Rodzinna ferma z Piątkowiska jest największa w kraju. Głąbicki i Woś mają aż tysiąc samic. Same ślicznotki.
– Szynszyla musi olśniewać urodą - uśmiecha się Piotr Woś, który swoją część hodowli trzyma w Mogilnie Dużym. - Najważniejszy jest kolor futerka. Im bardziej niepowtarzalny, tym piękniejsze zwierzę.
Futrzanych "przystojniaków" hodowcy sprowadzają z zagranicy. Wybierają najlepsze partie, płacąc nawet kilka tysięcy złotych za sztukę. Dlatego ich młode mają imponujące rodowody.
– Ściągamy samce z zagranicznych hodowli, bo potrzebujemy świeżej krwi. Dzięki temu młode szynszyle są zdrowe – tłumaczy Głąbicki.
W przestoronnych boksach mieszkają gryzonie czarno-srebrne, białe i beżowe. Te ostatnie są najwyżej ocenione przez znawców gatunku.
- Ta maść jest najrzadsza - mówi Głąbicki.
Szynszyle rzadko mają młode. Jedna samica rodzi najwyżej trzy razy w roku. Miot to z reguły parka. Są niesłychanie wymagające.
- To królewskie zwierzęta, dlatego muszą jeść jak król - dodaje Piotr Woś. – Żrą niewiele, ale za to byle czego nie wezmą do pyska.
Hodowcy karmią je bogatymi w witaminy mieszankami zbóż. Gryzonie potrafią odpłacić się za troskliwą opiekę. Te z hodowli Głąbickiego i Wosia aż z nawiązką.
- Nie ma wystaw lub targów, z których nie przywiozłyby nam tytułu czempiona - cieszą się hodowcy.
Szynszyle z Piątkowiska nie mają konkurencji w całym kraju.
- Tylko raz sędziowie wyżej ocenili szynszylę z innej hodowli. Ale zwycięzca pół roku wcześniej został kupiony od nas, więc i tak nam przypadł laur - cieszy się Piotr Woś.
Na półkach w pokoju Jana Głąbickiego stoi ponad 100 pucharów. Na ścianacgh roi się od dyplomów i medali. Zwycięzcy wystaw mają przywileje. Dostają najsmaczniejszą karmę i osobne przestronne boksy. Na wyjątkowe traktowanie mogą liczyć też te sztuki, które hodowcy typują na czempiony.
- Wybieramy je z sześciomiesięcznych młodych. Potem oddzielamy od reszty stada – opowiada pan Jan. – Co jakiś czas nasze szynszyle wycenia sędzina z Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt.
Szynszyle w Piątkowisku pojawiły się w 1997 roku. Tuż po weselu Piotra Wosia z córką pana Jana – Magdaleną.
- Mieliśmy trochę pieniędzy z weselnych prezentów i nie chcieliśmy ich przejeść. Długo się zastanawialiśmy, w co zainwestować. Na tę hodowlę wpadłem razem z teściem - opowiada Piotr Woś.
- Rozważaliśmy hodowlę królików, fermę strusi, ale padło na szynszyle. Dziś nie żałujemy - dodaje Jan Głąbicki.
Niedawno Piotr Woś wpadł na pomysł nowej fermy. Chce hodować szopy pracze. Właśnie kupił pierwszą samicę. Ma 10 tygodni i wabi się Lusia.
- To świetne zwierzątko. Jest mądre i wierne jak pies - opowiada. - Potrafi chodzić na smyczy, korzysta z kuwety i uwielbia towarzystwo ludzi.
***
Szynszyle z Piątkowiska zdominowały Wojewódzką Wystawę Zwierząt Hodowlanych w Bratoszewicach. Przywiozły aż 7 pucharów. Najwyższe sędziowskie noty dostały między innymi rzadkie beżowe szynszyle. Sukcesy Jana Głąbickiego i Piotra Wosia przyciągają do Piątkowiska zamożnych klientów z całego kraju. Zwykła szynszyla kosztuje kilkaset złotych. Za czempiony z Piątkowiska trzeba płacić nawet kilka tysięcy złotych.
Futra z szynszyli kosztują od klikudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Paradują w nich głównie bogate Rosjanki.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz