W 1937 roku pabianiczanie chodzili po leki do czterech aptek i siedmiu składów aptecznych (bardziej przypominających drogerie z mydłem, pachnidłami i szczotkami do włosów). Księga adresowa województwa łódzkiego podaje, że apteki nad Dobrzynką prowadzili wówczas farmaceuci: Bronisław Połubiński, Irena Figler, Jan Bolechowski i Aleksander Kotynia.
Obok nazwisk aptekarzy w księdze adresowej wydrukowano nazwiska tutejszych lekarzy. Dwa lata przed wybuchem drugiej wojny światowej w Pabianicach przyjmowali doktorzy: Mieczysław Bibrowski (ul. Zamkowa 7), Zachariasz Borkowski (Kopernika 9), Ignacy Broniewski (Zamkowa 7), Witold Eichler (Pułaskiego 21), Mieczysław Jaworski (Zamkowa 28), Stefan Manitius (św. Rocha 19), Tadeusz Mayer (Warszawska 2), Milena Piotrowska (Zamkowa 7), Walenty Piotrowski (Zamkowa 7), Józef Seidner (Południowa 11), Seweryn Schenker (św. Rocha 3), Regina Szapocznikowa (Narutowicza 4), Józef Szulc (Gdańska 6), Zdzisław Świder (Poprzeczna 11), Weronika Tymieniecka (Warszawska 43).
Najstarsza pabianicka apteka liczyła sobie wówczas 77 lat. W kamienicy przy ulicy Zamkowej 19 na Nowym Mieście otworzył ją w czerwcu 1860 roku Fryderyk Cylski – legitymujący się rosyjskim dyplomem farmaceuty. Cylski uchodził za dużego spryciarza, gdyż tylko jemu udało się wystarać o zezwolenie na otwarcie apteki, wystawione przez urzędującą w Piotrkowie Trybunalskim carską Komisję Rządową Spraw Wewnętrznych i Duchownych. A próbowało tego dokonać co najmniej sześciu pabianiczan.
Otwarcie pierwszej apteki było uroczyste, z udziałem burmistrza Pabianic, Aleksandra Bartkiewicza (rządził miastem w latach 1838-1864) – powstańca listopadowego. Burmistrz wygłosił krótkie przemówienie, a aptekarz Cylski poczęstował klientów „dość smaczną miksturą miętową”.
Dwa miesiące później burmistrz w towarzystwie aptekarza Fryderyka Cylskiego urządził „nalot” na sklepy korzenne w Pabianicach. Powodem były skargi mieszkańców, którym nieuczciwi sklepikarze sprzedali podrobiony cynamon, imbir, pieprz i szafran. Farmaceuta sprawdzał zawartość każdego słoika.
Wcześniej po lekarstwa trzeba było chodzić do Łodzi (tramwaje i pociągi jeszcze nie kursowały), gdyż łódzcy aptekarze długo nie zgadzali się na otwarcie choćby jednej apteki w Pabianicach. Powód? Pieniądze. Obawiając się spadku swych dochodów, łodzianie blokowali wydawanie pozwoleń na apteki w Pabianicach. Przegrał z nimi m.in. Fryderyk Muller - niemiecki farmaceuta, który w 1852 roku bezskutecznie wystąpił do władz o koncesję na prowadzenie sprzedaży leków dla pabianiczan.
Piesze wyprawy po lekarstwa trwały przeważnie cały dzień. Jeśli kilku chorych umiało się dogadać, wynajmowali furmankę z woźnicą. Do Łodzi po leki wysyłano też dzieci.
Aptekarz strażakiem
Po Fryderyku Cylskim aptekę przy Zamkowej 19 prowadził (od 1892 roku) prowizor farmacji Jan Bobakowski, przybysz z Warszawy. Szesnaście lat później dobrze prosperująca firma przeszła w ręce farmaceuty z dyplomem Uniwersytetu Warszawskiego - Stanisława Szydłowskiego, który wcześniej prowadził apteki w Częstochowie, Łodzi i Rzgowie. Wspólnikiem Szydłowskiego został pabianicaznin, 47-letni Kazimierz Pączkiewicz, słynący ze znakomitego nosa do interesów.
Pączkiewicz nie skąpił grosza na cele społeczne. Angażował się w budowanie kościoła Najświętszej Marii Panny, zasiadał w komisji rewizyjnej Polskiej Macierzy Szkolnej i zarządzie tutejszego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności. Miał udziały w bankach i towarzystwach pożyczkowych, piastował funkcję zastępcy komendanta Ochotniczej Straży Pożarnej w Pabianicach.
Aptekę przy Zamkowej 19 Kazimierz Pączkiewicz prowadził do 1916 roku, gdy nagle zmarł.
Po pogrzebie seniora firma przeszła w ręce syna, 32-letniego Edwarda, który roztropnie za tatowe pieniądze został wykształcony na magistra farmacji. Edward także udzielał się w straży ogniowej i także przedwcześnie zmarł (w 1934 roku). „Pogrzeb komendanta Edwarda Pączkiewicza stał się olbrzymią manifestacją ludności. Pochód za trumną ciągnął się kilometr bez mała” – pisały gazety.
Okoliczności śmierci komendanta i aptekarza relacjonowała „Republika” z 16 września 1934 roku: „Magister farmacji Edward Pączkiewicz, który przez wiele lat pełnił obowiązki komendanta straży ogniowej, zmarł na skutek spóźnionej operacji wyrostka robaczkowego. Przed chorym nie ukrywano jego stanu. Pączkiewicz, świadomy, że ma lada chwilę umrzeć, polecił natychmiast sprowadzić księdza oraz długoletnią swoją współpracowniczkę, Martę Missalównę, z którą był zaręczony i polecił księdzu udzielić im ślubu. Konał już w chwili ceremoniału ślubnego. W tym tragicznym momencie, narzeczona mdlała kilkakrotnie. Po chwili, gdy ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, Pączkiewicz zmarł”. Aptekę poprowadzili krewni.
Numer dwa w Pabianicach
Drugą aptekę nad Dobrzynką założył Jan Romuald Pasierbiński. Udało się to dopiero przed Bożym Narodzeniem w 1896 roku, gdy dostał zezwolenie władz guberni. Dyplomowany prowizor farmacji Pasierbiński wynajął pomieszczenie przy Starym Rynku 10, gdzie wcześniej był sklep kolonialny Candrowiczów. Na zapleczu urządził małe laboratorium, w którym mieszał składniki leków zapisanych przez doktorów.
Oprócz mikstur i proszków aptekarz Pasierbiński sprzedawał leczniczą wodę mineralną, przywożoną do Pabianic w beczkach z Ciechocinka, Inowrocławia, Kudowy i Podkarpacia. Po wodę mineralną chodziło się do apteki z bańką.
Pod koniec XIX wieku nad Dobrzynką założono pierwsze składy apteczne. Skład z mydłem do golenia, cukierkami na kaszel, miksturami na nadkwasotę i farbami uruchomił w 1892 roku aptekarz Kazimierz Pączkiewicz przy Starym Rynku 5. Wodą kolońską i perfumami handlował skład apteczny Jana Kasperskiego przy ul. Zamkowej 5. Były w nim również mydła toaletowe i do golenia, pudry, środki do czyszczenia twarzy i farby do włosów.
(koniec części 1.)
Komentarze do artykułu: Dokąd nasi dziadkowie chodzili po leki HISTORIA
Ten artykuł ma wyłączoną opcję komentarzy