W pabianickim schronisku dla osób w kryzysie bezdomności nieczęsto bywa tak uroczyście. Poświęcono odnowioną przestrzeń placówki. Jeszcze niedawno trudno było wyobrazić sobie, że te pomieszczenia dawnego przedszkola mogą wyglądać „jak nowe".
17 czerwca, w Dzień Świętego Brata Alberta, patrona ludzi ubogich i wykluczonych, na podwórku przy ul. Kościuszki 22/26 zrobiło się gwarno, słonecznie, chwilami wzruszająco. Trudno o lepszy sposób na uczczenie patrona, który całe życie poświęcił właśnie takim ludziom – zepchniętym na margines, ale wciąż pełnym godności. To święto, choć zorganizowane z myślą o podopiecznych, zgromadziło o wiele więcej osób. Wzięli w nim udział nie tylko mieszkańcy schroniska, ale też osoby zaangażowane w jego działalność, m.in. przedstawiciele lokalnych instytucji, policji. Byli też ci, którzy na co dzień rzadko wychodzą na pierwszy plan – darczyńcy i wolontariusze.
Uroczystość rozpoczęła msza święta odprawiona przez kapelana schroniska, proboszcza parafii św. Mateusza, księdza Pawła Kutynię. Tuż po niej poświęcono odnowione wnętrze budynku. Teraz to zupełnie inne miejsce, bowiem zakończył się, trwający ok. trzy lata, remont. Właśnie na tym skupili się organizatorzy – na pokazaniu, że schronisko nie jest tylko miejscem do przetrwania. Ma być też przestrzenią budowania na nowo relacji, poczucia własnej wartości i wspólnoty.
- Poza tym przyszedł moment, kiedy musieliśmy spełnić, jako placówka, odpowiednie standardy, które weszły w życie około trzy lata temu – powiedział Klaudiusz Majtka, prezes pabianickiego koła TPBA.
Zakres prac był szeroki. M.in. przebudowano ściany, wyremontowano dach, wymieniono wszystkie instalacje, okna i drzwi, położono nową glazurę i terakotę, zakupiono nowe wyposażenie i zainstalowano monitoring. Gdyby remont opierał się wyłącznie na komercyjnych kosztorysach, pochłonąłby ponad 3 miliony złotych – kwota nieosiągalna dla organizacji prowadzącej placówkę.
Wsparcie instytucji, firm i osób prywatnych z całej Polski sprawiło, że ten cel okazał się możliwy. Równie ważne było zaangażowanie samych mieszkańców schroniska. To oni – często z własnej inicjatywy – malowali, sprzątali, nosili, pomagali, jak umieli. W ten sposób nie tylko współtworzyli to miejsce, ale również odzyskiwali coś bardzo cennego – poczucie wpływu i sprawczości. W czasie remontu ujawniły się talenty i umiejętności podopiecznych.
- Okazało się, że w naszych szeregach mamy glazurników, elektryka, hydraulika, malarza, a nawet dekarza. Panowie robili wszystko pod opieką specjalistów - podkreślił Klaudiusz Majtka.
Miejsce z „kopniakiem” w przyszłość
W schronisku prowadzonym przez Stowarzyszenie im. św. Brata Alberta przebywa 27 osób. Ale jak zaznaczają opiekunowie placówki – to nie tylko dach nad głową, ale miejsce, które ma dawać nadzieję i siłę do nowego życia.
– Chodzi nam o to, by było to miejsce z „kopniakiem” w przyszłość. Aby ludzie w kryzysie bezdomności mogli zaczerpnąć sił fizycznych oraz psychicznych i dalej szli w swoją stronę jako osoby, które są w stanie prowadzić własne gospodarstwo domowe. Stąd nasze różne działania ukierunkowane na wychodzenie z tego kryzysu – podkreślił prezes pabianickiego koła TPBA.
Wielu pyta, ilu podopiecznych może pomieścić placówka przy ul. Kościuszki. Liczby są ważne, ale tu najważniejsze jest podejście.
– Zawsze padają pytania, ile osób możemy przyjąć. Nie zdarzyło się nam, żebyśmy kogoś nie przyjęli, bo nie mamy miejsca. Były lata, że w okresie zimowym mieliśmy ich kilkukrotnie więcej, a pomieszczeń było dużo mniej do dyspozycji. Brat Albert też by nie wybierał i jeżeli ktoś przychodzi w trudnym okresie, przyjmujemy i działamy dalej -dodał prezes.
Choć schronisko przeznaczone jest dla mężczyzn, istnieje tam także specjalne, tymczasowe miejsce dla kobiet znajdujących się w skrajnie trudnej sytuacji.
– Pokój udostępniany na bardzo krótki moment, szczególnie kobietom, które uciekły od przemocy domowej – wyjaśnia Klaudiusz Majtka.
Pobyt w schronisku trwa zwykle około trzech miesięcy, choć w praktyce bywa różnie.
– Staramy się trzymać trzymiesięcznego okresu, natomiast mamy świadomość, że są osoby, szczególnie w wieku starszym, które nie będą w stanie prowadzić samotnie domu. Tutaj mają wsparcie od nas, wpierają się również między sobą – mówi prezes Koła.
I dodaje z dumą:
– Na skalę Pabianic mamy ponad kilkanaście osób, które wyszły z bezdomności, a nawet założyły rodzinę. Bardzo cieszymy się z tego.
Podczas rozmowy nie zabrakło także ważnego apelu do mieszkańców:
– Jeśli ktoś chciałby przyłączyć się do nas jako wolontariusz lub działacz Koła, zachęcamy do kontaktu. Pomaganie ludziom bezdomnym, to nie tylko streetworking czy prowadzenie placówki. Są też tak zwane działania ciche. Potrzebujemy grafika komputerowego, ponieważ nasza strona internetowa jest „martwa”, prawnika, psychologa i osób, które wesprą nas m.in. przy zbiórkach społecznych. Nasz czas powoli przemija i potrzebujemy następców - skwitował prezes.
Po części oficjalnej przyszedł czas na bardziej nieformalną część – spotkanie przy grillu. Nie zabrakło kiełbasek, karczku (w darze od firmy Pamso), ciast od wolontariuszy, prezentu od Urzędu Miejskiego w postaci nowego grilla, który od razu poszedł w ruch. Warto dodać, że techniczne wsparcie zapewniła też organizacja Teen Challenge Pabianice, która użyczyła sprzęt.
Było prosto, ale szczerze. Ludzie rozmawiali o codzienności, o tym, jak było kiedyś, i o tym, jak chcieliby, żeby było dalej. Padło wiele słów wdzięczności – także w kierunku tych, których nie było: darczyńców i tych, którzy wspierają z ukrycia.