Rozmowę z Kenicem prowadzili... uczniowie. Motywem do pytań była książka pt. „Dobrze być dzieckiem swojej ojczyzny. Janusz Kenic - wspomnienia i dziennik więzienny”.
Książka to wywiad rzeka, który Karol Chylak i Marek Michalik przeprowadzili z Januszem Kenicem. Opowiada on o swoim życiu, motywacji oraz działalności opozycyjnej w czasach PRL, za którą w latach 70. został aresztowany i skazany na blisko dwa lata więzienia, a później zmuszony do emigracji.
W więzieniu prowadził zapiski, które cudem nie zostały skonfiskowane.
Praca nad książką trwała dwa lata i znalazło się w niej wiele ciekawych i nieznanych wcześniej wątków. Składa się z dwóch części. Pierwsza obejmuje lata szkolne, studenckie, działalności w organizacjach Ruch, ROPCIO, Solidarności, czyli w opozycji antykomunistycznej.
Druga część to jego osobiste zapiski - dziennik pobytu w więzieniu. Kenic przyznał, że długo zastanawiał się nad publikacją dziennika i ujawnieniem najbardziej osobistych przeżyć.
- Ja codziennie prowadziłem notatki. Te notatki obejmują jakieś sześć miesięcy. Są autentyczne, niczego nie konfabulowałem i nie zmieniałem, przez co mają wartość historyczną - mówił Janusz Kenic.
Janusz Kenic podczas stanu wojennego ukrywał się i stworzył konspiracyjny zarząd Solidarności. W związku ze swoją działalnością opozycyjną został zmuszony do emigracji do Szwecji. Wrócił do Polski i dziś mieszka w Rydzynach pod Pabianicami. Prowadzi własną firmę.
Jest łodzianinem, rocznik 1947. Ojciec Kazimierz był żołnierzem Piłsudskiego. Sfałszował swoje dokumenty - postarzył się, by zaciągnąć się do wojska, potem z armią marszałka był w Kijowie. Janusz ukończył liceum im. Kopernika w Łodzi. Zdał maturę w 1965 r. i zdał na medycynę, ale zabrakło mu punktów. By uchronić się przed wojskiem, poszedł więc do Szkoły Oficerów Pożarnictwa.
Do organizacji Ruch trafił w 1968 r. przez duszpasterstwo akademickie przy kościele ojców jezuitów. Tam poznał Stefana i Marka Niesołowskich, Benedykta i Huberta Czumów. Celem Ruchu była „niepodległa i wolna Polska oraz odebranie władzy komunistom”.
- Kolportowałem ulotki i zostawiałem je np. w poczekalniach urzędów - wspomina. - Zazwyczaj były przepisywane na maszynach do pisania przez kalkę, potem były powielacze. Pisaliśmy też hasła na murach.
Po nieudanej próbie wysadzenia pomnika Lenina w Poroninie (1970 r.) zaczęły się aresztowania. Kenic był już wtedy absolwentem Szkoły Oficerów Pożarnictwa w Warszawie i oficerem w Łódzkiej Komendzie Straży Pożarnej. Aresztowano go 30 czerwca 1970 r. Trafił do więzienia na Rakowiecką w Warszawie.
– Do dziś pamiętam huk zamykanych za mną krat – wspomina. – W celi (8 metrów) były dwa piętrowe łóżka, cztery drewniane stołki, opuszczany blat, umywalka z zimną wodą i sedes niezasłonięty niczym od reszty celi. Załatwianie potrzeb fizjologicznych to był koszmar.
Do dziś chodzi po mieszkaniu, jak po celi - pięć kroków w przód, obrót i pięć kroków z powrotem.
- Zawsze byłem przeciwny karze śmierci, a na Rakowieckiej wykonywano wyroki - wspomina. - Raz usłyszałem krzyk prowadzonego do celi śmierci. Nie zapomnę go nigdy.
Na Rakowieckiej przesiedział trzy miesiące, potem przeniesiono go do Łodzi, do więzienia przy Smutnej.
