Wystartowali w 2012 roku i nawet w pandemii się nie poddali.

- Miałem jednak obawy co do tego, czy się uda – opowiada Dawid. - Zbliżała się 10. edycja festiwalu, a pandemia nie chciała się skończyć. Bałem się, że pojawią się kolejne obostrzenia i nie uda się niczego zorganizować. Dlatego zrobiłem 9,5. edycję, żeby troszkę tę 10. odwlec w czasie.

Udało się, ale bez konkursowych zmagań. Większość twórców wyraziła na to zgodę.

 W tym roku festiwal startuje 1 sierpnia i będzie trwał do 4.

Do każdej z edycji zgłaszają się twórcy, żeby pokazać swoje filmy. Te najlepsze, po wstępnej selekcji, startują w konkursie o statuetkę „Złotego Mola”.

- Ich liczba zależy troszkę od tego, jak się o nie postaram – opowiada organizator festiwalu. - Czasem staram się bardziej, innym razem mniej. Bywa, że proszę osoby prowadzące portale i strony filmowe, znajomych zajmujących się tym tematem, żeby wspomnieli o zbliżającej się edycji „Kocham dziwne kino” i trwającym naborze filmów.

W tym roku Dawid przypomniał o wydarzeniu jedynie na swoim blogu „Kocham dziwne kino”. Informacja poszła również w świat na łódzkim festiwalu animacji O!PLA.

- To już taka tradycja, że mam wsparcie organizatora tego wydarzenia – dodaje Dawid. - Zawsze jest odzew. Otrzymuję zgłoszenia kilku filmów animowanych. Czasem sam wybieram filmy z tych, które nie zgłosiły się na festiwal, a wiem, że odnalazłyby się u mnie. Dzwonię do ich twórców, pytam, czy nie mają ochoty pokazać się w Pabianicach. Zapraszam do udziału w moim festiwalu.

W tym roku w kinie Tomi zobaczymy również kilka filmów zaprezentowanych wcześniej na filmowym festiwalu w Złotoryi, gdzie w zeszłym roku walczyły o „Złoty Samorodek”. Dawid dostał wtedy 170 filmów do obejrzenia z prośbą o ich wstępną preselekcję.  Kilka z nich przypadło mu szczególnie do gustu i pasowało do konwencji pabianickiego festiwalu.

- Zaprosiłem ich do siebie, zanim jeszcze rozpocząłem nabór – dodaje Gryza. - Skontaktowałem się też z Piotrem Krzywcem z Białegostoku.

Na początku lat 90. wygrał on konkurs organizowany przez MTV i U2. Nagrodą był koncert U2 we Włoszech. Piotr dostał wtedy kamerę i na scenie kręcił Bono, a obraz był wyświetlany na telebimach.

To był początek lat 90. Chłopak tak się podekscytował tą przygodą, że po powrocie do Polski zaczął kręcić filmy. Teraz jego trzy pełnometrażowe produkcje są na festiwalu „Kocham dziwne kino”. 

50 filmów na 12. edycję

Wszystkich filmów w tej edycji jest 50. To nie najmniej ani nie najwięcej spośród wszystkich edycji. Rekordowa liczba to około 80 filmów. Na przestrzeni 12 lat nadsyłane filmy są coraz lepsze, bardziej profesjonalne.

- Mało mamy zgłoszeń takich zupełnie amatorskich projektów, a bywało ich sporo na początku – dodaje Dawid. - Te osoby, które wtedy kręciły tak trochę nieporadnie, zdecydowanie się doszkoliły.  Sama jakość sprzętu też się podniosła, dzięki temu podniosła się jakość obrazu.

     W tematyce poruszanej przez twórców aż taka rewolucja się nie dokonała.

 - W pewnym wieku człowieka interesują określone tematy i problemy. Tak było 10 lat temu i jest teraz. Młode osoby poruszają te same tematy. Niektórzy lepiej to ujmują, inni gorzej, bardziej nieporadnie – opowiada Dawid.

Na pabianickim festiwalu nie ma kategorii. Można zaprezentować nawet skecze czy teledyski, rzeczy, których nikt nie pokaże na innym przeglądzie. Możliwości jest pozornie dużo, ale jak ktoś nakręci film poruszający poważną tematykę, chybi, bo w Pabianicach będzie można zobaczyć tylko „dziwne” filmy. I ta „dziwność” jest elementem wspólnym dla wszystkich projektów. To nie jest miejsce dla standardowych produkcji.

- Teraz zobaczymy na przykład film o mężczyźnie, który tworzył dziwne konstrukcje drewniane, gdy skończył, to je podpalił. To było na tyle dziwne, że wpasowało się w ramy festiwalu – zapewnia Dawid.

Od filmu do festiwalu

     Skąd pomysł na takie wydarzenie? Zanim powstał pabianicki festiwal, Dawid z kolegą Pawłem Kaczmarkiem wysłali swój pierwszy film na kilka festiwali. Długometrażowa produkcja pabianiczan nigdzie się nie dostała. Film utknął na poziomie regulaminów. Po pierwsze, był za długi (80 minut), potem była sprawa wieku. Dawid skończył już 30 lat, a to najczęstsza granica wiekowa dla promowanych na festiwalach twórców. Pabianiczanin był po prostu „za stary”. Zgłaszane filmy nie mogą mieć też często więcej niż dwa lata. Jeden twórca może nadesłać tylko jeden projekt.

