A sztuka i rzeźba zachwycały ją, odkąd pamięta. Nasze miasto, jak zapewnia artystka, ma szczęście, bo jest tu sporo ciekawych rzeźb.
- Jako dziecko godzinami wpatrywałam się w rzeźbę Marii, stojącą przed wejściem do kościoła św. Floriana przy ul. Warszawskiej – opowiada pabianiczanka. - Przyglądałam się szczegółom. Znałam wszystkie detale. Również na niemieckim cmentarzu jest sporo przepięknych rzeźb, które do tej pory podziwiam i zastanawiam się, jak rzeźbiarz mógł to zrobić z jednej bryły. Każdy paluszek, widać nawet paznokcie.
Tutaj nie ma miejsca na pomyłkę - to kamień, a on błędów nie wybacza.
- To byli niedoścignieni mistrzowie – dodaje pani Ewa. - Myślę, że nie dałabym rady tego wykonać. Jak uderzyć, żeby palec nie odpadł? To jest nieprawdopodobne.
Pójście w kierunku artystycznym było naturalnym wyborem pabianiczanki. Pani Ewa ukończyła Akademię Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi w pracowni rzeźby profesora Andrzeja Jocza.
- To była pracownia rzeźby nieprzedstawiającej, prowadzona zgodnie z myślą Strzemińskiego – opowiada Maliszewska. - Nauczyłam się tam innego, abstrakcyjnego widzenia formy. Patrzenia na każdy szczegół w kontekście innym niż realizm. To było dla mnie bardzo ważne i dało ogólne wyczucie formy. Ona nawet nieprzedstawiająca musi mieć swoje punkty ważne i mniej istotne, różne napięcia. Prowadzi ją jakaś myśl. Cieszę się, że miałam taką okazję. To była jedyna szkoła w Polsce, kontynuująca myśl abstrakcjonistów.
Realistycznego przedstawienia postaci, odwzorowywania podobieństwa i tworzenia portretu psychologicznego pani Ewa uczyć się nie musiała.
- W moim przypadku nie było to tak konieczne, bo te umiejętności posiadałam naturalnie, tak po prostu, mam to w genach – dodaje z uśmiechem.
Szkoła pozwoliła rozwinąć jej skrzydła na innym polu. Dała artystce możliwość połączenia myślenia syntetycznego, symbolicznego z realistycznym.
- To nie jest łatwa dziedzina. Bardzo trudno jest tutaj nie powielać, stworzyć coś, co byłoby nowatorskie. To jest prawdziwa twórczość – zapewnia rzeźbiarka.
Jak przyznaje pabianiczanka, realistyczna forma tego nie wymaga. Potrzebne są tutaj umiejętności manualne. Trzeba być mocniej skoncentrowanym na tym, żeby dana postać spełniała inne warunki.
- Moim zdaniem taka realistyczna rzeźna powinna „być w ruchu”. Zatrzymana w sekundzie, mieć swoje wewnętrzne życie. Wtedy to jest ciekawe i dobre – wyjaśnia Maliszewska. - Jeżeli realizm, to tylko z takimi cechami. Obok podobieństwa praca powinna odzwierciedlić również osobowość i charakter przedstawianej postaci.
Nasza Pabianka ma to „coś”
W tym projekcie rzeźbiarka chciała pominąć temat urody bohaterki. A jak głosi legenda, księżniczce Pabiance nie brakowało złota, ale urody owszem. Kobieta wstydziła się swojego wyglądu i nie chciała pokazywać twarzy światu. Dlatego kazała poddanym wykopać tunel między Zamkiem a kościołem św. Mateusza. Przejście umożliwiało jej przemykanie podziemiami na nabożeństwa.
- Kanony urody zmieniały się na przestrzeni epok. Wtedy za piękne były uznawane niewiasty z małymi, wąskimi ustami, dużymi oczami i wysokim czołem – wyjaśnia Maliszewska. - Kobiety nawet podgalały sobie włosy, żeby mocniej wyeksponować czoła. Dzisiaj natomiast panie podkreślają usta, duże to ładne. Wtedy mogłoby to być uznane za wadę. Zatem kto wie… średniowieczne brzydule dzisiaj może uchodziłyby za piękności.
