ad

Bardzo się zmienił w ostatnich latach wygląd naszego miasta” – pisała „Gazeta Pabjanicka” z 11 listopada 1928 roku „Co prawda nie posiadamy wielu okazałych gmachów, ale parkany zostały pobielone, a bruki naprawione. Domy zaopatrywane są w latarki z numerami, a na rogatkach ulic umieszczono ładne emaliowane tabliczki z nazwami. Zmieniły też wygląd zakłady gastronomiczne, sklepy i zakłady fryzjerskie. Handel coraz bardziej zostaje opanowany przez chrześcijan, a pamiętamy, że w 1910 roku nie było ani jednego chrześcijańskiego sklepu z manufakturą (spożywczego) i konfekcją. Dziś chrześcijańskie sklepy mamy na każdej ulicy. Tak samo było i ze składami żelaza, które posiadali tylko Żydzi”.

Cudem techniki nazywano w 1928 roku radio.

Marzyła o nim każda rodzina. Jednak na odbiornik z ogromną anteną stać było nielicznych (kosztował kilka miesięcznych pensji). „Gazeta” pisała: „Zupełną nowością w życiu naszego miasta jest radio, które umożliwia nam w każdej chwili kontakt z całym światem. Mamy już w Pabianicach 247 zarejestrowanych aparatów. Radio posiada m.in. szpital miejski, policja, kino, dzięki czemu każdy ma możliwość zetknięcia się z tym wielkim i doniosłym wynalazkiem”.

Doniosłym wynalazkiem numer dwa był wtedy telefon. 10 lat po odzyskaniu niepodległości w domach dzwoniło 240 aparatów telefonicznych (rok wcześniej – 150). Miejską centralę ulokowano na parterze budynku przy Zamkowej. Pracowały tam dwie osoby.Codziennie przez telefon pabianiczanie prowadzą 3000 rozmów. Z Łodzią rozmawiają około 400 razy dziennie” – pisała prasa.

Tramwaj co 20 minut

Do 1926 roku tramwaj z Łodzi dojeżdżał tylko do Magistratu przy Placu Dąbrowskiego (Stary Rynek). Rok później zakończono prace przy przedłużeniu torów do dworca kolejowego. „Pewną niedogodnością jest to, że tramwaj kursuje dość rzadko, bo co 20 minut” – narzekała „Gazeta”. „Rocznie tramwaje przewożą przez Pabianice 250 tys. pasażerów, czyli przeciętnie na miesiąc wypada 20 tys.”.

Od zakończenia wojny w mieście przybyło aż 16 tys. osób. 70 proc. mieszkańców stanowili Polacy, a 18 proc. - Żydzi. 42-tysięczne Pabianice były wtedy siedmiokrotnie większe od stolicy powiatu – Łasku. „W najbliższych miesiącach zostanie zatwierdzony plan regulacyjny miasta, przewidujący rozrost Pabianic do 100 tys.” – pisała prasa.

Póki co problemem był niedostatek prądu.

„Gazeta” pisała: „Otrzymanie prądu stało się ważnym bodźcem dla rozwoju miasta. Dziś prąd wyzyskują dla siły przemysłowcy, rzemieślnicy i wszyscy mieszkańcy. Mroki miejskie rozświeca 169 lamp ulicznych, z czego 152 to lampy dwustuwatowe, a 17 – trzystuwatowe. Z chwilą gdy elektryfikacja miasta zostanie ukończona, czyli powstanie Elektrownia Miejska, liczba ta przekroczy 200”.

90 lat temu główną rozrywką pabianiczan było chodzenie do kina. Działały 3 kina. Widownia Kina Miejskiego miała 750 miejsc, „Zachęty” - 400 miejsc, a „Luny” - 600 miejsc. Miesięcznie filmy oglądało 18 tys. osób. „GP” pisała: „Wszystkie kina mają sceny, na których teatry przyjezdne (z Łodzi i Warszawy) wystawiają bardzo cenne utwory dramatyczne. Podziwialiśmy więc: Smosarską, Malicką, Messalkę, Niewiarowską, Frenkla, Węgrzyna, Stępowskiego, Jaracza, Węgierkę, słuchaliśmy Przybyszewskiego, Sieroszewskiego, Kaden-Bandrowskiego, Langego i b. prezydenta Rzeczpospolitej – Wojciechowskiego”.

