Do Pabianic przyjeżdżają co trzy, cztery tygodnie. Nasze schronisko znaleźli w... Internecie. Jego szef Andrzej Luboński dwa lata temu założył stronę internetową ze zdjęciami psiaków.
- Weszłam na tę stronę i pomyślałam, że to świetny pomysł. Niedługo potem założyłam własną psią witrynę - opowiada Teresa Narkiewicz-Meibaum.
Pierwszego psa zabrali rok temu. Od tej pory znaleźli ciepły dom 20 psim sierotom.
- Mam chętnych z całych Niemiec - opowiada Teresa. - Niedawno napisał do mnie nauczyciel aż z Zagłębia Ruhry. Spodobała mu się śliczna czarna suczka. Mieszkała w schronisku już sześć lat i w Polsce chyba nie znalazłaby nowego pana. By ją przygarnąć, przejechał dziewięćset kilometrów.
Niemcom najbardziej podobają się poczciwe polskie kundelki.
- Są mądre, wierne i niepowtarzalne - opowiada Teresa. - Suczki zwykle nazywam Myszka, a psy Szary lub Czarny, zależnie od koloru sierści. Nowi właściciele nie mają problemów z wymówieniem polskich imion.
Bariery językowej nie czują też psy. Niemieckie komendy wykonują równie szybko, jak polskie.
- Psiaki reagują na emocje, tembr głosu. Do mojego psa też odruchowo mówię: „siad". Rozumie, co ma zrobić - opowiada Teresa.
Jest łodzianką. Do Zachodnich Niemiec wyjechała 16 lat temu, na wycieczkę. Tam poznała Jorga i… nie wróciła już do Polski. Mieszka i pracuje w Hamburgu. Jest agentem ubezpieczeniowym i wolontariuszką w schronisku dla zwierząt Brinkum-Stuhr.
- Prowadzi je moja przyjaciółka Verena Kruepe - opowiada Teresa.
Schronisko w Hamburgu jest pięć razy większe od pabianickiego. Ale mieszka tam zaledwie 40-50 psów.
- Mają świetne warunki. Duże wybiegi, dwa stawy, w których mogą się kąpać i dwa place zabaw z torami przeszkód. Mogą hasać do woli - opowiada Teresa.
Nasi zachodni sąsiedzi chętnie przygarniają psy stare, a nawet chore. Szukają ich w Polsce, bo u nich prawie nie ma bezpańskich psów.
- Uporaliśmy się z tym problemem w prosty sposób - mówi Teresa. - Większość zwierząt, jakie lądują w schroniskach, jest sterylizowana. Poza tym każdy, kto chce przygarnąć szczeniaka, podpisuje zobowiązanie, że w ciągu miesiąca zaprowadzi go na taki zabieg.
Część psów z Pabianic Teresa i Jorg zawożą do schroniska w Hamburgu.
- Zdarza się, że ludzie szukają pieska konkretnej wielkości lub maści. Jeśli u Vereny takiego nie ma, od razu dzwonię do Andrzeja Lubońskiego - uśmiecha się Teresa.
Choć urodziła się w Łodzi, przyznaje, że woli pomagać w naszym schronisku.
- Jest dobrze zorganizowane i bardzo przepełnione - mówi. - A do łódzkiego schroniska nie mam zaufania. Tam psy często chorują.
Nigdy nie przyjeżdża z pustymi rękoma. Przywozi wielkie torby prezentów: suchą psią karmę, farbę do malowania boksów, środki do pielęgnowania sierści i lekarstwa dla psiaków.
W domu Teresa i Jorg mają dwa psy. Bravo (rasowy pies z Majorki) wyglądem przypomina buldoga. Gusię - malutką kundelkę, znaleźli kilka lat temu w łódzkim schronisku.
- Chcieliśmy wziąć jakiegoś weterana. Ale gdy krążyliśmy między boksami, przynieśli Gusię. Miała pięć tygodni. Ktoś zostawił ją pod schroniskiem w tekturowym kartonie. Była tak słodka, że zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia - opowiada Teresa.
0 0
Wspaniali ludzie :)
0 0
Chłop miał na wsi sukę, trzymał ją na łańcuchu. Mieszkała w budzie na podwórku. Jak się oszczeniła, male humenitarnie topił w worku. Przeprowadził się do miasta, dzieci chciały mieć psa, zdobył. Jak się oszczeniła rozdał sąsiadom, bo co miał zrobić. Jeszcze by kare dostał za utopienie. Sasiedzi się znudzili po roku i psy wywalili za drzwi. Ktos znalazł i zaniósl do schroniska. Tam męczyły się na betonie pół roku aż po jednego przyjechali z Niemiec 900 km.
Czy to wszystko ma sens ?
Czy ktoś się zastanawia skąd psy się biorą ? Jak trafiaja do schroniska ? Jestem przekonany, że większośc urodziła się w mieszkaniach tych paniuś, ktore rano wyprowadzają swoje pieski na trawnik na siusiu i kupkę. póxniej komuś dały całe szcześliwe że sie pozbyły problemu, potem, ktos się znudził itd.