 - To wszystko było absurdalne. Powiedziałem do Pawła – chodź, zorganizujemy nasz festiwal. Stworzymy niszę dla tych wszystkich filmów, które są odrzucane z takich powodów. Znieśmy te wszystkie obostrzenia – opowiada Dawid.

Pewne ramy musiały jednak zostać wydarzeniu nadane. W przypadku pabianickiego festiwalu była to… dziwność.

- Cały czas myśleliśmy, że będzie się ona odnosiła do kina gatunkowego – dodaje Dawid. - Mogą być dziwne horrory, komedie czy filmy science fiction. Gdy startowaliśmy, nie przeszło nam przez głowę, żeby owej dziwności doszukiwać się w sensacyjnych produkcjach czy dokumentach.

 Jednak już pierwsza edycja festiwalu zweryfikowała wyobrażenie i ich oczekiwania. Otrzymali dziwne animacje i teledyski. Okazało się, że w dziwny sposób może zostać też opowiedziana historia czy dokument.

- Mieliśmy film o mężczyźnie, który obserwował gwiazdy z teleskopu ustawionego na podwórku. Niby normalne, ale to jego zainteresowanie było na tyle dziwne, że też to pokazaliśmy – dodaje pasjonat kina.

Ten pomysł „chwycił” na lata

Na początku był pomysł, z którym pabianiczanie poszli do Tomasza Chmielewskiego - właściciela kina Tomi. Pomysł mu się spodobał. Postawił jeden warunek - impreza miała być cykliczna.

 - Oczywiście my też tego chcieliśmy, ale najważniejsza była organizacja pierwszej edycji. Najpierw musieliśmy zobaczyć, jaki będzie odzew – opowiada Dawid.
     Udało się. Zainteresowanie festiwalem nie było małe. Na pierwszą edycję twórcy nadesłali nawet trzy pełnometrażowe filmy. Po prostu nigdzie indziej ich nie chciano, nie spełniały kryteriów.

Połączyło ich kino

Dawid z Pawłem poznali się na imprezie, połączyły ich filmowe tematy. Obaj wybrali się na łódzki przegląd meksykańskiego kina science fiction z lat 40., 50. i 60.

- Byliśmy już znudzeni tym, co oglądaliśmy na bieżąco. Szukaliśmy jakichś ciekawostek w kinie, a były to czasy raczkującego internetu. Przegląd kina meksykańskiego urzekł nas, zaskoczył, zaczęliśmy szukać takiego kina – wspomina Dawid.

Po filmach meksykańskich doszły amerykańskie produkcje science fiction z lat 50. Tam na ekranie wojny toczyły ze sobą wielkie „robale”. Ziemia była nawiedzana przez kosmitów. Im dziwniej, tym lepiej.

Jeszcze zanim powstał festiwal, Dawid zaczął prowadzić tematyczną stronę internetową i bloga pod nazwą „Kocham dziwne kino”. Zamieszczał tam informacje o swoich filmowych odkryciach i przemyśleniach.
Długo szukał nazwy dla swojej strony.

- Nie podobały mi się te wszystkie pejoratywne określenia typu: „najgorsze filmy świata”, „tak złe, że aż dobre”, „Na trzeźwo nie warto” - wyznaje z uśmiechem pasjonat. -  One wszystkie akcentowały, że to kino jest kiepskie, ale przy odrobinie wspomagaczy i dobrego nastroju da się to obejrzeć. Mi chodziło o podkreślenie tego, że niekoniecznie takie filmy są złe.  W czasie rozmowy kolega zażartował, że kiedyś może tak będzie, że dzień po programie „Kocham kino” Grażyny Torbickiej swój program „Kocham dziwne kino” poprowadzi Dawid Gryza. To był strzał w dziesiątkę. 

W pewnym momencie oglądanie to było za mało. Przyszedł czas na to, żeby stanąć po drugiej stronie kamery. Dawid z Pawłem postanowili nakręcić coś swojego. Tak powstała pełnometrażowa komedia „Pecador El Enmascarado De Negro Contra El Profesor Loco Y La Invasion De Otra Galaxia”. Zagrało w niej ponad 20 aktorów. To była parodia meksykańskich filmów z lat sześćdziesiątych, których bohaterami byli zapaśnicy zwani luchadorami. Zapaśnicy są ikonami popkultury tego kraju. Walczyli w maskach, których nigdy publicznie nie zdejmowali. Dlatego nie znano ich twarzy.
To czarno–biały film w gatunku science fiction. Trwał 81 minut. Sceny były kręcone w pabianickich plenerach i mieszkaniach. Sporo ujęć – w lesie hermanowskim. Film powstawał dwa lata. Na żaden festiwal się jednak nie zakwalifikował.

Jakaś selekcja musi jednak być

- Bywa, że  wyjątkowo płodny twórca nadeśle nam 5 filmów – dodaje Dawid. - Pokazanie wszystkich zamknie drogę innej osobie,  której chcemy dać możliwość zaprezentowania swojego filmu.

