W Superlidze urodzony w Kijowie 42-latek prowadził Piotrkowianina Piotrków Trybunalski i MMTS Kwidzyn. Jak to się stało, że trafił nad Dobrzynkę? O tym trener opowiada w rozmowie z Życiem Pabianic.
Życie Pabianic: Czy to Pan znalazł Pabiks Pabianice, czy raczej Pabiks znalazł Pana jako szkoleniowca?
Dmytro Zinchuk: Gdy przeprowadziłem się do Łodzi, dowiedział się o tym prezes pabianickiego klubu, Bartosz Gościłowicz. Graliśmy razem w Piotrkowianinie. Bartosz poprosił mnie o pomoc w prowadzeniu drużyny. Zgodziłem się.
Jeszcze wiosną pracował Pan w Superlidze, teraz trenuje zespół z drugiej ligi. Były propozycje z wyższych klas rozgrywkowych?
Miałem propozycje, ale chciałem się ustatkować, zakotwiczyć. Ciągłe przeprowadzki nie służyły ani mnie, ani mojej rodzinie. Gdy już rozpakowaliśmy walizki w Łodzi, pojawiła się propozycja od Bartosza. Stwierdziłem: czemu nie spróbować?
Jaki cel postawił przed Panem prezes klubu?
Cel może być tylko jeden: pierwsza liga.
Czy z tym składem Pabiksu, który ma Pan w tej chwili, awans do pierwszej ligi jest możliwy?
Awans zawsze jest możliwy, trzeba tylko w to wierzyć i jak najwięcej pracować nad tym, by wygrywać.
Czy poznał Pan możliwości zawodników Pabiksu? Meczów kontrolnych i treningów nie było wiele…
Zgadzam się. Pracuję z chłopakami tylko trzy tygodnie, zagraliśmy cztery mecze (rozmawialiśmy przed ligową premierą – grz). Odnieśliśmy dwa zwycięstwa, ponieśliśmy dwie porażki, ale ja na to nie patrzę. Dużo rzeczy pozmienialiśmy, szczególnie w obronie. Trzeba było próbować różnych ustawień, co powodowało, że nasza gra wyglądała na „szarpaną”. Jestem zadowolony, bo chłopaki pracują, chcą poznawać mój pomysł na drużynę. Widzą w tym korzyści. Mam nadzieję, że uwierzą w to, co robimy i będzie dobrze.
Jak styl będzie miał Pabiks pod rządami Dmytro Zinchuka?
Zapraszam na mecze, wtedy wszyscy zobaczą, jak to będzie wyglądało. (śmiech)
Jeśli drużynie nie będzie szło na boisku, czy zrzuci Pan dres i wbiegnie na parkiet jako zawodnik?
Nie. Nie rozważam takiej możliwości. A mogę o coś zapytać?
Proszę.
Czy to pytanie było z polecenia prezesa? (śmiech)
Zdecydowanie nie. Pytam, bo wcześniej w Pabianicach były takie sytuacje.
Nie. Już mam za sobą taki moment, gdy byłem trenerem i zawodnikiem. Gdy trener wchodzi na boisko, to bardzo mu trudno obiektywnie ocenić grę. Wtedy można zdezorganizować grę drużyny, mocno jej zaszkodzić. W Pabianicach będzie tak, że mam zamiar obserwować mecz z ławki trenerskiej.
Przygodę z piłką ręczną rozpoczynał Pan w CSKA Kijów. To klub wojskowy. Czy w Pabiksie będzie obowiązywać wojskowa dyscyplina?
Wojskowej dyscypliny nie będzie, bo nie wszyscy zawodnicy rozumieją, co to jest wojsko. Jeślibym wprowadził w drużynie wojskowe zasady, to dla niektórych mogłoby to się skończyć potężnym szokiem. Nie można wymagać zbyt wiele od ludzi, dla których piłka ręczna to hobby. Nie będę odstraszał ich od piłki ręcznej. Niech tylko przychodzą na treningi, a będziemy razem pracowali i dochodzili do pewnych wniosków.
W polskiej lidze był Pan jednym z wyróżniających się zawodników, wicekrólem strzelców Superligi. Czy dostał Pan propozycję zagrania w reprezentacji Polski?
Nie. Nigdy takiej propozycji nie było. Grałem w Polsce w czasach, gdy rządziły „Orły Wenty”. Na ich tle nie byłem na tyle dobry, bym zmieniał obywatelstwo i grał w koszulce z orzełkiem na piersi.
Grał Pan w reprezentacji Ukrainy?
Byłem powołany, ale nie zagrałem w kadrze.
Grali lepsi?
O to proszę pytać ówczesnego trenera ukraińskiej kadry. (śmiech)
Mieszka Pan w Polsce 14 lat, można powiedzieć, że zadomowił się Pan u nas?
Tak. Czuję się Polakiem.
Wychował się Pan w Kijowie. Czy miał Pan kłopot „przestawić się” na życie w mniejszych miastach, takich jak Piotrków Trybunalski czy Puławy?
Zanim przyjechałem do Polski, mieszkałem i grałem w małych miastach. Gdy byłem zawodnikiem Portowyka Jużne, leżące nad Morzem Czarnym miasteczko Jużne można było obejść w godzinę. Jest znacznie mniejsze od Pabianic. Nigdy nie miałem kłopotu z aklimatyzacją w polskich mieścinach.
Z Ukrainy do Polski trafił Pan przez… Rumunię. Dlaczego zdecydował się Pan na taki krok?
Akurat skończyła się umowa z Portowykiem i szukałem klubu. Mój ówczesny menedżer powiedział, że jest propozycja z Minaur Baia Mare. Pojechałem na testy, spodobałem się tamtejszym trenerom i zostałem. Pół roku później w klubie… zabrakło pieniędzy i trzeba było się rozstać z pracodawcą.
W Polsce nie było podobnych przygód?
Nie było. 14 lat mieszkam w Polsce, więc finansowo było ok.
Czego zatem życzyć Panu i drużynie Pabiksu w nadchodzącym sezonie?
Dużo zdrowia, sukcesów i zwycięstw.
I tego życzymy. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Grzegorz Ziarkowski
Komentarze do artykułu: Trener Pabiksu: cel jest jeden – pierwsza liga
Nasi internauci napisali 0 komentarzy