Brakowało mieszkań

W 1928 roku nad Dobrzynką budowano przeważnie prywatne kamienice czynszowe. Kto nie płacił komornego, ten szybko był eksmitowany. „Ponieważ ilość eksmitowanych lokatorów stale wzrasta, Magistrat zmuszony był postawić barak w parku Karolewskim, chcąc dać dach nad głową najbardziej potrzebującym” – pisała „Gazeta”. „W baraku znajduje się 16 wygodnych izb, które mają czasowo służyć za pomieszczenie dla eksmitowanych.

Tymczasem do miasta ciągnęły tysiące rodzin szukających tutaj pracy.

Rosło też powojenne (bardzo liczne) pokolenie pabianiczan, dla których trzeba było szykować miejsca w szkolnych ławach. „Gazeta” pisała: „W pierwszych latach po wojnie udało się zbudować dwie szkoły powszechne: im. Ewarysta Estkowskiego i im. Grzegorza Piramowicza przy ul. Zamkowej i Cerkiewnej (Poniatowskiego). Po sąsiedzku stanął dom dla kierowników i woźnych obydwu szkół”.

Dwie nowe szkoły pomieściły 700 dzieci. Magistrat kupił im podręczniki, zeszyty i ołówki. Płacił też pensje szkolnemu lekarzowi i dwóm higienistkom. 500 uczniów pabianickich szkół powszechnych codziennie dostawało drugie śniadanie. Na kolonie letnie miasto wysyłało corocznie 400 dzieci.

A co w fabrykach?

„Na kilka kilometrów od Pabianic widoczna jest gęsta chmura dymu, unosząca się nad miastem. Dym ten jest dowodem, że miasto żyje i pracuje. Pabianiczan widok dymu walącego ze smukłych kominów fabrycznych nie zatrważa, a raduje: jest on widocznym znakiem oddechu fabryk, będących podwaliną bytu naszego miasta” – w ten sposób brudnym powietrzem zachwycała się prasa. W fabrykach pracowało 14 tys. pabianiczan.

Największa fabryka włókiennicza - Krusche-Ender, zatrudniała 4.250 osób. Wytwarzała tkaniny białe, zefiry i kołdry. Dobrze wyposażona w urządzenia do farbowania tkanin firma Dobrzynka dawała pracę 400 osobom, a dawna fabryka Kindlerów (po wojnie w rękach Anglików) zatrudniała 1.650 pracowników.

Do średnich zaliczano firmy: Silberstein i Weinstein (253 pracowników), Synowie Preissa (192), Ch. Hajda (231), Gustaw Preiss (151), Herman Faust (140). Fabryka Papieru Saengera zatrudniała 409 osób. „Produkuje ona papier gatunku tańszego i słynie z dobrze ułożonych stosunków między robotnikami” – pisała „Gazeta”. Z kolei zatrudniające 310 osób Pabianickie Towarzystwo Akcyjne Przemysłu Chemicznego (własność Szwajcarów) produkowało barwniki, chemikalia i leki.

Przed pierwsza wojną Pabianice były znane z produkcji solidnych mebli.

Prosperowała fabryka mebli biurowych Łaznowskiego (jedna z większych w kraju) i założona w 1904 r. fabryczka mebli Józefa Magrowicza. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości obie firmy zatrudniały ponad 150 osób.

Na Zielonej Górce pojawiły się 3 młyny: Spójnia, młyn firmy Skupiński, Kwiram i Spółka oraz mniejszy młyn J. Miłowskiego. „Młyny te mogą dziennie przemleć 2400 centnarów (około 120 ton) zboża” – pisała „Gazeta”. „Młyn Spójnia posiada łuszczarnię, która będzie obrabiać kaszę i ryż”.

Niedługo po wojnie powstała też fabryka żarówek Osram przy ul. Grobelnej.