Pani Ewa miała 4 projekty Pabianki. Te, które realizacji się nie doczekały, były skromniejsze.
- Moją faworytką była panna nieco bardziej pozakrywana, zawinięta w szaty. Skromniejsza – dodaje rzeźbiarka. - Wybrana do realizacji została jednak ta wersja bardziej reprezentacyjna.
Zagrała nie twarzą, a figurą
- Tak sobie to wymyśliłam – dodaje rzeźbiarka.
Artystka poszła w tę bardziej seksowną stronę.
- Od dzieciństwa słyszałam opowieści o Pabiance i jej rzekomym braku urody – dodaje. - W tym projekcie, może trochę przekornie, chciałam przedstawić ją jako atrakcyjną kobietę, troszeczkę prowokująco. A nie taką poważną, smutną i wycofaną. Tak bardziej dla ludzi, żeby oni mieli temat. To przecież jest kontaktowa rzeźba. Chciałam pabianiczan zaintrygować.
Księżniczka jak z bajki
- Dla mnie Pabianka też zawsze była bardziej bajkową, odrealnioną postacią, tak ją sobie wyobrażałam i poszłam w tym kierunku – dodaje artystka.
Strój oczywiście był wzorowany na tym średniowiecznym. Kobiety zakrywały wówczas włosy. Chowały je w różne chusty i podwijki. Za to bardziej eksponowały dekolty. Suknie były obcisłe, rozszerzane do dołu.
- Mając ograniczone pole popisu we fryzurach, musiały zagrać czymś innym – dodaje rzeźbiarka. - Wykorzystać sylwetkę, żeby tę kobiecość zachować. Tak to sobie wyobraziłam.
Nasza Pabianka zakrywa twarz, a „chwali się” nieprzeciętnymi kształtami i sylwetką. Jest oryginalna, kobieca, wyzywająca. Taka spodobała się najbardziej.
- To było ryzykowne. Spodziewałam się, że odbiór może być różny – mówi pani Ewa. - Ale pierwsze opinie pozytywnie mnie zaskoczyły, i to nie tylko te lokalne, ale również napływające z okolic, w tym Łodzi.
Ona robi wrażenie, zapada w pamięć i co najważniejsze, cieszy mieszkańców, którzy bawią się tą postacią. Przychodzą na Stary Rynek, oglądają, czasem przebierają i robią sobie z nią zdjęcia, dyskutują na jej temat…
- To trochę jak z pisaniem utworu muzycznego – zapewnia rzeźbiarka. - Nigdy nie wiadomo, jaki będzie odbiór, czy się spodoba. Bywa, że niespodziewanie kontrowersyjny utwór staje się przebojem i zaczyna rządzić się swoimi prawami. W przypadku Pabianki chyba taka sytuacja miała miejsce. Nie spodziewałam się takiego sukcesu, to było miłe.
Pabianiczanie chętnie się z nią fotografują. Kobiety podobnie jak ona zakrywają sobie twarz i pozują do zdjęć.
- Widziałam już animowane filmiki, na których nasza księżniczka podróżuje, zwiedza, przemieszcza się po Pabianicach, nawet jedzie na hulajnodze, podobno odwiedza Jana Długosza przy Zamku - z uśmiechem mówi pani Ewa. - Niesamowita zabawa!
Ta rzeźba prowokuje, bawi, zachwyca
I to nie pierwszy taki zrealizowany projekt Maliszewskiej. Naturalnej wielkości dziewczynka z gołębiami na ramieniu stanęła w Alei Najświętszej Maryi Panny (200 metrów od Jasnej Góry). Rzeźbę ustawiono w 2009 roku pośród małej sadzawki wyłożonej otoczakami. Figurkę omywa kilka strumieni wody tryskających z podłoża.
