Miłe złego początki. Prowadziliśmy już 3:1 (gole Mariusza Kuśmierczyka, Kacpra Kozaka i Jakuba Tadysiaka), ale po pięciu minutach było już 4:4. Po karnym Kuśmierczyka było 5:4. Goście rzucili trzy gole z rzędu i przegrywaliśmy 5:7. Gole Wiktora Augustowskiego oraz Mateusza Jurgilewicza pozwoliły nam wyrównać na 7:7, zaś w 21. minucie po trafieniu Kozaka było 9:9 i był to ostatni remis w tym spotkaniu. Do przerwy goście wygrywali dwiema bramkami (12:14).

Po przerwie podopieczni Michała Przybylskiego zostali po prostu zmieceni z parkietu. Jeszcze siedem minut po zmianie stron Kozak zniwelował przewagę Warszawianki do dwóch goli (16:18), ale do końca meczu, czyli przez 23 minuty rzuciliśmy tylko… trzy bramki (Jurgilewicz i dwie Kozak), nie wykorzystując dwóch rzutów karnych (Jurgilewicz i Kuśmierczyk). Goście z kolei punktowali nas niczym wytrawny bokser. Licznik zatrzymał się na 33 golach.

Kibice przecierali oczy ze zdumienia. Pabiks dawno nie rzucił tylko 19 goli w meczu, dawno nie przegrał tak dużą ilością bramek. Panowie, grając w ten sposób do Ligi Centralnej po prostu nie wejdziemy…

Pabiks: Jędrzejewski, Cieślak, Biernat, Zielonka – Kozak 7, Augustowski 3, Kuśmierczyk 3, Jurgilewicz 2, Urbański 1, Mielczarek 1, Tadysiak 1, Kruk 1, Domagalski, Szewczyk, Kaźmierczak.