Jerzy Mrugasiewicz był jednym z pierwszych w Polsce hodowców strusi. Drób z rozmiarze XXL miał być szansą dla naszego rolnictwa. Jednak mało kogo było stać na tak drogie mięso. Widok strusia w zagrodzie na polu przestał już dziwić. Moda na hodowanie wielkich ptaków kwitła u nas przez ponad 10 lat. Strusie fermy wyrastały jak grzyby po deszczu. Ptaki z Afryki kupowali rolnicy, marząc o szybkim i dobrym zarobku.
Jerzy Mrugasiewicz z Dobronia był jednym z pierwszych w Polsce hodowców strusi. Przed laty, gdy moda na te ptaki sięgnęła szczytu, w sezonie sprzedawał 250 młodych. Kupowali je hodowcy w całym kraju.
Przed laty duży ptak kosztował 6.000 zł. Pan Jerzy miał wtedy po 4-5 rodzin składających się z samca i dwóch, trzech samic.
- Nie było problemów ze zbytem – opowiada hodowca. - Problem zrobił się po kilku latach, gdy strusie dorastały w hodowlach i nie było z nimi co robić. Brakowało specjalnie przystosowanych ubojni. Mięso strusia nie przyjęło się też na naszym rynku, bo jest za drogie.
Strusie jednak złotych jajek nie znoszą i aż takich kokosów hodowcy na nich nie zbijali. Obecnie cena jednego strusia to 1.500 zł.
- Ale to nadal dobry interes - zapewnia pan Jerzy. - Każda ilość mięsa idzie na eksport.
Walory smakowe strusiny doceniają przede wszystkim importerzy z zachodniej Europy. Bo to rarytas na ich kieszeń. Kilogram mięsa z nogi strusia kosztuje 70 zł. A ze 100-kilogramowego ptaka są raptem 22-23 kilogramy takiego mięsa. W silnie umięśnionych nogach jest go 9 gatunków. Strusie nie mają piersi, bo nie latają.
- W tym miejscu mają sam mostek i skórę – mówi pan Jerzy. - A kolejne 10 kilogramów mięsa to różne skrawki pochodzące z całego ciała. Nadają się one tylko na kiełbasy.
A mięso jest szczególne, bo bez cholesterolu. Tego zapychacza naszych żył nie ma też w strusich jajach.
Z jajkami jest jednak inny problem. Jedno waży od 1,4 do 2 kg. Żeby ugotować je na twardo, potrzeba aż półtorej godziny. Zawartość grubej skorupki odpowiada 30 jajom kurzym. Cena też nie jest niska, bo za strusie jajo trzeba zapłacić 50 zł.
Jajecznicą z jednego jaja naje się cała rodzina. A jak smakuje?
- Gdyby jej nie przyprawiać i usmażyć jedynie na maśle, to jest znacznie delikatniejsza od jajecznicy z kurzych jaj – zapewnia pan Jerzy.
W sezonie od kwietnia do późnej jesieni samice znoszą jaja.
Średnio po 40 do 50. Ale trzeba im je podbierać.
- Bo inaczej przestają nieść – mówi hodowca. - Miałem rekordzistkę, która znosiła 90 jaj. Takie wyniki to też zasługa specjalnej paszy. Strusie dziennie zjadają jej do 3 kilogramów.
Strusie w niewoli nie są też dobrymi rodzicami. Zupełnie zatraciły rodzicielskie instynkty.
- Nie wysiadują jaj, znoszą i porzucają je – mówi pan Jerzy. - Trzeba je im podbierać i wkładać do inkubatorów.
Ale za to bez większych zgrzytów przyzwyczaiły się do naszego klimatu.
- Zima im niestraszna. Cały rok wychodzą na swój wybieg – opowiada gospodarz. - Mrozy czy śnieg im nie przeszkadzają.
W gospodarstwie pana Jerzego nie ma już wielkiej hodowli tych ptaków. Po zagrodzie chodzą dwa strusie. Ciemno ubarwiony samiec i szara samica. Maja po 5 lat i urodziły się na fermie w Przygoniu. Te potężne afrykańskie ptaki są już jedynie atrakcją gospodarstwa agroturystycznego, w którym pan Jerzy zrobił mini zoo.
- Trzy lata temu zrezygnowałem z prowadzenia strusiej fermy – opowiada. - Ta para ptaków została u mnie, żeby zwiedzający mogli z bliska zobaczyć strusia.
A jest co oglądać. Strusie afrykańskie to największe i najcięższe żyjące ptaki. Ich waga może dojść do ponad 100 kilogramów. Mierzą nawet 250 cm. Mają dobry wzrok. Struś na też największe oczy z wszystkich kręgowców lądowych (5 cm średnicy). Nie fruwa, ale jest rekordzistą w bieganiu. Może pędzić z prędkością 72-96 kilometrów na godzinę, a podczas biegu stawia kroki o długości 3,5 metra.
Struś jednak rozumem nie grzeszy.
- Mózg ma mniejszy od oka – mówi hodowca. - Specjalnie też nie zżywa się z opiekunami, nie przychodzi wołany po imieniu.
Ze strusiami nie ma żartów. Potrafią solidnie dokopać. Długie, silnie umięśnione nogi i dwa kopytkowate palce u nóg (większy opatrzony pazurem) to potężna broń. Gdy czuje się zagrożony, struś nie zawaha się ich użyć. Kopie, ile sił w nogach.
- Zwłaszcza w okresie godowym i gdy samica składa jaja – dodaje pan Jerzy. - Wtedy samce bronią gniazda.
Pan Jerzy hoduje zwierzęta od 36 lat. Zaczynał od owiec. Miał 200 samic. W sezonie stado liczyło nawet 500 sztuk. Potem były gęsi, nutrie, no i strusie.
Teraz przyszedł czas na mniejsze ptaki. Jest ich około 50 gatunków z całego świata. W wolierach na terenie mini zoo latają egzotyczni mieszkańcy: szpaki balijskie, błyszczaki trójbarwne, turako białouche, turaki buffonii.
- To tak zwane miękkojady – dodaje. - Jedzą owoce i owady. Ich hodowla to już wyższa szkoła jazdy. Trzeba sporo o nich wiedzieć.
W mini zoo hodowca osiągnął spore sukcesy. Wiele ptaków, które bardzo trudno rozmnożyć w niewoli, u niego wychowuje pisklęta.
- Błyszczaki na przykład rozmnażają się tylko w zoo w Toruniu i u mnie – mówi z dumą hodowca.
Te ptaki są u nas rzadkie i drogie, nawet dwa, trzy razy droższe od potężnego strusia. Ceny niektórych dochodzą do 6-7 tys. zł.
- Teraz chcę zająć się ich hodowlą – mówi pan Jerzy. - To dla mnie nowe i duże wyzwanie.
W mino zoo w pana Jerzego można też przyjrzeć się najmniejszym na świecie australijskim kangurom z gatunku Walabia Bennetta. Obok strusi mieszka polski konik Alf i para kóz afrykańskich. Oczkiem w głowie pana Jerzego jest jednak papuga złotoczuba o imieniu Kukuś.
Kukuś na widok swojego właściciela i gości wita wszystkich głośnym „dzień dobry”.
- Jest u mnie 4 lata, a ma 7 lat – opowiada pan Jerzy. - Przywiozłem go z Łotwy. Już mówił, ale nie po polsku. Trochę brakuje mi czasu, żeby pouczyć go naszego języka.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz