„Jeśli doświadczenia na trupach zakończą się sukcesem, doktor Aleksy Połoński może stać się najbogatszym człowiekiem świata” – spekulowała prasa.
Jesienią 1930 roku do Pabianic zjechali reporterzy z Łodzi, Warszawy, Lwowa i Krakowa. Wkrótce pojawili się też wysłannicy gazet zagranicznych - z Berlina, Pragi i Wiednia. Ci ostatni sprowadzili zawodowych fotografów. Napotkanych pabianiczan przybysze rozpytywali o pracownię i laboratorium fizjologiczne doktora Aleksego Połońskiego. „Lekarz ten jest bliski ożywiania przedwcześnie umarłych ludzi” – donosiły gazety. „W laboratorium doktora Aleksego serce nieżywego człowieka znowu zaczyna normalnie bić, płuca wciągają powietrze, krew zaś krąży po całym ciele, jak przed śmiercią”.
Nad Dobrzynką mało kto nie znał doktora Aleksego. Połoński - weterynarz ze Starego Miasta, zajmował się tutaj leczeniem koni furmanów i dorożkarzy. Badał też mięso po uboju, sprawdzając czy świńskie, krowie i owcze mięso pochodzi od zwierząt zdrowych.
Po pracy udzielał się w pabianickim oddziale Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (był jego wiceprezesem) przy ulicy Kościuszki 10. Zatrudnił się również w prosektorium i mozolnie kompletował pracownię z laboratorium fizjologicznym. Na nowoczesne laboratorium doktor wydał wszystkie swe oszczędności.
Drogo kosztowała zwłaszcza aparatura do podtrzymywania krążenia krwi, lodówka i elektryczna aparatura. Pierwszymi „pacjentami” w laboratorium Połońskiego były zdechłe koty i świnki morskie. Z pomocą pomp powietrza, dożylnie wstrzykiwanych płynów i elektrycznych wstrząsów weterynarz próbował ożywić zwierzęta. Doktor Aleksy robił też doświadczenia na świńskich sercach. Jeszcze ciepłe serca ubitych przed chwilą zwierząt kupował w rzeźni miejskiej przy ulicy Japońskiej (dziś ul. Żwirki i Wigury).
Niewielu pabianiczan wiedziało o niezwykłych pracach weterynarza Połońskiego.
Wiedział o nich doktor Witold Eichler – naczelny lekarz Kasy Chorych, lecz był przeciwny. Eichler uważał, że weterynarz ze Starego Miasta nie ma ani dostatecznej wiedzy, ani medycznych kwalifikacji, by podejmować się tak skomplikowanych eksperymentów. Połoński bardzo szanował Witolda Eichlera, na uroczystości 25-lecia jego lekarskiej działalności wygłosił piękny odczyt. Mimo to swych eksperymentów nie przerwał.
Wiosną 1930 roku Aleksy Połoński przeprowadził pierwsze doświadczenia na zmarłych ludziach. Doktorowi Eichlerowi miał tłumaczyć, że robi to na prośby i błagania krewnych nieboszczyków – święcie wierzących w zmartwychwstanie ukochanego dziecka, matki czy ojca. W październiku 1930 roku sekret weterynarza Połońskiego ujrzał światło dzienne. Wtedy to dziennik „Ilustrowana Republika” napisał: „W Pabianicach trwają próby ożywienia zmarłych”. No i zaczęło się! Gazety chciały mieć najnowsze wieści z Pabianic.
Cudotwórca czy szarlatan?
„Ilustrowana Republika” informowała, że: „W związku z wielokrotnymi próbami czynionymi przez uczonych rosyjskich, mającymi na celu przywrócenie do życia zmarłych, dowiadujemy się, iż podobne doświadczenia czynione są w pobliżu Łodzi, a mianowicie w laboratorium fizjologicznym lekarza weterynarii Aleksego Połońskiego w Pabianicach.
Doświadczenia te polegają na konstruowaniu oryginalnej aparatury, mającej na celu spowodowanie czynności zamarłego serca, ożywienie płuc i pobudzenie do życia nerwów.
Doktor Połoński swoje obserwacje, badania i doświadczenia nad istotą mechanizmu żywego i martwego organizmu zwierzęcego i ludzkiego wprowadził już w czasie wojny, a ponadto również w prosektoriach, szpitalach i rzeźniach. Jak dotąd dociekania Aleksego Połońskiego doprowadziły do wniosków, pozwalających mieć nadzieję, iż ożywienie ludzi zmarłych, np. na skutek paraliżu serca, jest do osiągnięcia. Szczególnie, jeśli zabiegi zostaną zastosowane w ciągu pierwszych sześciu godzin od chwili śmierci, albowiem później następuje stężenie i proces gnilny”.
Nie wszystkie gazety piały z zachwytu. W poważnych dziennikach pojawiły się wątpliwości, czy prowincjonalny weterynarz z Pabianic może dokonać więcej niż utytułowani naukowcy z klinik w Wiedniu i Berlinie, od lat pracujący nad przywracaniem akcji serca. Połońskiemu zarzucano również, że nie ma prawa „wyręczać Boga”.
Będzie miliarderem?
W prasie toczyły się spekulacje, ile pieniędzy zarobi „cudotwórca z Pabianic”, jeśli będzie potrafił wskrzeszać zmarłych. Dziennik „Echo” pisał: „Rewelacyjne doświadczenia pabianickiego weterynarza przyniosłyby przewrót w dotychczasowych pojęciach o śmiertelności chorób. Jest bardzo prawdopodobne, iż z doktora Połońskiego uczyniłyby najbogatszego człowieka na świecie”.
Śladem pełnych nadziei wieści znad Dobrzynki szły depesze adresowane do doktora Aleksego. Słali je zamożni Polacy, Niemcy, Austriacy, Szwajcarzy i Francuzi, opłakujący śmierć najbliższych. Za ożywienie zmarłych przed chwilą krewnych, nadawcy owych depesz obiecywali Połońskiemu fortuny.
Kilka tygodni później laboratorium na Starym Mieście obejrzała grupa ekspertów – wybitnych lekarzy z Warszawy i Wiednia. Jak napisano w protokole z wyzytacji, doktor Aleksy Połoński niechętnie dzielił się swymi doświadczeniami w ożywianiu zwierząt i ludzi. Wkrótce dziennik „Echo” opublikował na pierwszej stronie zdjęcie opatrzone podpisem: „Laboratorium doktora Połońskiego w Pabianicach, w którym dokonywane są próby przywracania do życia martwych kotów i świnek morskich. Fachowcy lekarze, wobec rzekomych sukcesów na tym polu, zachowują się sceptycznie. Według nich, może tu chodzić jedynie o wypadki tzw. śmierci pozornej. W tych wypadkach działa zastrzyk adrenaliny w serce, jak to udowodniły badania w klinice wiedeńskiej”.
Aleksy Połoński zamknął swą pracownię. Wrócił do zajęć w przychodni weterynaryjnej i Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami.
Komentarze do artykułu: Jak doktor z Pabianic zmarłych ożywiał
Nasi internauci napisali 0 komentarzy