- Ona też jest taką maskotką mieszkańców – opowiada jej twórczyni. - To fontanna. Dziewczynka zatrzymana jest w ruchu, obsiadają ją gołębie. Najbardziej cieszą się nią dzieci. Ta rzeźba też „zagrała”.
Projekty, które realizowane są na zamówienie, to tematy przeważnie narzucone, z konkretnymi wskazówkami, których artystka musi się trzymać.
- Chociaż przyznam, że w przypadku Pabianki miałam swobodę i wolność – opowiada rzeźbiarka. - Nikt niczego mi nie narzucał, ale w związku z tym odpowiedzialność za efekt końcowy była większa i stres, jak rzeźba zostanie odebrana.
Inaczej było na przykład z pomnikiem Marka Kotańskiego, który stanął na dziedzińcu domu Markotu przy ul. Granicznej w 2004 roku.
- Tam pojawiły się konkretne wskazówki i warunki do spełnienia – opowiada Maliszewska. - Rzeźba musiała przypominać pana Marka, być też kontaktowa. On był człowiekiem, który żył dla innych. Moja praca nie mogła być monumentalna. Miała wyglądać tak, jakby postać chciała wyjść do innych, podać im rękę. Zejść z tego postumentu.
Oscarowy Piotruś
Ewa Maliszewska razem z Sylwią Nowak i Anną Wojtanią to „mamusie” Piotrusia i Wilka. Te trzy pabianiczanki przez rok pracowały w łódzkim studio „Se-ma-for” nad filmem brytyjki Suzie Templeton, który w lutym 2008 roku otrzymał Oscara za najlepszy krótkometrażowy film animowany.
Dziełem Ewy Maliszewskiej były głowy głównych postaci: Piotrusia, Dziadka, Cyrkowca, Łobuziaka, Tłuściocha, Wilka i Wrony. A także 8 postaci drugoplanowych.
To była wielka przygoda, ale też ogrom pracy, którą pabianiczanka włożyła w ten projekt. Angielska reżyserka była bardzo wymagająca. Zanim wybrała Ewę na twórczynię filmowych postaci i zaufała jej talentowi, obie panie spędziły sporo czasu na rozmowach.
- Ona opowiadała mi, jaki jest Piotruś, jaki ma charakter i osobowość – wspomina rzeźbiarka. - Ja miałam to wszystko pokazać na jego twarzy. Nie było tutaj konkretnego projektu, tylko jej wizja. Wiedziałam, jak Piotruś myśli, odczuwa, jak patrzy na świat. Wszystkie postacie były portretami psychologicznymi. Gdy ja byłam najbliżej tej wizji, ona zaczęła rozmawiać tylko ze mną.
To był bowiem konkurs, o którym Maliszewska dowiedziała się od Oli Walczak, ogłoszony w Radio Łódź. Wielu artystów nie tylko z Polski wzięło w nim udział.
- To było kilka miesięcy pracy i rozmów, żeby ta postać powstała – opowiada pani Ewa. - Mnóstwo etapów przejściowych, ale od początku czułam, że będzie to coś ważnego.
To było najtrudniejsze moje wyzwanie. Reżyserka szukała rzeźbiarzy po całej Europie, aż w końcu trafiła na „Se-ma-for”. Wcześniej wycofywała się ze współpracy z innymi studiami, gdy coś przestawało jej pasować.
Cały projekt i Oscar dla filmu był również ogromnym wyróżnieniem dla „Se-ma-fora” i pabianiczanki.
- Suzie Templeton wyjątkowo pilnowała każdej postaci, każdego szczegółu – opowiada Maliszewska. - Trudność polegała na tym, żeby jej odczucie, zamysł poczuć i przedstawić, zamknąć w formie. To były rozmowy o osobowości postaci.
Czy sukces filmu i Piotrusia przełożył się na sukces Ewy?
- Nic takiego się nie stało… - wyznała rzeźbiarka. - Niestety w tym fachu, przynajmniej u mnie, nie ma ciągu dalszego. Dochodzi do realizacji i cisza… Brakuje kontynuacji. Następuje taka dziwna przerwa i nie wiem, czy dojdzie jeszcze do jakiegoś projektu. Czy uda się, czy nie, to jest bardzo trudne.
