„Policyjna dociekliwość i profesjonalizm sprawiły, że dwaj mężczyźni w wieku 60 lat i 64 lata usłyszeli zarzuty kłusownictwa i uśmiercenia zwierząt” - czytamy w notatce prasowej komendy wojewódzkiej policji. „Przestępcy zostali zatrzymani dzięki śladom pozostawionym na miejscu zdarzenia. Grozi im kara do 5 lat więzienia”.

3 grudnia policjanci dostali informację o sarnie uwięzionej we wnykach, w lesie w miejscowości Wygiełzów, gm. Zelów. Świadkowie uwolnili zwierzę, a policji wskazali miejsce i przekazali wnyki. Policjanci na miejscu zdarzenia zabezpieczyli ślady podeszwy obuwia oraz opon roweru. Idąc ich tropem znaleźli jeszcze trzy miejsca, gdzie rozstawione były sidła. Ostatecznie, po blisko 3 kilometrach wędrówki, po śladach doszli do posesji 64-letniego mężczyzny. Pytany o wnyki, zaprzeczył. Szybko okazało się, że kłamał. Na terenie posesji policjanci między innymi znaleźli poporcjowane kawałki mięsa. Przekopując ściernisko przed budynkiem ujawnili części ciała zwierzyny. Mężczyzna został zatrzymany.

Policjanci, idąc po śladach w lesie, po następnych 2 km trafili do posesji kolejnego sprawcy. W domu 60-latka zabezpieczono dwie misy poporcjowanego mięsa. Stróże prawa znaleźli i zabezpieczyli również buty, których protektor na podeszwie odpowiadał temu zabezpieczonemu w lesie.

Wiadomość o złapanych kłusownikach wzbudziła nasze duże zainteresowanie, bo o takich przypadkach nie słyszeliśmy od wielu lat. Podobnie jak Andrzej Dudziak, który od 40 lat prezesuje Kołu Łowieckiemu Złom. To myśliwi chronią dziką zwierzynę przed kłusownikami, patrolując lasy. Koło działa na 11,5 tys. hektarów lasów nadleśnictwa Kolumna. Obejmuje dwa obwody w gminach Pabianice, Dobroń, Dłutów i Pabianice, Lutomiersk, Konstantynów.

– Moim zdaniem kłusownik to profesja zanikająca na naszym terenie – uważa prezes Dudziak. - Kiedyś przechodziła z ojca na syna. Dziś raczej nikt się tym nie zajmuje.

Dlaczego?

- Nie ma naśladowców, poza tym „skórka niewarta jest za wyprawkę”, jak to mówi stare przysłowie. Kary są duże. Kiedyś sądy były łagodniejsze i orzekały małą szkodliwość czynu. Dzisiaj to może być nawet do 5 lat więzienia – odpowiada prezes.

Myśliwi Złomu sami patrolują lasy i wyszukują pułapki zastawione na dzikie zwierzęta.

– Wnyki i potrzaski znajdowaliśmy częściej w latach 80.-90. – wspomina prezes Dudziak. – W lasach było wówczas dużo zajęcy i bażantów. Na nie najczęściej „polowali” kłusownicy. Przyłapaliśmy jednego w okolicach Lutomierska, który „polował” na sarny. W jego obejściu znaleźliśmy skórę zwierzęcia.

Jakieś pięć lat temu myśliwi Złomu „zasadzili się” na kłusownika, który „polował” z bronią w lasach, w okolicach Ldzania i rzeki Grabi.

– To był obcokrajowiec. Jeździł samochodem i strzelał do zwierząt. Słychać było wystrzały – wspomina prezes. - Nie udało się nam go złapać na gorącym uczynku. Na szczęście, przestał.

Wyszukiwanie i unieszkodliwianie pułapek na zwierzęta bywało niebezpieczne dla ludzi.

– Oprócz drucianych wnyków na ścieżkach, którymi poruszała się zwierzyna, zdarzało się znaleźć śmiertelną broń - samopał - wspomina prezes Dudziak. – Kolega wszedł na taką ścieżkę. Na szczęście, pocisk wystrzelony z metalowej rury poszarpał mu tylko nogawkę spodni.

Mężczyźni przyłapani na kłusowaniu w Zelowie usłyszeli zarzuty przestępstw z ustawy Prawo łowieckie i z Ustawy o ochronie zwierząt. Odpowiedzą za zakładanie urządzeń przeznaczonych do chwytania lub zabijania zwierząt, za posiadanie zwierzyny leśnej jako osoba nieuprawniona do polowania oraz za uśmiercenie zwierząt.

Za kłusownictwo grozi kara nawet do 5 lat pozbawienia wolności. Zabijanie zwierząt z naruszeniem przepisów to przestępstwo zagrożone karą do 3 lat więzienia.