- Przesłuchujący mnie esbecy zachowywali się bardziej cywilizowanie. Nie było krzyków, gróźb, wymuszania zeznań i wulgaryzmów. To, co mówiłem, było protokołowane. Ale przez 9 miesięcy nie miałem widzeń ani kontaktu z adwokatem. Listy były oczywiście cenzurowane.
W Łodzi siedział 6 miesięcy. Decyzja o zwolnieniu była zaskoczeniem. Myślał, że to zagrywka taktyczna, by go psychicznie złamać. Areszt opuścił około 20.00, nie było już pracowników odpowiedzialnych za procedurę i pewnie dlatego udało mu się wynieść swoje zeszyty-pamiętniki.
- Byłem już przy bramie, gdy usłyszałem „Kenic, wracaj…”. Zamarłem - wspomina. - Okazało się, że tego dnia matka dostarczyła paczkę dla mnie. Wróciłem po nią.
We wrześniu 1971 roku usiadł w ławie oskarżonych w sądzie przy Placu Dąbrowskiego. Wraz z nim było 7 osób. Skazano go na rok i osiem miesięcy więzienia. Sąd II instancji zmniejszył wyrok, zaliczając w poczet kary jedynie okres aresztu. Nie pozbawiono go praw publicznych, więc stopień oficerski nadal mu przysługiwał.
W latach 1973-1981 był komendantem ochrony przeciwpożarowej w Fabryce Transformatorów i Aparatury Trakcyjnej Elta w Łodzi. Nie zaprzestał działalności konspiracyjnej. Od 1977 r. uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Od IX 1980 w Solidarności, 5 IX 1980 r. uczestnik spotkania, podczas którego powołano MKZ w Łodzi, członek Komitetu Założycielskiego, następnie wiceprzewodniczący KZ w Elcie, od V 1981 delegat na I WZD Regionu Ziemia Łódzka, od VI 1981 członek Prezydium Zarządu Regionalnego, IX/X 1981 delegat na I KZD.
Od 13 grudnia 1981 r., gdy ogłoszono stan wojenny, ukrywał się aż do grudnia 1982 r. W czerwcu 1983 r. zdecydował się na emigrację ze względu na ciężką sytuację ekonomiczną. Po ujawnieniu się był bez pracy, a miał na utrzymaniu rodzinę. Bezpieka „puściła za nim szczura o rzekomej współpracy ze służbami. Plotka rozniosła się w środowisku.
Od 1983 do 1996 r. Kenic wraz z rodziną przebywał na emigracji w Szwecji.
- Żona, lekarz dostała pracę w szpitalu, dla mnie - oficera pożarnictwa jej nie było – wspomina. - Dzieci poszły do szkół.
Chwytał się różnych zajęć, był nawet rozwozicielem gazet. W końcu udało mu się dostać (dzięki żonie) pożyczkę z banku i otworzyć sklep. Prowadził go 8 lat. W 1995 r. wrócił do kraju. Po powrocie do Polski został prywatnym przedsiębiorcą. Był członkiem kierownictwa Regionalnej Izby Gospodarczej. W 1996 wiceprzewodniczący AWS w Łodzi, w 1997 członek Rady Politycznej RS AWS i p.o. przewodniczący RS AWS w Łodzi, 2001-2011 w PiS, od 2011 w centroprawicowej partii Polska Jest Najważniejsza. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2007).
Komentarze do artykułu: Niezwykła lekcja historii w II LO
Nasi internauci napisali 3 komentarzy
komentarz dodano: 2022-12-16 21:33:11
Do"komentarza" osobnika o ksywce "neostrada" nawet nie wypada się odnosić, bo tak jest durny i odarty z obiektywizmu. Sędziowie Piotrowski i Kryże nie wydawali tak haniebnych wyroków jak Iwulski i już dawno wyjaśnili swój udział w systemie sądownictwa za czasów "komuny". Trzeba być wyjątkowo zapiekłym komuchem, aby wywyższać Iwulskiego w stosunku do obu w/w sędziów i naiwnie liczyć na amnezję czytających.
komentarz dodano: 2022-12-15 23:19:36
Bogu dzięki że ta impreza odbyła się w II liceum, gdzie uczęszczał starosta Krzysztof Habura (taka szpileczka ), a nie w renomowanym I Liceum....
komentarz dodano: 2022-12-15 22:22:11