Gdy wdowa po powszechnie szanowanym nad Dobrzynką Hanochu Wigdorowiczu poszła złożyć kwiaty na świeżej mogile, omal nie zemdlała z wrażenia. Zaledwie kilka tygodni po pogrzebie ktoś zbezcześcił grób jej męża, usytuowany w honorowej części żydowskiego cmentarza.

Oburzona Pesa Wigdorowicz natychmiast wniosła sprawę do prokuratora, pisząc: „Grób otoczony został z trzech stron murowanym ogrodzeniem, z czwartej zaś strony, sąsiadującej z grobem trzech ortodoksów - murem wysokości dwóch i pół metra i głębokości dwóch metrów. W ten sposób grób Hanocha Wigdorowicza – jednego z najwybitniejszych obywateli pabianickich, sędziego pokoju, prezesa licznych towarzystw filantropijnych, prezesa Gminy Wyznaniowej żydowskiej, został jakby odseparowany od całego cmentarza i robi teraz wrażenie mogiły wyrzutka społeczeństwa”.

Prokurator Grzegorzewski wnikliwie zbadał skargę. Najpierw zauważył, że wysoki mur odgrodził mogiłę sędziego pokoju od także świeżego grobu niejakiego Sytnera – pabianickiego Żyda znanego z fanatyzmu religijnego. Mur miał też „odseparować” grób sędziego od znacznie starszych mogił ortodoksów: Goldringa i Joskowicza – sympatyków fanatyka Sytnera.

„Ponadto mur został wpuszczony w ziemię na samej mogile i - jak się okazało - naruszył oraz uszkodził zwłoki” – pisał dziennik „Republika”. „Urząd prokuratorski, który niewątpliwie po raz pierwszy spotkał się z tak niesamowitą i makabryczną sprawą - wszczął śledztwo. Przesłuchał kilkudziesięciu świadków i po zbadaniu istoty skargi wdowy po Hanochu Wigdorowiczu uznał jej słuszność niemal w całej rozciągłości”.

Rozpoczęły się przesłuchania podejrzanych - zwłaszcza rodzin Joskowiczów, Sytnerów i Frochmanów. Wszyscy wezwani do prokuratury zgodnie tłumaczyli, że hańbą jest pochować krewnych koło grobu radnego Wigdorowicza – człowieka mało religijnego, zwaśnionego z pabianickim rabinem Alterem. Tocząc liczne spory  także z Gminą Wyznaniową żydowską, radny Wigdorowicz mocno się naraził tutejszym ortodoksom.

Fortuna za mogiłę

Dziennik „Echo” pisał: „Po jego śmierci, rodzina zwróciła się do Gminy Wyznaniowej z prośbą o sprzedanie placu na cmentarzu żydowskim dla pochowania na nim zwłok zmarłego. W tym czasie, na skutek niesnasek i nieporozumień w łonie Gminy, starosta powiatowy mianował komisarza, który niezwłocznie objął urzędowanie, zwalniając ze stanowisk zarząd Gminy. Komisarzem mianowany został krawiec pabjanicki Uszer Sztern, zamieszkały przy ul. Zamkowej 15, będący zwolennikiem rabina Altera, o przekonaniach ortodoksyjnych.

Komisarz Sztern zażądał od rodziny zmarłego Wigdorowicza za plac na cmentarzu żydowskim nieproporcjonalnie wysoką sumę 2.000 dolarów amerykańskich – to jest wówczas około 18.000 złotych, podczas gdy normalna cena za plac wynosiła około 500 zł. Nie pomogły prośby i groźby wdowy. Gmina odmówiła udzielenia zezwolenia na pochowanie Wigdorowicza, o ile rodzina nie zapłaci żądanej sumy. Ponieważ spór się przedłużał, a zwłoki nie mogły leżeć w domu ze względu na zbliżające się święta żydowskie, rodzina pochowała zmarłego bez zezwolenia Gminy, przy pomocy syjonistów pabianickich.

Po pewnym czasie na cmentarz żydowski przybyli dwaj bracia: Josek i Jakób Joskowiczowie - ortodoksi, którzy przekopali rów pomiędzy zwłokami Wigdorowicza a zwłokami jakiegoś swego członka rodziny i postawili mur oddzielający zwłoki zmarłych. Joskowiczowie nic chcieli, aby ich zmarły krewny stykał się po śmierci z bezbożnikiem, za jakiego uważali Wigdorowicza.

Kopiąc rów, Joskowiczowie naruszyli zwłoki Wigdorowicza, przesuwając je o kilka centymetrów. W czynności tej pomagał im kamieniarz żydowski Symcha Grosglik oraz Rywen Frohmann”.

W lipcu 1933 roku prokurator złożył w sądzie akt oskarżenia Joska Joskowicza, Jakóba Abrahama Joskowicza i Rywena Frohmanna - krewnym zmarłych ortodoksów. Zarzucał im „zbezczeszczenie zwłok i miejsca spoczynku Henocha Wigdorowicza, przez rozkopanie tego grobu i potrącenie ciała zmarłego”. W ławie oskarżonych usiadł też kamieniarz Symcha Grosglik, który własnoręcznie (za pieniądze fanatyków religijnych) bezprawnie stawiał mur na cmentarzu.

Josek zwiał

„Jutro przed sądem grodzkim w Pabjanicach odbędzie się sprawa, rzucająca jaskrawe światło na fanatyzm i zacofanie niektórych sfer. Jak twierdzą znawcy stosunków żydowskich, podobnej sprawy nie notują kroniki od kilkuset lat” – pisał dziennik „Republika”. „Powództwo cywilne w imieniu wdowy p. Wigdorowicz wnosi adwokat Landau i dr. Teitelbaum-Thon. Obronę oskarżonych podejmie adwokat Rafał Kompner”. Wdowa (jako oskarżycielka posiłkowa) domagała się zniesienia muru wokół grobu męża i ukarania winnych tego przestępstwa.

Na rozprawę do Pabianic Sąd Grodzki wezwał łódzkiego rzeczoznawcę do spraw żydowskich.

Ekspert zeznawał przez niemal cztery godziny. Następnie zeznawali oskarżeni. Późnym wieczorem sąd skazał kamieniarza Symchę Grosglika na 2 miesiące aresztu, 56-letniego Jakóba Abrama Joskowicza na miesiąc aresztu, a Rywena Frohmana uniewinnił.

Josek Joskowicz nie stawił się na procesie. Prokurator Grzegorzewski podejrzewał, że oskarżony uciekł z Pabianic do Palestyny. Jego sprawa została wyłączona.