarobki na raty. Zawsze byli dłużni pewne kwoty. Kiedy suma długów obu Żydów urosła do zatrważających rozmiarów, a wierzyciele coraz gwałtowniej poczęli się domagać należności, wspólnicy nagle zwinęli interes i ulotnili się. Pokrzywdzonych zostało wiele firm prywatnych, Skarb Państwa - za podatki i robotnicy – za zaległe wypłaty. Policja wytropiła, że Izaak Dawidowicz przeniósł się do Łodzi, a jego brat uciekł w 1934 roku do Palestyny. Oszukańczego fabrykanta postawiono przed Sąd Grodzki, który skazał go surowo - na 6 miesięcy więzienia.
„Echo”, grudzień 1934
Zwyrodnialcy
Dwaj młodzi przyjaciele: Marian T., lat 17, zamieszkały przy ulicy Szpitalnej i Tadeusz G., lat 17, zamieszkały przy ul. Jakóba (dziś Arkuszyńskiego), usiłowali dokonać gwałtu na Franciszce – dziewczynie niedorozwiniętej umysłowo, która w skraju ulicy Tuszyńskiej (dziś Piotra Skargi) pasła krowę. Na krzyk ofiary, młodzi zwyrodnialcy usiłowali uciec. Jednak zauważyli ich ludzie i zostali oddani w ręce władz policyjnych.
„Echo”, czerwiec 1934
Kto to wszystko zjadł?
Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo opiekuje się stale 31 rodzinami z Pabianic, przeważnie starcami i wdowami. Rodziny te dostają bony żywnościowe, a w roku ubiegłym urządzono im sutą gwiazdkę i święcone. Stowarzyszenie prowadzi też przedszkole w domu katolickim. Uczęszcza tam 80 dzieci, z których tylko znikoma część płaci, a wszystkie otrzymują opiekę oraz obiady i podwieczorki. Z kolei w prowadzonej przez panie Herbaciarni Ludowej wydaje się porcje zupy lub herbaty oraz ćwierć kg chleba dla każdego, kto głodny. W ciągu roku wydano 34 tysiące 125 porcji. Wczoraj wybrano nowy zarząd stowarzyszenia w osobach: pani Bolechowskiej - przewodnicząca, pani Bartnickiej - wiceprzewodnicząca, pani Kasperkiewiczowej - skarbniczka, pani Tuve - zarządzająca przedszkolem oraz księdza Leopolda Petrzyka - patron.
„Republika”, kwiecień 1933
Wsypa z odważnikami
We wszystkich sklepach ze sprzedażą artykułów pierwszej potrzeby komisja kontrolna przeprowadza sprawdzanie wag i odważników. W wyniku lustracji pociągnięci zostali do odpowiedzialności karnej ci kupcy, którzy używali w handlu odważniki z wygasłą cechą: Helena Sadowska z Karniszewic, Magdalena Piesik z Warszawskiej 16, Abraham Urbach ze św. Jana 7 i Helena Sobczak z Leśnej 30.
„Echo”, maj 1935
Tragiczny wyścig
Podczas wyścigu kolarskiego o mistrzostwo Pabianic doszło do wypadku. Obserwujący zawody prezes pabianickiego klubu sportowego Orlę, Stanisław Pawłowski, spadł w biegu z półciężarowego auta firmy Krusche i Ender. Pawłowski runął na kamienną jezdnię i zabił się na miejscu. Wyścig zgromadził na starcie 27 zawodników z następujących klubów: PTC , Orlę, Kruschender i Sokół oraz dużo publiczności. Trasa biegła z Pabianic do Łasku, Wadlewa, Woli Kamockiej i z powrotem do Pabianic (100 km). Na granicy powiatów łaskiego i piotrkowskiego nieznani osobnicy rozsypali na szosie pluskiewki i gwoździe malarskie, od których wielu kolarzy poprzebijało gumy. Zmusiło to niektórych uczestników do wycofania się z wyścigu. Dochodzenie prowadzi policja. Z biegu odpadło 16 zawodników, a bieg ukończyło tylko 11. Jako pierwszy wpadł na metę przy parku Wolności Roman Cieśliński (PTC).
„Echo”, wrzesień 1934
Do aresztu za… trzaśniecie drzwiami
Przed Sądem Grodzkim w Pabianicach stanął mieszkaniec miasta Leon Filipczyński (Kamienna 25) i otrzymał wyrok skazujący. Niezadowolony z wyroku sądowego Filipczyński wychodząc z lokalu sądu w złości trzasnął drzwiami. Za czyn ten wymieniony po raz wtóry stanął przed Sądem Grodzkim, który tym razem skazał go na miesiąc aresztu z zawieszeniem na 2 lata.
„Echo”, kwiecień 1937
Z buhajem nie było żartów
78-letni pastuch Ignacy Błoch, zamieszkały w Pabianicach przy ul. Kariszewskiej 4, wyprowadził wczoraj, jak zwykle, stado bydła w pole. Gwoli bezpieczeństwa postanowił spętać młodego buhaja. Gdy się jednak zbliżył do niego ze sznurem, buhaj zaatakował starego pastucha, przewrócił go i rozpruł mu rogiem brzuch. Na krzyk nieszczęśliwego nadbiegli sąsiedzi, którzy obezwładnili rozjuszane zwierzę. Błocha przewieziono do szpitala. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej pastuch zmarł.
„Republika”, kwiecień 1938
Pościg jak w Chicago
W Szkole Powszechnej nr 5 przy ul. Zamkowej 69 sprawcy w porze nocnej skradli radioaparat oraz pomarańcze i cukierki - łącznej wartości 440 zł. Powiadomiona o tym policja rychło znalazła się na śladach złodziei, którzy wsiedli do tramwaju, z zamiarem ucieczki do Łodzi. Funkcjonariusze policji pabianickiej niezwłocznie wsiedli do auta i dogonili tramwaj na przystanku daleko za miastem. Tramwaj został zatrzymany, a jadących nim złodziei aresztowano - po odebraniu im łupu.
„Echo”, maj 1939
Komentarze do artykułu: Policja miała wtedy co robić. HISTORIA
Nasi internauci napisali 1 komentarzy
komentarz dodano: 2020-12-06 12:48:36