To trwa miesiącami, czasem latami.
- To takie momenty zawieszenia, niepewności. Ten fach nie daje stabilności pracy – dodaje rzeźbiarka. - Starałam się w tych chwilach jakoś przetrwać. Musiałam imać się różnych innych zajęć. Pogodziłam się z tym, że tak to wygląda…
Rzeźba nieoczywista
Ważna praca Maliszewskiej to rzeźba symboliczna, która niemal 20 lat stała przed łódzką szkołą filmową.
- To były symboliczne trzy kręgi – opowiada pani Ewa. - Poświęciłam kilka lat, żeby ta forma powstała. Poprzedziły to badania symboliki w sztuce. To były moje przemyślenia twórcze. Zrobiłam ją w czasie studiów, a profesor Jocz zaproponował, żeby stanęła przed filmówką.
Niestety, gdy robiono remont elewacji, rzeźba została uszkodzona. Zdjęto ją do renowacji, a czy teraz ktoś jest zainteresowany, żeby ona tam wróciła?
- Chyba nie… - mówi artystka.
Artystyczne plany na przyszłość?
- Dalsze realizacje - dodaje rzeźbiarka. - A nie trudna przerwa.
Ewa Maliszewska stworzyła m.in.:
Portretowe rzeźby do polskiego filmu „Most” (historia osieroconych dzieci polskich zesłańców syberyjskich) w reżyserii Izumi Yoshidy, który zdobył Grand Prix „George Lucas Award” na Shorts Film Festival & Asia 2023 (Tokio 2023);
Portretowe rzeźby dygnitarzy komunistycznych do filmu pt. „1970” w reżyserii Tomasza Wolskiego, który miał premierę 10 grudnia 2021 roku. Film dostał I nominację i I nagrodę (2021);
Pomnik kronikarza Jana Długosza, znajdujący się przy Zamku - Dwór Kapituły Krakowskiej w Pabianicach (2017);
Rzeźbę abstrakcyjną, która stała na dziedzińcu Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera (1990-2018);
Z inicjatywy arch. Władysława Ratusińskiego - fontannę „Dziewczynka z gołębiami”, stojącą w Alei NMP 75 w Częstochowie. Rzeźba dziewczynki stała się jedną z największych atrakcji miasta (2016);
Portretowe rzeźby postaci do znanego polskiego serialu muzycznego dla dzieci „Rodzina Treflików”, tworzonego w technice lalkowej przez KAZstudio w Gdyni (2016);
Wykonywała projekty elewacji oraz projekty rzeźb symbolizujących cztery pory roku dla prestiżowego hotelu w Moskwie (Rosja, 2011);
Rzeźby postaci do oscarowego filmu animowanego „Piotruś i Wilk”, zrealizowanego w Łódzkim Studiu Filmowym „Se-ma-for” - Najlepszy Krótkometrażowy Film Animowany (Oscar 2007);
Płaskorzeźbę „Dłonie w modlitwie” znajdującą się w parafii ewangelicko-augsburskiej św. Piotra i św. Pawła w Pabianicach (1999);
Tablicę pamiątkową - pomnik żołnierzom poległym w I wojnie światowej w parku Wolności w Pabianicach (2001). Powstał dzięki współpracy z rzeźbiarzem Kazimierzem Żukiem;
Pomnik Marka Kotańskiego dla Stowarzyszenia „Granica” w Pabianicach (2004);
Rzeźbę abstrakcyjną, znajdującą się w zbiorach Muzeum Miasta Pabianic (1994);
Swoje prace wykonała także dla innych filmów animowanych m.in. „Latająca maszyna”;
Otrzymała Nagrodę dla Młodego Twórcy w II Studenckich Biennale Małej Formy Rzeźbiarskiej im. prof. Józefa Kopczyńskiego w Krakowie (1992).
Komentarze do artykułu: Ewa i jej rzeźby
Nasi internauci napisali 0 komentarzy