Dlatego jurorzy pabianickiego „Kocham dziwne kino” odrzucają  filmy zupełnie nie na temat, bez krzty dziwności, które nie wpasowują się w ramy festiwalu. Albo po prostu są bardzo nudne, mają słabe scenariusze, fabuła nie trzyma się „kupy”.

- A wszystko może ładnie wyglądać, ale nie chcemy zamęczać widowni – dodaje Dawid. - Wolimy pokazać krótsze, nawet mniej udane, ale zabawne produkcje.

Festiwalowe filmy podzielone są na dwa bloki - konkursowy i przegląd twórczości. Wokół festiwalu zgromadzili się też już jego przyjaciele i fani. Przyjeżdżają sami twórcy, którzy nawet jak nie nakręcą żadnego filmu w danym roku, to nie odpuszczają i zasiadają na widowni w roli widzów. Są też tacy, którzy jak nie zgłoszą jednego roku nic, to na drugi nadsyłają po kilka filmów.

- Najdłuższa taka festiwalowa znajomość trwa od drugiej edycji – dodaje Dawid. - Starsze filmy też bierzemy, naszym celem nie jest promowanie jedynie twórczości młodych ludzi i jeszcze „ciepłych” produkcji.

U pabianiczan film może pokazać każdy.

- I o to właśnie chodzi. Cieszy nas, gdy słyszymy głosy, że ktoś po raz pierwszy swój film widział na wielkim ekranie – mówi organizator festiwalu. - To także potwierdzenie, że trafiliśmy z pomysłem. Nam też chodzi o to, żeby ten festiwal się rozwijał, ale nie zmieniał. Żeby był dla tych samych i nowych ludzi, żeby każdy mógł się zaprezentować na dużym ekranie.

Nie tylko z Polski
W Pabianicach były też wyświetlane produkcje z Ugandy i Szwecji. Nadsyłane są jednak głównie filmy z całej Polski. Chętnie w festiwalu biorą udział studenci szkół filmowych, którzy prezentują swoje dyplomowe filmy.

     - I to jest całkiem miła niespodzianka. Z reguły widzowie przygotowani są na amatorów, nieznane obsady, a tu nagle na ekranie pojawiają się rodzime gwiazdy znane z dużych i małych ekranów – opowiada Dawid.

     Na przestrzeni lat wśród prezentowanych filmów znalazły się też perełki.

 - I było ich naprawdę sporo. Najcieplej wspominam jednak kilka, a wśród nich film „Kiszonia” o ataku kiszonych ogórków. Akcja rozgrywała się w Hiszpanii, a do ról zaangażowanych było sporo obcokrajowców – opowiada Dawid. - Autor filmu był na jakiejś wymianie studenckiej. To wszystko złożyło się na świetny klimat. Film był nakręcony z wyczuciem i doskonałym warsztatem.

Kolejna wyróżniona produkcja, która zapadła twórcy festiwalu w pamięci, to „Śniegi kosmosu”. Film stylizowany był na radzieckie kino o kosmonautach z lat 70., gdy wyścig o podbój kosmosu był na czasie.

- Aktorzy mówili po rosyjsku albo polsko-rosyjsku – dodaje z uśmiechem Dawid. - Lot rakiety kosmicznej nakręcony został w pokoju, ale tak sugestywnie, że film bardzo przypadł mi do gustu. Pokazywałem go nawet w ramach odrębnego bloku – kosmicznie dziwne kino. Tego twórcę już dobrze znam. Co roku czekam na jego kolejne filmy. Są bardzo ambitne.

Publiczność w roli jurora

Festiwal „Kocham dziwne kino” wygrywa film, który zdobędzie najwięcej głosów publiczności. Widzowie otrzymują karty do głosowania i wybierają dwa ulubione filmy.

 - My głosy liczymy, ale bywa, że jako jurorzy pełnimy też rolę mediatora – opowiada Dawid. - Gdy się zdarzy, że filmy otrzymają taką samą liczbę głosów, nasze poparcie przechyla szalę zwycięstwa. Werdykty publiczności czasem zaskakują. Bywa, że nasze „czarne konie” lądują na 3.-4. pozycji. Ale inaczej ogląda się film w domu samemu, albo nawet we dwójkę, a inaczej na festiwalu w kinowej sali przy 100-osobowej widowni – zapewnia.

Zwycięzcy otrzymują statuetkę „Złotego Mola”. Wzorowana jest ona na postaci z filmu „People mole”, który Dawid z Pawłem oglądali przed laty.

Każdego roku statuetka ma inną formę.

- To nie jest jak z filmowym Oscarem. U nas zawsze wygląda inaczej. Zlecamy jej wykonanie komuś innemu. Wspólną bazą jest jedynie inspiracja filmem – dodaje Dawid. - I tak były figurki z gliny, gipsu i betonu, z plastiku wykonane na drukarce 3D. Były też witraże. A w tym roku zwycięzcy otrzymają pluszowe statuetki robione na drutach.

Program tegorocznego festiwalu TUTAJ