Statystowanie dało pabianiczaninowi możliwość doświadczenia pracy na planie filmowym, podejrzenia aktorów w akcji, przeniesienia się w odległe czasy i poczucia atmosfery minionych epok.
- A ja zawsze lubiłem historię – dodaje Robert.
Na pierwszym filmowym planie pabianiczanin pojawił się 3 lata temu. To był film „Pogrom 1905”, a obecnie serial pod tytułem „Gra z cieniem”, do których sceny kręcono w Pabianicach, na starówce. Film opowiadał wycinek historii Polski i Polaków pod rosyjskimi zaborami. Pokazywał losy dwóch kobiet, które w czasach rewolucyjnych nastrojów i burzliwych wydarzeń pragną zmienić swoje dotychczasowe życie. Drugi plan filmowy, na którym statystował Lewera, to serial „Gra z cieniem”. Tutaj widzowie są przenoszeni do Polski Ludowej w lata 50. ubiegłego wieku.
- Trochę pozazdrościłem znajomym, którzy już wcześniej statystowali i publikowali swoje zdjęcia z różnych planów w historycznych kostiumach – dodaje pabianiczanin. - To mi się podobało.
Pierwsze koty za płoty
- Byłem też ciekawy, jak wygląda praca na planie, kulisy kina - tłumaczy Lewera.
Nie szukał daleko. Do ręki wpadło mu ogłoszenie o naborze na pierwszy casting. Sceny do filmu miały być kręcone między innymi w Łodzi i Pabianicach.
- Pamiętam, że twórcy filmu potrzebowali sporo osób. Zgłosiłem się i bez problemów dostałem się na plan – opowiada. - Zdjęcia były w Łodzi. Wziąłem udział w pięciu scenach. Wystąpiłem w roli mieszczanina.
To było wyzwanie, bo samo odgrywanie wyznaczonej sceny, nawet po kilka razy, to jedynie epizod w ciągu zdjęciowego dnia, który wypełniony jest oczekiwaniem na kolejne klapsy i akcje.
- Na planie trzeba było pojawić się już o piątej rano – opowiada Robert. - Rozpoczynaliśmy od charakteryzacji, przymiarek strojów. O siódmej byliśmy gotowi do wyjścia na plan. Schodziliśmy z niego o 21.00–22.00. I tak to wygląda, 12 do 15 godzin na planie to standard.
Z castingu na ekran
Pabianiczanin miał farta. Wystartował w trzech castingach i każdy przeszedł z sukcesem. Ostatnia produkcja, w której Lewera statystował, to kręcony z rozmachem i światowej sławy gwiazdami film „Chopin, Chopin”.
- Na casting zgłosiło się trzy tysiące osób – opowiada. - Wybrano tylko 250. Znalazłem się wśród nich. Ale na planie to i tak był tłum. Z tej grupy kierownik planu i reżyser wybierali ludzi pasujących do danych scen.
Można odrobinę pomóc losowi, żeby „grać jak najwięcej”. Jak? Trzeba rzucać się w oczy, a nie chować za plecami kolegów.
- Po prostu warto pokręcić się przy kierowniku planu czy reżyserze i wiele osób tak robi. Oni wtedy widzą, że danemu statyście zależy i wskazują na niego, zapraszają do danej roli i sceny – opowiada Robert. - Tak można trafić na drugi plan i nawet znaleźć się w scenach, w pobliżu głównych bohaterów, a nie tylko robić za tło na trzecim i dalszych planach.
Z garścią wskazówek i instrukcji można przystąpić do akcji. Czasem jest to przejście z jednego końca ulicy na drugi i wykonanie gestu, ale bywa, że trafia się bardziej wymagające zadanie.
- Przy ostatniej produkcji statystowałem w scenie na balu u króla Francuzów Ludwika Filipa I, na którym swój koncert dał Chopin – relacjonuje pabianiczanin. - Ja stałem w grupie „balowiczów”, jako minister króla i brałem udział w ożywionej rozmowie. Musieliśmy być rozbawieni. O krok od nas stał król Ludwik i sam Chopin, ale nie mogliśmy zwracać na nich uwagi.
Wszystko miało wyglądać naturalnie, autentycznie i z emocjami. Nie wolno było spoglądać w kamerę, która zbliżała się do statystów i aktorów.
