- Same babcie i matki tutaj się spotykają - mówi Helbikowa, szefowa gospodyń. - Nasze córki mówią, że nie mają czasu.
W rydzyńskim kole jest 40 gospodyń. Najstarsza, Natalia Balcerzak, zmarła w ubiegłym tygodniu. Miała 97 lat.
- Najmłodsza jest moja wnusia, Paulinka. Niedługo do komunii pójdzie. Dobre dziecko. Zawsze nam towarzyszy - dodaje Helbikowa.
Na stole leżą kolorowe pisanki - małe dzieła sztuki.
- Tę z pawiem córka zabrała do Warszawy, ale nikt nie chciał kupić - mówi Grażyna Powalisz, leśniczyna. - Potem się okazało, że artyści boją się pawia, bo ponoć przynosi im pecha.
Na wydmuszkach z jaj kurzych, kaczych, gęsich i strusich gospodynie malują kwiaty, grzyby, szlaczki. Pisanki będą dekoracją święconki. Pierwszy zobaczy ją ksiądz, który w Wielką Sobotę przyjeżdża do Rydzyn. Odwiedzi domy i pokropi koszyki.
- A w niedzielę o szóstej rano nasze chłopy do kościoła na rezurekcję jadą, bo wszyscy są strażakami. Będą grobu pańskiego pilnować - mówi Grażyna Kirsz. - A my za nimi z dziećmi pojedziemy na mszę świętą.
- Jak wracamy, od razu szykujemy śniadanie. O dziewiątej siadamy do stołu - dodaje Elżbieta Wolniak.
Na stole staną półmiski z plastrami szynki własnej roboty, kiełbasy, pokrojone na cząstki poświęcone jajka.
- Chrzan musi być. Najlepszy, gdy samemu się zetrze na tarce. U mnie chrzan rośnie za domem. Ukopię trochę, zetrę, wodą z octem przepłuczę - wyjaśnia pani Elżbieta. - Chrzan koniecznie musi być do szynki i białej kiełbasy. Do ćwikły też się przyda.
Na talerzach paruje ugotowana biała kiełbasa. Stoją miski z sałatkami - z posiekanych w kostkę ziemniaków, marchwi, jabłka, ogórka, grzybka, selera, wymieszane z majonezem.
- Wielkanocne śniadanie robię dla siedemnastu osób. To dopiero są święta! - cieszy się Helbikowa. - Ale śniadanie bez pasztetu nie da rady. Pasztet musi być.
- Najlepszy jest wtedy, gdy ugotuje się kawałek wołowiny, cielęciny, brzucha, wątroby cielęcej z cebulą i marchewką, a potem to wszystko zmieli ze trzy razy - tłumaczy Wolniakowa.
- Ja z dziczyzny robię. Wtedy warzyw nie dodaję, jedynie gałkę muszkatołową, imbir, sól, majeranek - radzi Powaliszowa.
- Jałowca dobrze dodać - dorzuca Małgorzata Wdowiak, jedna z młodszych gospodyń.
- Bułkę w rosole moczę i mielę z mięsem. A marchewki to lepiej nie dawać za dużo. Jedna spora wystarczy. Z białek pianę robię i żółtka dodaję. Wtedy pasztet jest lepszy - zapewnia Wolniakowa.
- Ja ręcznie mielę w starej maszynce. Elektrycznej nawet nie wyjmuję. Po ręcznej maszynce w pasztecie czuje się nawet włókna, a przez to lepiej smakuje - zachwala Powaliszowa.
Oprócz mięs na stoły w Rydzynach wjadą piaskowe i drożdżowe baby. I musi być sernik. Dla mazurka też się znajdzie miejsce.
- Mamy w Rydzynach własny przepis na mazurka kajmakowego, który nie tylko jest ładny, ale i bardzo smaczny - zachwala Grażyna Kirsz.
Mazurki piecze się z kruchego ciasta.
- Ma być gruby na palec i nie większy niż kartka papieru maszynowego - mówi pani Ela.
Na upieczone ciasto nakłada się masę kajmakową.
- Puszkę mleka skondensowanego słodkiego wkładamy do garnka z wodą i gotujemy ze dwie godziny. Z tego mamy masę kajmakową - tłumaczy Kirszowa. - Jak mleko przestygnie, otwieramy puszkę i smarujemy masą ciasto. Dekorujemy płatkami migdałów, orzechami. Czym kto chce, byle ładnie było.
- O grzance zapomniałyśmy. Na śniadaniu musi być nasza grzanka - zatrwożyła się pani Lucyna.
Na grzankę potrzeba puszkę mleka skondensowanego i pół litra wódki.
- Cukier, cukierki krówki i czekoladę smaży się na patelni. Jak się rozpuści, trzeba dodać kakao i to wszystko miesza się z wódką i mlekiem skondensowanym - podaje przepis Maria Skupień.
- Gdy grzankę lubimy na ciepło, można dodać masła - radzi Wolniakowa. - Ale trzeba uważać, by nie ostygła. Na zimno będzie usta oblepiać.
Po śniadaniu zaczyna się szykowanie świątecznego obiadu.
- Rosół z makaronem swojej roboty - nie ma wątpliwości Wdowiakowa.
- Rosół - potwierdza Helbikowa.
- Rosół, ale z indyka - upiera się Skupieniowa.
- Na gotowe nasze dzieci przychodzą. Jakby nas zabrakło, to by chyba świąt nie było - żartuje Helbikowa. - Na chłopa też nie ma co liczyć.
- Ja swojego z kuchni muszę wyganiać - po cichu wyznaje leśniczyna Powaliszowa. - Bo podjada.
- Na szczęście, my tu wszystko swoje mamy: jajka, warzywa. Do sklepu chodzić nie trzeba - mówi Wolniakowa.
- I mięso - dodaje Wdowiakowa.
- I ziemniaki - przypomniało się Skupieniowej.
- A mówią, że nasze mleko ma bakterie. Kiedyś tylko takie się piło i jakoś nikt nie chorował - denerwuje się Wolniakowa.
- A teraz musieli sobie sztuczne bakterie hodować w actimelu - śmieje się Helbikowa. - To chyba jakieś mutanty są, skoro na chemii wyrosły.
W Rydzynach trwają przygotowania do Wielkanocy. Już czekają wykrochmalone na blachę białe powłoczki na kołdry i poduszki.
- Jak wejdę pod taką sztywną, to dopiero wiem, że są święta - podsumowuje Helbikowa.
Lany poniedziałek będzie w tym roku bardzo mokry, bo w Rydzynach, jak każe tradycja, wodę leje się wiadrami.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz