W przyszłym roku prezydent Pabianic chciał mieć 505.779 zł więcej wpływów do kasy miejskiej. Te pół miliona miało pochodzić z kieszeni podatników, czyli pabianiczan.

- To uderzy tylko małych przedsiębiorców, bo supermarkety i tak podatku od działalności u nas nie płacą, tylko od nieruchomości. Małe sklepiki osiedlowe zamykają się. Kioski się zamykają - wyliczał radny Marcin Mieszkalski na wtorkowej Komisji Budżetu i Finansów.

A nasze stawki podatkowe już dziś są takie jak w Łodzi, czyli najwyższe w województwie. Identycznie podatki płacą mieszkańcy Krakowa i Warszawy.

Jeżeli prawdą jest, że Pabianice pisząc plan naprawczy są zmuszone co roku podnosić podatki o 2,5 proc., oznacza to, że co roku grożą nam podwyżki podatków. Przez 8 lat powinny one wzrosnąć w sumie o 20 procent. Skoro w nowym roku prezydent spodziewał się pół miliona więcej z podatków, to w ciągu 8 lat pabianiczanie wpłaciliby jako podwyższone podatki dodatkowe 4 miliony złotych.

- Rok temu podniósł pan podatki i miało się na tym zatrzymać. A tu znów 2,5 proc. w górę – irytował się na komisji radny Marcin Mieszkalski.

- Możemy szukać pieniędzy gdzie indziej. Nie tylko podnosząc podatki mieszkańcom - mówił radny Krzysztof Rąkowski.

Jakie były propozycje? Podatek od gruntu (za metr kwadratowy): jest 0,80 zł, miał być 0,82 zł. Podatek od budynków mieszkalnych: jest 0,67 zł, miał być 0,68 zł. Podatek od garaży: jest 7,06 zł, miał być 7,24 zł.

Radni głosowali przeciw tej podwyżce.

Prezydent będzie musiał obejść się bez pół miliona złotych. Co Dychto na to?

- Jak nie będzie podwyżki podatku, to będą cięcia po stronie wydatków - mówił na konferencji prasowej Zbigniew Dychto.