- Nie mogliśmy też mówić po polsku, żeby nikt z widzów po ruchu warg nie rozpoznał tego języka – dodaje Lewera. - Więc rzucaliśmy do siebie jakieś przypadkowe francuskie słowa. Było kilka dubli. Po każdym czułem się wręcz wypompowany z sił. To było stresujące, gdyż graliśmy tuż za plecami głównych aktorów.
Na planie jak w wehikule czasu
Wszystkie trzy produkcje, w których wystąpił pabianiczanin, przenosiły go do innego historycznego okresu.
- Stroje z epoki, wystrój wnętrz sprawiły, że poczułem klimat tamtych czasów i wydarzeń – wspomina pabianiczanin. - To był jeden z głównych powodów, dla których się zdecydowałem na tę przygodę. Mam pracę i statystowanie nie jest dla mnie źródłem dochodów, chociaż wiem, że da się z tego przeżyć. Ale bakcyla złapałem, kto wie, jak ta przygoda się dalej potoczy.
To była też możliwość przyjrzenia się z bliska pracy aktorów i zobaczenia, jak wygląda produkcja filmowa od kulis.
- Zaskoczyła mnie ilość dubli – przyznaje Robert. - Zobaczyłem też, jak to, co dzieje się na planie, różni się od efektu końcowego, który widzimy już na ekranie. Naprawdę byłem pod wrażeniem finału i stworzonej dramaturgii. Widać profesjonalizm.
Statystowanie to czekanie
- Często słyszeliśmy, że jeszcze 5 minut, po chwili robiło się z tego kolejne 5 minut, pół godziny i godzina – wspomina Robert. - Trzeba było uzbroić się w cierpliwość i znaleźć sobie zajęcie.
Przy okazji można poznać też ciekawych ludzi. Wielu ze statystów to „starzy wyjadacze”, którzy na niejednym planie filmowym spędzili godziny i dni. Niektórzy dla „zabicia czasu” przynoszą ze sobą na plan karty, kości i grają, inni czytają książki. Wiedzą, co ich czeka.
- Na tych trzech planach spotkałem osoby z całej Polski – dodaje pabianiczanin. - Sporo z nich statystuje tylko po to, żeby zobaczyć kulisy wielkich produkcji, żeby być na planie, zrobić sobie zdjęcie w historycznym kostiumie. Często do tego dokładają. Bo koszty podróży, noclegi przewyższają zarobione kwoty.
Pogoda też może uprzykrzyć tę przygodę.
- Przy pracy na planie drugiego filmu była wiosna i temperatury nas nie rozpieszczały. Spadały nawet do 10 stopni Celsjusza – opowiada pabianiczanin. - Przy filmie „Chopin, Chopin” miałem trzy dni zdjęciowe w nocy. Potwornie marzliśmy.
Po pierwszym dniu, gdy już wiedział, że jest przeziębiony, na plan stawił się porządnie ubrany. Pod kostiumem miał koszulkę termiczną i grube skarpetki na stopach. Odchorował, ale przyznaje, że było warto.
- To ogromna frajda i możliwość zobaczenia aktorów przy pracy – tłumaczy pabianiczanin.
Na trzech planach filmowych Lewera miał okazję przyjrzeć się pracy między innymi takich aktorów jak: Grzegorz Małecki, Przemysław Bluszcz, Sonia Mietelnica, Przemysław Stipp, Piotr Nerlewski, Piotr Siwka, Eryk Kulm, Karolina Gruszka oraz gwiazd światowej sławy: Lamberta Wilsona i Victora Meuteleta, grających w filmie „Chopin, Chopin”.
Komentarze do artykułu: Sposób na „podróż w czasie”
Nasi internauci napisali 8 komentarzy
komentarz dodano: 2024-10-23 13:01:45
komentarz dodano: 2024-10-19 08:13:04
Czy to grzech grzechomierzu?
komentarz dodano: 2024-10-18 08:23:35
komentarz dodano: 2024-10-18 08:17:29
komentarz dodano: 2024-10-17 13:21:27
komentarz dodano: 2024-10-17 07:59:46
komentarz dodano: 2024-10-16 14:09:53
komentarz dodano: 2024-10-13 07:20:37